Rozeznawanie Franciszka. Jaki jest duchowy spadek po zmarłym papieżu?

Odszedł ojciec. I dlatego płaczemy. Nie sądzę, aby czas pożegnania papieża, był dobrym momentem na jakieś łatwe podsumowania tego pontyfikatu. Tym bardziej, że jesteśmy dziś w dużej mierze zakładnikami mediów, które kreują wizerunek papieża zgodnie ze swoimi założeniami – pisze ks. Tomasz Jaklewicz, felietonista Opoki.

Pontyfikat papieża Franciszka został domknięty. W medialnych relacjach tuż po jego śmierci i podczas pogrzebu dominowały życzliwość i sympatia do papieża, było mnóstwo szczerego wzruszenia, autentycznej żałoby i smutku. Relacja z ceremonii pogrzebowej miała w sobie coś majestatycznego.

Skłóceni politycy, różne sprzeczne kościelne opcje, wszyscy żegnali papieża Franciszka. W ciszy, w skupieniu, z godnością. To było piękne. Na chwilę ustało ujadanie na Kościół lub sarkastyczne uwagi na jego temat. Patrząc na relację z pogrzebu, na wypełniony plac św. Piotra  można było poczuć siłę i piękno katolicyzmu.

To chyba także znak, że potrzebujemy ojców, autorytetów, duchowych przywódców. Właśnie dlatego, że gubimy się w indywidualizmie i mamy dość celebryctwa. Figura papieża w chwili jego śmierci ukazała się jako uniwersalny autorytet. Znak, że nie tylko Kościół, ale i świat potrzebuje pasterza. Kogoś, kto pokazuje drogę. Kto jest skałą, gdy wszystko płynie.

Śmiem twierdzić, że ogrom tych emocji miał podłoże religijne. Katolicy szanują papieża, ponieważ rozumieją, że papiestwo to instytucją, która ma swoje źródło w samej Ewangelii. Każdy papież jest Piotrem – jego autorytet nie bazuje na osobistych przymiotach kapłana, który pełni tę misję. Ten autorytet opiera się na przekonaniu, że papież jest Piotrem wybranym przez Chrystusa i danym nam jako światło na nasze czasy.

Oczywiście, że kardynał Bergoglio jako papież Franciszek wniósł w papieski urząd swój charakter, swoje talenty, swoją wiarę i nadał swojej posłudze określony kształt. Śmierć papieża poruszyła wszystkich, zarówno jego entuzjastów jak i krytyków, ponieważ odejście papieża jest zawsze jakimś rodzajem osierocenia.

Odszedł ojciec. I dlatego płaczemy. Nie sądzę, aby czas pożegnania papieża, był dobrym momentem na jakieś łatwe podsumowania tego pontyfikatu. Tym bardziej, że jesteśmy dziś w dużej mierze zakładnikami mediów, które kreują wizerunek papieża zgodnie ze swoimi założeniami.

Nieraz na podstawie jakiś drobnych przesłanek, słów czy gestów papieża wyciąga się jakieś bardzo daleko idące wnioski. Na przykład powtarzano w kółko informację o skromnym papieskim pogrzebie, czy skromnym grobie. A przecież jego poprzednicy byli pochowani w podobny sposób. W prostych grobach nakrytych tablicą z wyrytym imieniem.

Nie jest tajemnicą, że Franciszek cieszył się przychylnością dominujących lewicowo-liberalnych mediów, które podkręcały obraz papieża rewolucjonisty, który zmieni Kościół na modłę postępowców. W sieci krążą jakieś opowieści o papieżu czy cytaty, które ukazuję go jako ciepłego, serdecznego człowieka. Niby nic w tym złego, bo pewnie taki był, ale do tych obrazków dołączone jest wprost lub nie wprost przesłanie, które dobrze ilustruje cytat: „Wiara w Boga nie jest konieczna do zbawienia. Wystarczy, że będziesz dobrym człowiekiem”. Nie jestem pewny, czy Franciszek naprawdę coś takiego powiedział. Ale taki wizerunek papieża kreuje świat internetu, a „Wyborcza” pisze wprost, że „Franciszek starał się uporządkować to wszystko, co napsuł papież z Polski”. 

Niewątpliwie będziemy świadkami sporu o duchowy spadek po Franciszku. W jaki sposób zmienił Kościół? Jak zmienił rozumienie papieskiego urzędu? Jakie są trwałe osiągnięcia tego pontyfikatu? Jakie elementy doktrynalne, moralne czy społeczne został wzmocnione w Kościele, a jakie osłabione? Czy przybyło powołań? Podstawowe zadania papieskiego urzędu są zawsze dwa: umocnienie wiary oraz bycie znakiem, zwornikiem jedności Kościoła. Stąd dwa fundamentalne pytania: czy papieskie świadectwo życia i jego nauczanie umocniło naszą wiarę, kwestionowaną dziś coraz mocniej przez toksyczną kulturę, w której żyjemy? I czy jesteśmy jako wierzący bardziej zjednoczeni wokół Chrystusa i Ewangelii czy podzieleni, rozdyskutowani?

Zapewne te tematy pojawią się w dyskusjach kardynałów, którzy wreszcie będą mogli się poznać i szczerze porozmawiać nie na medialnych forach, ale jako pasterze, zatroskani o Kościół i noszący brzemię największej odpowiedzialności za jego przyszłość. Jest paradoksem, że Franciszek zabiegając tak bardzo o synodalną strukturę Kościoła, tylko raz zorganizował na konsystorzu zamkniętą debatę kardynałów. Przez cały pontyfikat ci najważniejsi pasterze Kościoła nie mieli okazji posłuchać siebie wzajemnie. Teraz muszą szybko odrobić lekcję, aby wsłuchując się w głosy braci rozpoznać wolę Pana.

Pozostaje mieć nadzieję, że biskupi, księża i świeccy będą także mogli w poczuciu odpowiedzialności za Kościół rozmawiać o dziedzictwie papieża i jego „rabanie” w Kościele. I niekoniecznie tylko wedle dość sztucznej jednak formy po trzy minuty na wypowiedź. I bez zakładania, że każda krytyka jest atakiem na „proroka”. Warto odzyskać głęboki sens słowa „rozeznawanie”. Aby rozpoznać wolę Pana nie wystarczy słuchać siebie nawzajem, ale odnosić swoje doświadczenia do głosu Jezusa, który rozbrzmiewa w Piśmie, tradycji, liturgii, dogmacie. Niewątpliwie nadchodzący czas będzie w Kościele czasem rozeznania, co Pan chciał nam powiedzieć przez Franciszka.

Nie wolno zmarnować lekcji, która nam pozostawił. Trzeba przyjąć i ocalić to, co było bez wątpienia perłą, ale też nazwać po imieniu tę część jego dziedzictwa, która budziła i budzi obawy ze względu na miłość do Kościoła, którego Panem jest Jezus.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama