„Promotorzy prawa aborcyjnego być może nie uświadamiają sobie, że osłabiają w ten sposób niewzruszoność zasady, iż niewinnej istoty ludzkiej nigdy nie wolno zabijać. Zgłaszają nieuzasadnione wątpliwości co do człowieczeństwa zabijanego ludzkiego płodu – tak jakby biologiczny fakt, że już ludzki zarodek jest z gatunku homo sapiens, był tylko hipotezą” – pisze o. Jacek Salij OP.
Rezultatem uwierzenia w tak oczywistą nieprawdę jest zakłamana świadomość. Stąd fałszywe argumenty zwolenników „praw kobiety do swojego brzucha”, jakoby tylko religia zakazywała dokonywania aborcji. A przecież fakty są takie, że jedni ludzie – nie tylko osoby wierzące – po prostu wiedzą, że o człowieczeństwie decyduje sama przynależność do naszego gatunku, inni jednak – niestety, w tym niekiedy również ludzie uważający się za wierzących – chcieliby, żeby było ono przyznawane przez zmieniające się konwencje i ustawy.
Jednakże, wypowiadając się na temat dzieci dopiero zaczynających swe życie, Kościół nie unika zgłębiania specyficznie religijnych spojrzeń i pouczeń. Do takich należy np. prawda, dobrze znana już w Starym Testamencie, że dziecko jest darem Bożym. Psalmista nawet wprost napisał, że „oto synowie są darem Pana, a owoc łona nagrodą”, a w innym miejscu (cytuję teraz w przekładzie Jana Kochanowskiego): „On niesie radość dla niepłodnej matki, miłe w jej domu rozmnażając dziatki”.
Tej prawdy, że dziecko jest darem Bożym, niektórzy bohaterowie biblijni doświadczali szczególnie przejmująco. I tak niepłodna Anna, przyszła matka Samuela, „smutna na duszy zanosiła do Pana modlitwy i płakała nieutulona”, mimo że męża miała wspaniałego, który pocieszał ją, jak umiał. Podobnie Abram, przyszły Abraham, skarży się Bogu: Cóż mi po Twojej nagrodzie, „skoro zbliżam się do kresu mego życia, nie mając potomka?”. Również Jan Chrzciciel urodził się z niepłodnej dotąd Elżbiety, toteż czytamy w Ewangelii Łukasza, że „kiedy jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał jej tak wielkie miłosierdzie, cieszyli się z nią razem”.
Warto jednak pamiętać, że nieraz dary Boże są trudne do przyjęcia. Taka już jest ich natura, że ich przyjmowanie niekiedy wymaga od nas wysiłku. Nie wykluczałbym tego, że może nawet rodzice niektórych spośród nas, czytelników niniejszego felietonu, wcale nie byli zachwyceni tym darem, jaki otrzymali od Boga w postaci naszego pojawienia się w ich życiu. Podobnie jak niejednej żonie trudno jest przyjmować ten dar Boży, jakim jest jej mąż, i niejeden mąż nie zawsze jest zachwycony otrzymywaniem na co dzień tego daru Bożego, jakim jest jego żona. Sens wielu udanych małżeństw realizuje się w trudzie codziennej miłości, co dobrze oddaje łaciński wyraz określający małżeństwo: coniugium, tzn. chodzenie we wspólnym jarzmie.
Ale wróćmy do prawdy, że dziecko jest darem Bożym. Kiedyś matka kilkorga dzieci opowiedziała mi o tym, jak znalazła się w sytuacji zupełnie ją przekraczającej. Miała pięcioro dzieci, dwoje ostatnich to były bliźnięta, które nie miały jeszcze roku, a ona znowu zaszła w ciążę. Poczuła się, jakby ktoś ją w przepaść wtrącał. Wiedziała, że nie może tego dziecka urodzić, to ponad jej siły. Postanowiła w jakiś babski sposób pozbyć się tego dziecka. Zaczęła w tym celu podgrzewać wodę. Ale w tej właśnie chwili ogarnęła ją modlitwa: „Panie Boże, przecież Ty mi pomożesz!” – „Jak wzięłam tę wodę, jak chlusnęłam!” Opowiedziała mi to na weselu tego szóstego dziecka. Trzeba było widzieć to poczucie zwycięstwa i dziękczynienia, kiedy mi mówiła: „Proszę księdza, takiego pięknego chłopaka bym zmarnowała!”
Zapytajmy jeszcze, czy również dziecko obciążone jakimś poważnym upośledzeniem jest darem Bożym. To zrozumiałe, że rodzice, a zwłaszcza każda matka chciałaby urodzić dziecko zdrowe. Jest jednak coś nieludzkiego w tym, kiedy dziecko naznaczone jakimś upośledzeniem, przyjmowane jest tak, jakby było wielkim nieszczęściem. Owszem, trudno dziwić się temu, że w pierwszym odruchu rodzice pytają: Dlaczego właśnie nam się takie dziecko urodziło? Za jakie grzechy nas to spotkało?
Jednak mądrzy rodzice starają się ten egocentryczny odruch przezwyciężyć. Nieszczęściem nie jest dziecko, ale jego choroba, jego upośledzenie. Dziecko jest darem Bożym. Pytanie naprawdę ważne, jakie trzeba sobie wówczas postawić, brzmi następująco: Co mamy zrobić, aby przyjąć nasze dziecko nie jako Boży dopust, ale jako dar Boży? Bo dziecko zawsze jest darem Bożym.
Sam Bóg jest poręczycielem niewyobrażalnie wielkiego sensu, jaki ma życie każdego dziecka, każdego dziecka bez wyjątku, również dziecka z upośledzeniem umysłowym. Dziecku, każdemu dziecku, należy się miłość, a jego rodzicom należy się wsparcie w realizowaniu ich trudnego rodzicielstwa.
Dziecko z Downem, a również dziecko naznaczone upośledzeniem jeszcze głębszym, dziecko, którym tak łatwo wzgardzić, jest szczególnie uprzywilejowanym świadkiem naszej ludzkiej godności. Bo kiedy rodzi się dziecko zdrowe, to o tym, co najważniejsze, nieraz się nie pamięta – cieszymy się, że się urodziło i że jest takie zdrowe, zgrabne, takie inteligentne. Natomiast w przypadku dziecka upośledzonego wszystko inne usuwa się w cień – czymś najważniejszym staje się to, że urodziło się ludzkie dziecko, że urodził się CZŁOWIEK, ktoś czekający na miłość i sam zdolny do jej okazywania.
Pan Jezus powiedział kiedyś: „Kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje”. Te słowa dotyczą każdego dziecka, ale nie ma wątpliwości, że odnoszą się one najszczególniej do dziecka, które może jest niechciane, odtrącane, nierozumiane.