„Ewoluującym słowem jest także sumienie. Kiedyś było miejscem w człowieku, gdzie – mimo nacisku aktualnych mód kulturowych czy terroru państwa – mógł rozpoznać boskie prawdy i zadeklarować, że pozostanie im wierny. W relatywistycznej kulturze, sumienie staje się sposobem dyspensowania się jednostki od wiecznych prawd, życia po swojemu” – zwraca uwagę felietonista Opoki, o. Jarosław Kupczak OP.
Nie tylko kosmos i świat biologiczny ewoluują; ewoluuje także świat ludzkiej kultury: moda, sztuka, architektura, muzyka, kategorie piękna, popularne wartości, sposób postrzegania świata. Tej ewolucji poddany jest także język, którym się komunikujemy; właśnie język jest również wrażliwym detektorem tych zmian.
Każda kultura tworzy własny słownik, w którym znajdują się pojęcia podstawowe, często niedefiniowalne. Inne pojęcia są zależne od tych pojęć podstawowych; inne wreszcie, zaczerpnięte z przeszłości, zmieniają swoje znaczenie w nowej kulturze, dostosowują się.
Także chrześcijaństwo dokonało podobnej kulturowej pracy w dziedzinie języka. W trakcie historii chrześcijaństwa różne pojęcia były przejmowane z innych kultur, tradycji filozoficznych i teologicznych: logos i prawo natury z kultury stoickiej; osoba i sumienie z kultury Grecji i Rzymu; cnota i partycypacja z platonizmu; ludzka dusza i hylo-morficzne widzenie świata z arystotelizmu; prawa człowieka z europejskiej nowożytności, etc. Oczywiście, cały pierwotny szkielet ortodoksji i ortopraksji chrześcijaństwo zawdzięcza kulturze hebrajskiej i judaizmowi. Każde z zapożyczonych pojęć było integrowane w całości chrześcijańskiego credo, a niektóre pojęcia zostały stworzone na nowo, aby wyrazić nowość chrześcijańskiej wiary. Typowym przykładem jest chrześcijańska agape: niewiele znaczące słowo wyrwane z gdzieś marginesów kultury greckiej, które szczególnie dzięki św. Janowi Ewangeliście staje się jednym z najważniejszych pojęć chrześcijaństwa i przez które pierwotni chrześcijanie stają się rozpoznawalni: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” (J 13, 35). Już nie platoński eros czy filia są najważniejszymi słowami dotyczącymi miłości, ale właśnie agape.
Nowożytna sekularyzacja dokonuje podobnego procesu jak chrześcijaństwo, tworzy własne pojęcia i redefiniuje te przejęte z historii. Niektóre pojęcia zanikają lub też wynikają się być obciążone takim negatywnym znaczeniem, że przestajemy ich używać. Pomyślmy, co stało się w dzisiejszej kulturze z takimi ważnymi pojęciami chrześcijańskimi jak: pokora, pokuta, cnota, skromność, czystość, dziewica, powołanie? Jeszcze nie tak dawno słyszało się w rozmowach: lekarz, nauczyciel z powołania; dzisiaj to słowo zarezerwowane wyłącznie do sfery klerykalnej, dotyczy księży, zakonników i zakonnic. Słowo należące do pewnego rozpowszechnionego rozumienia świata zostało wypchnięte do sfery sakralnej.
Inne kluczowe dla chrześcijaństwa pojęcia zmieniają radykalnie swoje znaczenie. Jeszcze niedawno wiedzieliśmy, co znaczy słowo „małżeństwo”. Dzisiaj, kiedy ktoś mówi, że żyje w związku małżeńskim, czekamy na dalsza część rozmowy, żeby dowiedzieć się, jakim rozumieniem małżeństwa się posługuje. Analogiczna zmiana dotyczy słowa „rodzina”.
Innym ewoluującym słowem jest sumienie. Kiedyś było miejscem w człowieku, gdzie – mimo nacisku aktualnych mód kulturowych czy terroru państwa – człowiek mógł rozpoznać trans-historyczne, wieczne, boskie prawdy i zadeklarować, że pozostanie im wierny. Dzisiaj, w indywidualistycznej i relatywistycznej kulturze, sumienie staje się sposobem dyspensowania się jednostki od wiecznych prawd, życia po swojemu.
Możemy obserwować, jak podobna ewolucja dotyka np. pojęcia „godność”. W kulturze starożytnej dignitas dotyczyło pewnej klasy obywateli państwa. W kulturze chrześcijańskiej rozciągnęło się na każdego człowieka wezwanego do zbawienia i odkupienia przez Chrystusa, mocą jego zbawczej śmierci. Obecnie, wyłania się inne pojęcie godności, znacznie bliższe myśli kantowskiej; wskazuje na nie chociażby pojęcie „godna śmierć” odnoszona do eutanazji. Paradoksalnie, to samobójstwo okazuje się wskazywać dzisiaj na godność człowieka. Takie rozumienie godności jest bliskie myśli przed-chrześcijańskiej; jest mu bliżej do pogańskiej mitologii z oper Richarda Wagnera niż do Ewangelii.
Gertruda Himmelfarb w swojej klasycznej już książce sprzed 30 lat: Jeden naród, dwa społeczeństwa, która opisywała problemowi głębokiego podziału i atomizacji społeczeństwa amerykańskiego, zwróciła uwagę na fakt, że jednym z głęboko niepokojących symptomów tego podziału jest wytworzenie niezależnych języków, sposobów opisywania i rozumienia świata. Nawet jeśli używa się tych samych pojęć, one zaczynają znaczyć coś zupełnie innego, łączą się z zupełnie innymi wartościami, nacechowane są zupełnie innymi uczuciami: naród, duma narodowa, tradycja, migranci, ubodzy, państwo, itd.
Ten pluralizm języków jest wykorzystany przez konflikt polityczny, który militaryzuje kulturę: dąży do wypchnięcia konkurencyjnego języka z przestrzeni publicznej, ośmieszenia go, zdeprecjonowania, pokonania raz na zawsze. Pierwsza ofiarą tej militaryzacji kultury jest zanik kultury debaty, zniszczenie przestrzeni, gdzie staramy się uszanować i zrozumieć innego.
Stwierdzenie „Pierwszą ofiarą wojny jest prawda” odnosi się także do wojny kulturowej. To stwierdzenie wskazuje także na sposoby przeciwstawienia się temu zgubnemu konfliktowi języków i znaczeń: tworzenie przestrzeni, gdzie można ze sobą rozmawiać, porozumiewać się, pytać się o słowa, których używamy, dogadywać się na najbardziej elementarne tematy, jak chociażby sposób funkcjonowania osiedlowego parkingu, żłobka, czy sklepiku. To budowanie konsensusu, nawet w małych sprawach, ma dzisiaj wielkie znaczenie.
Nie każdy jednak język jest w stanie tworzyć prawdziwą więź pomiędzy ludźmi, nierzadko mamy do czynienia z próbą budowania więzi wewnątrz jakieś grupy ludzi poprzez wrogość do innych; przykładem jest fundamentalizm religijny, nacjonalizm, rasizm, antysemityzm.
Tradycyjnie to prawej stronie sporu politycznego zarzucano dyskryminowanie różnych grup społecznych i niedopuszczanie ich do uczestniczenia w życiu społecznym, politycznym, ekonomicznym w imię obowiązujących wartości i spoistości narodowej czy kulturowej. Teraz, to lewicowa ideologia DEI (diversity, equality, identity; różnica, równość, tożsamość) wydaje się przeciwstawiać sobie różne małe tożsamości, oskarżać całe grupy społeczne o wyimaginowane zbrodnie, żądać karania winnych i wyrzucać adwersarzy poza przestrzeń debaty publicznej.