Po 43. edycji konkursu World Press Photo
Na dużym plakacie nieruchoma twarz mężczyzny owinięta bandażem i oklejona plastrami. Właśnie temu zdjęciu duńskiego fotoreportera Clausa Larsena, wybranemu spośród 42 215 fotografii z całego świata, jurorzy ubiegłorocznej 43. edycji konkursu World Press Photo przyznali główną nagrodę. Spojrzenie oczu zatrzymane w kadrze jest jakby wyprane z emocji, lecz mimo to oskarża. Dlatego słuszna wydaje się opinia, że fotografia ta, choć wykonana w Kosowie, mogłaby równie dobrze powstać w Czeczenii albo w czasie drugiej wojny światowej. Jednak zdecydowana większość spośród kilkuset prac prezentowanych na wystawie w Górnośląskim Centrum Kultury w Katowicach unika tego rodzaju chłodnej, zracjonalizowanej formy narracji w przedstawianiu ludzkiego dramatu. Oto makabryczny zapis śmierci Joaquima Guterresa, zastrzelonego w Timorze Wschodnim przez indonezyjską policję. Obiektyw rejestruje ostatnie chwile życia tego chłopca, jakby czyhał na jego śmierć, a potem oczywiście jest przy jego trupie. Oto wstrząsający, "detaliczny" wizerunek człowieka okaleczonego wskutek wybuchu samochodu-pułapki w Dżakarcie. Znów wyczuwa się tu raczej "polowanie na sensację" niż chęć okazania współczucia. Bardzo często obiektyw fotoreportera nie tylko pokazuje cierpienie w jego skrajnych przejawach, ale niemal się w nim zanurza. Stosy trupów, porozrywane na strzępy ludzkie ciała, płynące ulicami strumienie krwi, wykrzywione twarze rannych i konających, widok zburzonych domów i osiedli, bezbrzeżny smutek oczu, które patrzą zza drutów kolczastych - słowem, cały długi katalog nieszczęść, którymi, notabene, codziennie karmi nas telewizja, zwłaszcza w swoich programach informacyjnych. Czy świat jest aż tak zły? Czy nie ma w nim już w ogóle miejsca na uśmiech, radość, pogodę ducha, muzykę, sztukę, sport, wypoczynek, przyrodę, piękno, dobroć, miłość, bezinteresowność? Owszem, i te wartości ludzkiego życia znalazły na wystawie swoje odbicie, tyle że - niestety - w wyraźnej mniejszości. Organizatorzy ubiegłorocznej edycji World Press Photo przypominają, że była ona ostatnią w tym stuleciu i przez to stała się okazją do rozrachunków. Miała być niejako podsumowaniem okrutnego XX wieku. W katalogu do wystawy przewodniczący jury Mark Grosset próbuje wyjaśnić jej charakter: "Mogłoby się wydawać - stwierdza - że w świecie nadal dominują okrucieństwo, wojna (niezależnie od tego, czy pozostaje nieznana, czy też znajduje się w centrum zainteresowania mediów), głód i epidemie - na które często zwracamy zbyt mało uwagi. Wydaje się, że historia nigdy niczego nas nie nauczy, i że coraz bardziej nabieramy przekonania o nieuchronności tych wydarzeń na podobieństwo trzęsienia ziemi czy huraganów. Na szczęście, na straży naszego człowieczeństwa stoją fotografowie, którzy nierzadko pełnią swoją powinność z wielkim talentem". No cóż, autorom prezentowanych zdjęć na pewno nie sposób odmówić wielkiej odwagi cywilnej, talentu, profesjonalizmu, wrażliwości i zaangażowania. Ich praca bywa niezwykle trudna i niebezpieczna. Wielu z nich traktuje ją jako swoją życiową misję. Są nieraz wielkimi artystami, o czym można się przekonać również podczas oglądania najnowszej wystawy. Na przekór politykom, dyktatorom, cenzorom i kłamcom wszelkiej maści chcą przekazywać prawdę o świecie. Czy jednak zawsze i w każdej sytuacji - tak jak pisze o tym Mark Grosset - stoją na straży naszego człowieczeństwa? Czy przypadkiem, ukazując nam wciąż jednostronnie ponury, czarny obraz świata, sami go zarazem w taki właśnie sposób nie kreują? Warto obejrzeć tę wystawę, choćby tylko po to, żeby się nad tym pytaniem głębiej zastanowić.
opr. mg/mg