Co zrobiono kobietom, że nie chcą być matkami? O nowej rozgrywce między wężem a niewiastą

Od niedawna w Polskę uderzyła nowa fala rewolucji. Jej celem jest kobieta: już nie matka-Polka, katoliczka, spełniona pani domu, ale kosmetyczna singielka, rozjuszona apostatka, protestująca w obronie swego brzucha, zimna przeciwniczka efektu cieplarnianego i „zlepka komórek” w sobie, obrończyni własnych praw i praw mniejszości – pisze felietonista Opoki, ks. prof. Robert Skrzypczak.

Wojownicza walka płci

W procesie niszczenia podstaw społeczeństwa i bycia człowiekiem używa się dziś strategii manipulowania, a następnie zawłaszczania zbiorowej wyobraźni, podważania wartości i zasad w celu ich upadku od wewnątrz, poprzez promowanie psucia i odwracanie pojęć, ponieważ, jak uważał  założyciel bawarskich iluminatów Johan A. Weishaupt, „gdy społeczeństwo zostanie zdeprawowane, ludzie stracą wszelką wiarę”. „Wraz z uwolnieniem ze skurczu mięśni genitalnych – pisał obrazowo Wilhelm Reich – powinna zniknąć idea Boga”; zaś André Breton, ojciec surrealizmu, doradzał: „należy przeprowadzić w imponującym stylu ofensywę przeciwko cywilizacji chrześcijańskiej, by rozprawić się ostatecznie z takimi pojęciami, jak grzech, pierwotny upadek czy odkupieńcza miłość i bezwzględnie zastąpić je boską zażyłością mężczyzny z kobietą. Moralność oparta na prymacie przyjemności wnet pozbędzie się całej tej nikczemnej moralności cierpienia i uległości, będącej na rękę imperializmom i Kościołowi”.

Promowanie „twórczej destrukcji” ma na celu podważenie starego porządku, obejmując swym zasięgiem obszar od ekonomii po naukę, literaturę, sztukę, architekturę, kino, politykę i prawo. Opiera się na tworzeniu sztucznych konfliktów, których kluczowym elementem jest wojna płci. W dzisiejszych czasach gwałtowny duch wojowniczości działa przeciwko mężczyznom, zoologicznie klasyfikowanym jako „samce”, będącym adresatami wszelkiego rodzaju oskarżeń. Hałaśliwa wojowniczość to strategia stworzona przez Edwarda Bernaysa, uważanego za ojca propagandy i inżynierii społecznej, eufemistycznie ukryta za systemem public relations, wyrażeniem wymyślonym zresztą przez samego Bernaysa. Ten wojowniczy duch kryje się w sercu wszystkich postmodernistycznych ruchów kulturalnych, w tym lobby LGBT. „Wojowniczość z towarzyszącą jej emocją gniewu jest stałym komponentem naszego podejścia – pisał Bernays. – Konsultant ds. public relations ma w swoim wojowniczym instynkcie potężną broń, dzięki której może zyskać poparcie opinii publicznej lub jej sprzeciw w stosunku do uznanego za wrogi punktu widzenia. Gdy nie ma wojowniczości, osobom niezaangażowanym bezpośrednio w daną sprawę bardzo trudno będzie utrzymać poziom zainteresowania. Tym, dla których problem jest obcy i odległy, należy dostarczyć dodatkowego czynnika budzącego ich uwagę. Aby sprawa miała dla nich znaczenie, potrzebują impulsu do walki, napięcia i zwycięstwa”.

Jednym z podstawowych punktów ponowoczesności jest zniesienie rodziny naturalnej, obraźliwie określanej jako „tradycyjna”. Wojowniczy duch socjotechniki nastawiony jest na osiągnięcie tego celu poprzez zapewnienie „czynnika bojowego”. Zastosowanie wojowniczego ducha w feminizmie, który początkowo słusznie nawoływał do równych praw kobiet, dało początek antymęskiemu ruchowi, który spowodował degradację pierwotnych żądań i wykreował tak zwany „feminizm gender”, ideologię zrodzoną na Uniwersytecie w San Diego w 1969 r., zaprojektowaną i sfinansowaną przez Fundację Forda, pod której patronatem powstała nowa dyscyplina zwana Women's Studies. Rozprzestrzeniła się ona na początku lat 70. XX wieku przy wsparciu finansowym fundacji „filantropów” miliarderów, w szczególności Forda i Rockefellera. Feminizm genderowy wyrósł z radykalnej polityki lat 60. ubiegłego wieku, naznaczonej filozofią szkoły frankfurckiej, w szczególności Herberta Marcuse, francuskiej szkoły strukturalizmu Michela Foucault, a także wpływem niektórych kultowych książek.

Dobrze znanym jego przejawem jest działalność grup Femen, polegająca na obrazoburczym wtargnięciu półnagich bojowniczek do symbolicznych miejsc tak zwanej „patriarchalnej” władzy. Ruch ten nawiązuje do praktyk „Międzynarodowego Kobiecego Spisku Terrorystycznego z Piekła” (Women's International Terrorist Conspiracy from Hell), którego akronim WITCH oznacza czarownicę. Nazwę tę przyswoiło sobie kilka grup feministycznych, które powstały w Stanach Zjednoczonych po 1968 roku. Ich aktywizm przyjął formę „zappingu”, partyzanckiego przedstawienia łączącego teatr uliczny z protestem, czym też przyciągały uwagę, wywoływały śmiech, a zarazem wywierały polityczny i finansowy nacisk na firmy i agencje rządowe. W Polsce podobny charakter wywierania wpływu na opinię publiczną i polityczne wybory przybierał wulgarny i agresywny w swych przejawach strajk kobiet, jak i happeningi środowisk tęczowych.

Ruch przyjął jako swój symbol wizerunek wiedźmy, ponieważ uważano ją za pierwszą kobietę, która podjęła walkę z uciskiem. Zdaniem badaczki tematu Cynthii Eller, „wybierając ten symbol, feministki utożsamiały się z tym wszystkim, czego usiłowano oduczyć kobiety w procesie wychowania, że nie powinny być brzydkie, agresywne, niezależne i złe. Feministki przyjęły ten model postępowania i przekształciły go w fetysz kobiecej mocy, wiedzy, autonomii i męczeństwa”. Wychodząc od symbolu wiedźmy, środowiska feministyczne zbliżyły się do neopogańskiego „dianizmu” zorientowanego na kult Diany, bogini Matki. Niektóre środowiska feministyczne ulegają też innej neopogańskiej religii, zwanej „Wikka”.

Zwalić mur patriarchatu

Feminizm genderowy to ideologia, której celem jest świadome niszczenie struktur określanych jako „patriarchalne”: rodziny, religii, nauki i pojęć językowych, interpretowanych jako zwykłe „konstrukcje społeczne”. Czołową przedstawicielką tego podejścia jest amerykańska aktywistka LGBT Judit Butler, jedna z pierwszych, która macierzyństwo traktowała jako niechciany obowiązek narzucony kobietom przez hetero-patriarchat. Feminizm genderowy przypisuje kobietom moralną wyższość nad mężczyznami, obsesyjnie obsadzając je w roli „ofiar” uciskanych i represjonowanych przez świat męski. Ożywiany duchem wojowniczości w stylu Bernaysa i zasadą twórczej destrukcji, nurt ten przybiera swą zglobalizowaną postać w świecie poprzez generowanie konfliktów i starć na tle „płciowym”, aby rozwalić społeczeństwo od wewnątrz. Wojna płci: kobiet z mężczyznami i „orientacji seksualnych”: homoseksualistów z heteroseksualistami – to jeden ze scenariuszy podsycanych i podtrzymywanych przy pełnej zgodzie ośrodków władzy, które zawsze były zainteresowane wzniecaniem podziałów społecznych: divide et impera. Według feminizmu genderowego płeć jest jedynie zróżnicowaniem morfologicznym. Przy definiowaniu ról męskich i żeńskich naprawdę liczy się jedynie słowo „gender”. Zasadą jest walka z rozróżnieniem płci. Lekcja ta sięga czasów Simone de Beauvoir, autorki dzieła pod tytułem Druga płeć, zawierającego kultowe sformułowanie: „nie rodzisz się kobietą, lecz nią się stajesz”. Nie można pominąć faktu, że sama Beauvoir wraz z Sartre’em, Michelem Foucaultem, językoznawcą Rolandem Barthesem i przywódcą ruchu dekonstrukcjonistycznego Jacquesem Derridą podpisała w 1977 r. petycję do francuskiego parlamentu, domagającą się dekryminalizacji wszelkich stosunków seksualnych między dorosłymi a dziećmi, byle tylko odbywały się za obopólną zgodą. Niektóre aktywistki feminizmu genderowego posuwają się nawet do stwierdzenia, że ​​każdy związek heteroseksualny jest gwałtem, bowiem tylko lesbijstwo jest naturalnym stanem kobiet. Naomi Wolf twierdziła, że ​​uroda kobiet jest narzucana im przez patriarchat, byle tylko odwrócić ich uwagę od rozwoju osobistego.

Takie są ramy antypatriarchalnej współczesnej wojny płci przetaczającej się aktualnie przez Polskę. Jeśli do niej dodamy aborcję nazywaną powszechnym prawem człowieka, a także nachalną propagandę genderową, znajdującą oparcie w organizacjach pozarządowych i na wielu fakultetach uniwersyteckich, następnie  zaś rozsiewaną za pomocą zajęć szkolnych i podcastów internetowych, wyraźnie dostrzeżemy podstawowe cele globalizmu: redukcję światowej populacji (neomaltuzjanizm), zniszczenie rodziny oraz zepchnięcie w obszar społecznej banicji Kościół. A są to elementy niezbędne do budowy Nowego Porządku Świata.

Nie dziwi zatem obsesja na punkcie aborcji, nazywanej prawem do zdrowia reprodukcyjnego, zbitką słowną łączącą zootechnikę i eugenikę. Macierzyństwo uznawane jest za chorobę, wymysł poprzednich pokoleń i społeczny, narzucony przez hetero-patriarchat przesąd ograniczający kobiecą samorealizację. Założycielką pierwszej kliniki aborcyjnej w Stanach Zjednoczonych w 1915 r. była Margaret Sanger, jedna z pierwszych ideolożek feminizmu genderowego, założycielka Amerykańskiej Ligi Planned Parenthood, z której wywodzi się Międzynarodowa Federacja Planned Parenthood (IPPF). Sanger była jej założycielką oraz pierwszą przewodniczącą. Dziś Planned Parenthood, niezmiernie bogaty odbiorca funduszy płynących z wielkich „filantropijnych” fundacji i rozległej sieci zachodnich organizacji postępowych, znajduje się w centrum polityki promującej „zdrowie reprodukcyjne” kobiety, wywierając zasadniczy wpływ na międzynarodowe organizacje typu ONZ, Unia Europejska, Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy.

« 1 2 3 »

reklama

reklama

reklama

reklama