Konkurs Piosenki Eurowizji jest wydarzeniem nie tyle muzycznym, co raczej polityczno-kulturowym, albo raczej antykulturowym. Kolejne jego edycje są symbolem upadku współczesnej kultury. Obscena, ideologia i pseudo-estetyka trans/gender/LGBT, okultystyczno-satanistyczne odniesienia… I na siłę generowany entuzjazm europejskich mas – pisze felietonista Opoki o. Dariusz Kowalczyk SJ.
Tym bardziej mnie ucieszyło, kiedy znajoma nauczycielka jednego z rzymskich liceów, powiedziała mi, że chciała porozmawiać z uczniami o Eurowizji, ale ci popatrzyli na nią, wydęli wargi i zapytali: „A co to w ogóle jest?”. Ale to uczniowie, którzy uczęszczają na lekcje religii, a zatem prawdopodobnie nie są reprezentatywni dla masowych gustów w Europie.
Niemieckie media napisały, że w tym roku Konkurs ujawnił smutny stan Europy. Ale oczywiście nie chodziło im o antykulturową, postępową wiochę, by tym akurat w Niemczech się zachwycają, lecz o „antysemickie” wybryki wokół występu Eden Golan, reprezentantki Izraela w Eurowizji. Tysiące osób, na czele ze specjalistką od globalnego ocieplenia, Gretą Thunberg, protestowało domagając się wykluczenia Izraela z Konkursu. Na ulicach Malmö, gdzie odbywa się konkurs, można było zobaczyć transparenty typu: „Eurowizjo, wstydź się! Macie krew na rękach!”. Nieśli je przeciwnicy tego, co robi Izrael wobec Palestyńczyków. Nawiasem mówiąc jest bardzo ciekawe to, jak liberalna lewica dzieli się w sprawie wojny w Gazie. Wiele dużych liberalno-lewicowych mediów, a także wiele globalnych instytucji finansowych, znajduje się w rękach żydowskich, i muszą to brać pod uwagę politycy, ale z drugiej strony, to przede wszystkim spośród lewactwa rekrutują się najzagorzalsi przeciwnicy polityki Izraela.
Niemiecki dziennik, „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, ubolewa, że Konkurs Eurowizji miał „łączyć ludzi ponad granicami narodów, koloru skóry, języka, płci, światopoglądu i gustu muzycznego”, a tymczasem jest „sceną politycznego sporu”, a izraelska piosenkarka Eden Golan boi się ponoć o swoje bezpieczeństwo. Tyle że cała sytuacja przysparza izraelskiej szansonistce także wielu fanów, którzy na nią głosują. Co się będzie działo, jak wygra? Jeśli zaś chodzi o tę misję łączenia, to Konkurs od dawna nikogo z nikim nie łączy. Nie jest też – wbrew temu, co się mówi – jakimś areopagiem pluralizmu. Wręcz przeciwnie! Jest on coraz bardziej prymitywnym i bezczelnym rozsadnikiem jedynie słusznych ideologii i mód lewicowo-liberalnego świata.
Głosowania na piosenki odzwierciedlą po części show biznesowe gusta głosujących, ale w niektórych przypadkach mówią nam raczej o sympatiach społeczno-politycznych. W roku 2022 w Konkursie Eurowizji Polskę reprezentował Krystian Ochman. Ukraińscy widzowie przyznali mu 12 punktów, ale już ukraińskie jury Ochmana w ogóle nie zauważyło i nie przyznało mu żadnych punktów. Ta rozbieżność tłumaczy się nie tyle muzycznymi kryteriami, co zapatrywaniami polityczno-ideologicznymi. Wiadomo bowiem nie od dziś, że tzw. elity ukraińskie są zdecydowanie antypolskie, tymczasem lud ukraiński był jednak wdzięczny Polakom za nadzwyczaj hojną pomoc po wybuchu wojny.
Włoski dziennik „La Repubblica” (taka włoska „Gazeta Wyborcza”) mimo wszystko zachwyca się tegorocznym Eurovision i oznajmia w tytule: „Pomiędzy queer i diablicami – triumf wolności”. A potem czytamy: „Wolność we wszystkich formach. O tak! wolność, wolni wszyscy. Żadne wydarzenie nie pobudza wyobraźni wokalistów, kostiumografów i choreografów. Dziewczyna, która reprezentuje Irlandię, Bambie Thug, w postaci diablicy, trochę przeraża czymś w rodzaju nietoperza rozmazanego na czole i niepokojącymi rogami…”. No cóż! Różne są rozumienia wolności, również takie, które wolnością nazywają zniewolenie.
Dziś „wolny” i „odważny” artysta, to taki, który na przykład zrobi siusiu do kubła i wsadzi do niego krucyfiks. Przypomina się tutaj spektakl „Klątwa” wystawiony swego czasu w Teatrze Powszechnym. Oklaskiwała go tłumnie „warszawka”. Oklaskiwała m.in. scenę seksu oralnego z figurą Jana Pawła II oraz ogłoszenie przez jedną z aktorek zbiórki pieniędzy na zabicie Jarosława Kaczyńskiego. Co za przykład „wolności” i „odwagi”, prawda?
Chamska, bluźniercza, chrystofobiczna antykultura toczy się przez świat… W książce „Historia antykultury” Krzysztof Karoń napisał: „Sztuka współczesna jest bez wyjątku wyrazem chaosu, przypadku, bylejakości, destrukcji, brzydoty i w ostatecznej konsekwencji – patologii i w tym znaczeniu nie jest ona kontynuacją, ale zaprzeczeniem całej sztuki wcześniejszej”.