Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (4/2006)
Nie sądzicie, zacni utracjusze raju, że tegoroczny styczeń jest nazbyt burzliwy? Pierwsze groźne pomruki dało się słyszeć przy okazji zapowiedzi powołania na wiosnę Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Wydawałoby się, że wszyscy mamy dość korupcji, wszechogarniającej życie publiczne, co potwierdzają sondaże. Tymczasem już na progu istnienia CBA sypie się przestroga za przestrogą, co to nam niby z tego powodu nie grozi. I kto się tak boi? Czyżby zadrżało w skansenie dawnych wyznawców systemu? Najwyższy już czas przerwać ów nieobyczajny obyczaj, wedle którego byli ministrowie znajdowali zatrudnienie u biznesmenów, pomagając im robić interesy, najczęściej kosztem państwa, czyli nas wszystkich. Miejmy nadzieję, że CBA zadba o większą przejrzystość na styku biznes-polityka.
Kolejne gromy wywołało zdymisjonowanie przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych grupy ambasadorów. Dyplomaci powracają więc do Polski, a tymczasem SLD - na czele z byłym szefem BBN i żałosnym prześmiewcą papieskim Markiem Siwcem - protestuje przeciw „politycznej czystce" oraz „narażaniu na szwank interesów państwa i ciągłości polskiej polityki zagranicznej". Towarzysz Siwiec zapomniał jednak dodać, że jego koledzy partyjni zwieńczyli swoje mizerne rządy m.in. nominacjami wiceszefów MSZ na ambasadorów. Napieralski zaś powiada, że to zemsta, bo zwolnienia są pozamerytoryczne. Cóż, SLD - dawni ubecy i aparatczycy, nigdy na najwyższych urzędach nie przeszkadzali, wręcz przeciwnie. A jest dokładnie odwrotnie: to właśnie ze względów merytorycznych ci ludzie nigdy nie powinni reprezentować polskich interesów za granicą. Zmiany są więc próbą powrotu do normalności, bo dyplomaci na placówkach zagranicznych mają reprezentować interesy naszego państwa i polską rację stanu. Toż to wstyd, że obowiązki ambasadorów pełnili do tej pory ludzie związani z komunistycznymi służbami specjalnymi i peerelowscy pracownicy aparatu partyjnego! Tacy jak choćby ambasador w Berlinie Andrzej Byrt, który nie ukrywa, że współpracował ze specsłużbami czy ambasador w Argentynie Stefan Paszczyk, człowiek Kwaśniewskiego i były prezes komitetu olimpijskiego. Czy uda się wreszcie skończyć z żałosną praktyką obdarzania u kresu kadencji swoich kumpli lukratywnymi synekurami i wysyłania ich na ciepłe posadki?
I wreszcie burza wywołana po odwołaniu członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Danuta Waniek oskarża prezydenta o naruszenie prawa i rozdziera szaty, że grozi nam upolitycznienie Rady. Szkoda tylko, że nic nie mówi o wieloletnim zawłaszczeniu telewizji publicznej przez SLD, pod nieszczęsną prezesurą Roberta Kwiatkowskiego. A ponieważ ona i kilku innych członków Rady domagają się wysokiego odszkodowania, więc drzyjcie politycy. Jeśli bowiem wzrośnie abonament za RTV, to kolejną burzę mogą wywołać poirytowani telewidzowie.
opr. mg/mg