O demonicznej próżni i Jezusie pukającym do drzwi

Święta Bożego Narodzenia. Wydawałoby się, bezbronne wobec konsumpcyjnego walca, który co roku próbuje je zredukować do zakupów. A jednak wykrzywiane, manipulowane, wykorzystywane, a także oskarżane, że niby takie nietolerancyjne wobec innych religii, Boże Narodzenie się broni. I nie tylko się broni, ale niesie radość i nadzieję głosząc Dobrą Nowinę – pisze felietonista Opoki o. Dariusz Kowalczyk SJ.

Święta Bożego Narodzenia. Wydawałoby się, bezbronne wobec konsumpcyjnego walca, który co roku próbuje je zredukować do zakupów. Wykorzystywane przez manipulatorów i dyktatorów, ludzi złej woli. Bo wiadomo, że tuż przed Bożym Narodzeniem łatwiej pewne rzeczy narzucić, przepchać na rympał. Ludzie zabiegani, przygotowują się do świąt, a poza tym na dworze zimno. A jednak wykrzywiane, manipulowane, wykorzystywane, a także oskarżane, że niby takie nietolerancyjne wobec innych religii, Boże Narodzenie się broni. I nie tylko się broni, ale niesie radość i nadzieję głosząc Dobrą Nowinę, że Bóg Stwórca, Pan życia i śmierci, stał się człowiekiem, aby okazać nam swoją solidarność i miłość.

Roman Brandstaetter zwierza się w swoim „Kręgu biblijnym”, że postanowił kiedyś napisać opowieść o tym, co by się działo na świecie, gdyby Chrystus się nie narodził:

„Gdy zacząłem obmyślać – pisze autor – akcję i konflikt, charaktery osób, stosunki polityczne i społeczne, doznałem wrażenia, jakby z głębi czasu zionęła ku mnie potworna otchłań niemożliwa do określenia. W żaden sposób nie mogłem sobie wyobrazić nieobecności Chrystusa w ludzkich dziejach. Nie zdołałem wykrzesać z siebie ani jednego obrazu. Tworzywo okazało się jałową miazgą, której nie umiałem nadać kształtu. Stanąłem oko w oko z demoniczną próżnią, w której ani siebie, ani sensu świata nie mogłem odnaleźć”.

Tak! Demoniczna próżnia. Bo czym bylibyśmy bez Boga Człowieka?! Bylibyśmy przypadkowym rezultatem ślepego działania kosmicznych sił. I choć 80 lat życia może przynieść wiele pięknych chwili, to ostatecznie nasze istnienie byłoby bez powodu, bez celu, bez głębszego sensu. Bylibyśmy istotami, które wyłaniają się z nicości i do nicości bezpowrotnie wracają. Tymczasem Bóg wcielony mówi nam, że jest nieodwołalnie z nami. A skoro tak, to znaczy, że nasz początek nie jest ślepym przypadkiem, a cel, który przed nami, to życie wieczne. Ojcowie Kościoła nie bali się mówić: Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się Bogiem. Oczywiście nie w sensie diabelskiej pokusy w raju, że staniecie się jak Bóg, ale w sensie daru, zjednoczenia z Bogiem, przebóstwienia mocą nieprzemijającej łaski. Ojcowie Kościoła mówili też, że to, co nie jest przez Boga przyjęte, nie może być zbawione. Tymczasem Bóg przyjął nasze całe człowieczeństwo

Bóg dał nam szansę na wieczne życie we wspólnocie z Nim. Szansę, bo nie może zbawić nas bez nas, tym bardziej wbrew nam. Wszak do tanga trzeba dwojga. Bóg jest wszechmocny, ale jest to nie jakaś abstrakcyjna wszechmoc, ale wszechmoc miłości. A miłość nie może zmusić nikogo, by ją przyjął. Miłość czeka, by zostać przyjętą w wolności. Dlatego Bóg nie zstąpił z niebios w swej Boskiej mocy budząc postrach i niewolniczy podziw, ale przyszedł jako małe dziecię, narodził się z kobiety w betlejemskiej grocie. Kiedy jednak został odrzucony, nie zostawił człowieka samemu sobie, ale pozwolił się ukrzyżować, a po trzech dniach zmartwychwstał. A kiedy apostołowie, natchnieni przez Ducha, zrozumieli sens tej historii, zaczęli głosić przebaczenie grzechów i życie wieczne w Chrystusie. I to przepowiadanie trwa do dziś.

Wcielony Bóg przychodzi do nas. W księdze Apokalipsy czytamy: «Oto stoję u drzwi i kołaczę, jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną» (Ap 3, 20). Właśnie! Jezus czeka, abyśmy mu otworzyli drzwi. „Nie lękajcie się, otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi. […] Chrystus wie, co nosi w swoim wnętrzu człowiek. On jeden to wie!” – wołał  Jan Paweł II w homilii podczas Mszy 22 X 1978 roku.

Przypomina się tutaj słynny obraz angielskiego malarza, Williama Holmana Hunta (1827-1910) „Światłość świata”. Widzimy Chrystusa z lampą przy starych drzwiach w jakimś ponurym, zachwaszczonym ogrodzie z powyginanymi konarami drzew. Jezus puka do drzwi, które nie mają na zewnątrz klamki. Może je otworzyć tylko ten, kto jest wewnątrz chaty. Czy je otworzy? Czy otworzymy nasze drzwi Temu, który przychodzi do nas jako prawdziwy człowiek, nie przestając być prawdziwym Bogiem?

 

 

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama