Postawmy sobie proste pytanie: Dokąd poszedł Pan Jezus w dniu swojego wniebowstąpienia? Owszem, Pan Jezus wręcz często mówił o swoim Ojcu, który „jest w niebie”. Zarazem jednak nie pozwalał nam wątpić w Bożą wszechobecność: „A kiedy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” – pisze w felietonie o. Jacek Salij OP.
Również apostoł Paweł jednoznacznie głosił Bożą wszechobecność: „W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” – wyjaśniał pogańskim filozofom na Areopagu. Natomiast w połowie II wieku, święty Teofil z Antiochii językiem ówczesnej filozofii nauczał, że Bóg, obecny w każdym miejscu, jest zarazem transcendentny wobec wszystkich miejsc: „On nie jest ograniczony miejscem, bo inaczej obejmujące Go miejsce byłoby większe od Niego. Bóg nie jest objęty żadnym miejscem, lecz sam jest miejscem wszystkiego”.
Tę prawdę o Bogu znał już żyjący trzy tysiące lat temu król Salomon. Podczas poświęcenia Świątyni, zachwycał się tą prawdą, że „przecież niebo i niebiosa najwyższe nie mogą Cię objąć”.
Zatem ponownie zapytajmy: Do jakiego nieba wstąpił Pan Jezus w czterdziestym dniu po swoim zmartwychwstaniu? Dlaczego o Tym, który jest w każdym miejscu, Pismo Święte tak często mówi, że przebywa On w niebie? Pytania te również nas dotyczą, bo przecież to niebo, w którym przebywa Bóg i w którym nasz Pan Jezus Chrystus, w swoim uwielbionym człowieczeństwie, zasiada po prawicy swojego Ojca, jest naszym przeznaczeniem wiekuistym.
Katechizm Kościoła Katolickiego odpowiada na te pytania w numerze 2794:
„To biblijne wyrażenie nie oznacza miejsca (przestrzeni), lecz sposób istnienia; nie oddalenie Boga, ale Jego majestat. Nasz Ojciec nie znajduje się gdzie indziej, On jest ponad tym wszystkim, co możemy zrozumieć z Jego świętości”. W uroczystej formule mówił to samo już apostoł Paweł: „Błogosławiony i jedyny Władca, Król królujących i Pan panujących, jedyny, mający nieśmiertelność, zamieszkuje światłość niedostępną. Żaden z ludzi Go nie widział ani nie może zobaczyć” (1 Tm 6,16).
Własnymi siłami niewątpliwie nikt do tej „światłości niedostępnej” nie dojdzie. Do domu swojego Ojca tylko Jezus Chrystus może nas doprowadzić. Co więcej, już teraz – wprawdzie tylko zaczątkowo, ale realnie – nas do niego wprowadza. To o tym przecież pisze apostoł Paweł: „Bogaty w miłosierdzie Bóg, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, razem z Chrystusem przywrócił do życia i razem posadził na wyżynach niebieskich”.
Postawmy sobie jeszcze pytanie szczególnie ważne: „Czy ja naprawdę wierzę w życie wieczne?”. Ze szczególną wyrazistością przychodzi ono wówczas, kiedy mnie samemu śmierć zaczyna już zaglądać w oczy, ale również wówczas, kiedy śmierć rozdziela mnie kolejno od różnych moich bliskich i znajomych. Ale uwaga: Naszej wiary w życie wieczne nie mierzy się naszym jej odczuwaniem. Nie mierzy się jej również naszą zdolnością do wyobrażania sobie, na czym życie wieczne będzie polegało.
Jak poznać, czy w życie wieczne ja wierzę naprawdę? Znakiem pierwszym jest pielęgnowanie w sobie zawierzenia, które można wyrazić w formie modlitwy na przykład następującej: „Panie Jezu, Ty tak często mówiłeś nam o życiu wiecznym i tak często nam je obiecywałeś! Po to, żeby obdarzyć nas wiecznym zbawieniem, przeszedłeś przez mękę krzyżową! Ja wierzę każdemu Twemu słowu! Wierzę też całym sercem w udzieloną nam przez Ciebie obietnicę życia wiecznego, ale Ty wzmacniaj wiarę moją! Wspomagaj mnie swoim światłem i mocą, abym coraz bardziej zbliżał się do Twojego zbawienia! Pozwól mi też jak najwięcej przyczynić się do tego, aby również moi bliźni życie wieczne osiągnęli!”
Innym kryterium, po którym mogę poznać, że ja naprawdę wierzę w życie wieczne, jest wybieranie drogi Bożej również wówczas, kiedy sprzeciwia się to prawom tego świata. Według praw tego świata jest rzeczą nierozsądną trwać w wierności małżeńskiej, jeśli się zostało niesprawiedliwie przez współmałżonka opuszczonym. Duch tego świata podpowiada nawet zabicie poczętego dziecka, jeśli przemawiają za tym jakieś poważne powody. Otóż jeśli ten duch jest mi gruntownie obcy i mam niezłomną wolę chodzenia Bożymi drogami również wówczas, kiedy jest to trudne, a nawet kiedy to bardzo trudne i „nierozsądne”, wolno mi ufać, że moja wiara w życie wieczne jest rzetelna i autentyczna. Niezależnie od tego, jak ją psychicznie odczuwam.
Ważnym kryterium jest wreszcie odpowiedź na pytanie, czy ja staram się korzystać ze źródeł życia wiecznego, do jakich zaprasza nas Chrystus Zbawiciel. Oto najważniejsze Jego słowa na ten temat:
„Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6,53n).