Czym jest wizyta duszpasterska? Pytanie wydaje się banalne, ale...
Rozpoczął się okres wizyt duszpasterskich w Polsce zwanych popularnie „kolędą”. W tym roku wizyta duszpasterska ma szczególny charakter (przynajmniej ja tak staram się ją traktować), gdyż odbywa się w Roku Wiary.
Czym jest wizyta duszpasterska? Pytanie wydaje się banalne, ale niestety, wokół „kolędy” narosło już tyle mitów i stereotypów, że naprawdę niektórzy katolicy zapomnieli, czym ona jest. Jak sama nazwa wskazuje jest to wizyta duszpasterza, a właściwie w osobie kapłana wizyta samego Chrystusa, Który, jak śpiewamy w jednej z pieśni „zagrody nasze widzieć przychodzi i jak się dzieciom Jego powodzi”.
Przyjęcie kapłana jest jedną z form wyznania naszej wiary. Tak, bo przyjmując kapłana tym samym daję świadectwo swojej wiary wobec innych, swoich sąsiadów, znajomych itd. Przyznaję się do łączności ze wspólnotą parafialną do której należę. Jest to okazja przede wszystkim do bardzo osobistej modlitwy pod przewodnictwem księdza, który przychodzi, aby się modlić z domownikami, porozmawiać na tematy wiary, może czasami przypomnieć i upomnieć, poruszyć sumienie. To doskonała okazja do zadania księdzu pytań, które nas nurtują, a z którymi jakoś wstydzimy się iść do kancelarii. To bardzo osobiste i rodzinne spotkanie. Owszem często i gęsto, bardzo krótkie, bo i inni czekają i się niecierpliwą. Dlatego tym bardziej powinniśmy dobrze wykorzystać ten czas łaski. Tak, łaski, bo kapłan przychodzi z Bożym błogosławieństwem.
Przez lata pracując na Ukrainie, tam też chodziłem po „kolędzie”, choć tam nosiła ona inną nazwę – błogosławieństwa domów. Byłem zapraszany nie tylko przez katolików, ale i przez naszych braci i siostry prawosławnych i vice versa katolicy przyjmowali księdza prawosławnego. Dlaczego? Bo jak mówili: błogosławieństwa Bożego nigdy nie jest za wiele.
Z wizytą duszpasterską jest tradycyjnie związana, składana przez domowników ofiara. I właśnie wokół tego zwyczaju i tradycji narosło najwięcej niedomówień, mitów i stereotypów. Pierwsza podstawowa sprawa to ta, że złożenie ofiary nie jest OBOWIĄZKOWE, ale dobrowolne. Żaden ksiądz nie ma prawa żądać ofiary. Jeśli tak czyni, to czyni źle, gorszy. Ja osobiście w swojej wieloletniej praktyce nigdy sam nie brałem leżącej na stole koperty, co więcej, gdy wchodzę do domu i widzę na przygotowanym stole, na którym stoi krzyż, palą się świece, znajduje się woda święcona, lezącą kopertę, albo wręcz leżące na talerzyku pieniądze, grzecznie proszę, aby je usunięto na bok, bo ten stół staje się w tej chwili ołtarzem tego Domowego Kościoła i do pieniędzy modlić się nie będziemy. A jeśli mieszkańcy mają takie życzenie i możliwość i chcą złożyć jakąś ofiarę, to niech to uczynią, gdy będę wychodził.
Druga sprawa to ta, że złożona ofiara nie jest przeznaczona w całości dla księdza. Jest to ofiara na Kościół. Jedynie małą część z tej sumy otrzymuje ksiądz w imię ewangelicznej zasady: Godzien bowiem robotnik zapłaty swojej (Łk 10, 7). Pozostała kwota jest dzielona i przeznaczona (różnie to jest w poszczególnych diecezjach), na utrzymanie seminarium duchownego, dzieła charytatywne prowadzone przez diecezjalną „Caritas”, różnorakie potrzeby parafii (remonty, inwestycje itd.).
Należy również pamiętać, że złożenie ofiary podczas „kolędy” jest jedną z form zadośćuczynienia piątemu przykazaniu Kościoła, które brzmi: Wierni są zobowiązani dbać o potrzeby materialne Kościoła, każdy według swoich możliwości. Jest to dobra okazja zwłaszcza dla tych, którzy „Panu Bogu się nie naprzykrzają” i raczej nie mają okazji złożyć ofiary na tacę w niedzielę, bo ich zwyczajnie w kościele nie ma. Tak więc, przynajmniej raz w roku mogą wywiązać się z tego obowiązku.
Inną sprawą jest to, że w niektórych parafiach przyjęła się praktyka, że księża nie przyjmują po „kolędzie” ofiar, aby w ten sposób oddalić podejrzenie, że głównym powodem wizyty duszpasterskiej jest „zbieranie kopert”. Kto pragnie złożyć taką ofiarę przynosi ją do kościoła i składa w kopercie na tacę z zaznaczeniem, że jest to ofiara kolędowa. Praktyki są różne, jednak nadal najpopularniejszą jest zwyczajowe składanie ofiar na zakończenie wizyty duszpasterskiej.
Trzeba również podkreślić, że bywa i tak, że ksiądz widząc, że „bieda aż piszczy” nie przyjmuje ofiary, a co więcej zostawia kopertę, którą otrzymał w innym domu, aby w ten sposób wspomóc ubogą rodzinę czy osobę samotną. O takich przypadkach nie dowiemy się z mediów, które raczej wyłuskają i naświetlą jakieś nieliczne nadużycia, gdzie kapłan zachował się niewłaściwie.
To jak przeżyjemy wizytę duszpasterską zależy od naszego osobistego i duchowego nastawienia. Powiedzmy szczerze, zależy od „jakości” naszej wiary. Dla osoby wierzącej i praktykującej będzie to radosne oczekiwanie na kapłana, na rozmowę z nim, modlitwę i błogosławieństwo. A dla tych, który wiara jest powierzchowna, dla tzw. „wierzących, a niepraktykujących” będzie to przykry obowiązek, odczepne, aby sąsiedzi nie gadali, a całą wizytę streszczą: bierz kopertę, odchacz w kartotece i … Po wyjściu księdza odetchną z ulgą: no nareszcie sobie poszedł.
Ja osobiście tam, gdzie od lat pomagam w kolędzie idę sam. Nie idą przede mną ministranci anonsujący księdza. Idę do każdego domu, pukam nawet tam gdzie od lat księdza nie przyjmują i jaka jest radość, gdy po latach „coś pęka”, drzwi się otwierają, zaczyna się rozmowa, wiele spraw zostaje wyjaśnionych, często bezpodstawnych głęboko skrywanych urazów, które powstały w wyniku jakiegoś nieporozumienia. Widzę jak napięcie powoli ustępuje, rozmówcy rozluźniają się, zaczyna się szczera rozmowa, bywa że i łza popłynie. Szczególnie trudne są sprawy małżeńskie, związki niesakramentalne. Trzeba wiele delikatności i cierpliwości, aby wytłumaczyć, wskazać drogi rozwiązania problemu, uświadomić, że choć nie mogą przystępować do sakramentów, to nie są przez Kościół odrzuceni. Cieszę się, że udało mi się kilka par żyjących od lat bez ślubu, a niemających przeszkód, doprowadzić do ołtarza. Gdy w następnym roku ich odwiedzałem, dumnie i radośnie stali (bywało, że już dziadkowie) trzymając się pod ręce i oznajmiając: proszę księdza my już przed Panem Bogiem w porządku.
W tym roku w każdym domu modlę się, proszę wraz z domownikami, tak jak apostołowie prosili swojego Mistrza: Panie przymnóż nam wiary. Bo przecież nikt z nas nie może powiedzieć, że jego wiara jest doskonała, że nic jej nie brakuje.
Hej, kolęda, kolęda… bo kolędy to czas.
Wszystkim księżom życzę wiele radości z wizyty duszpasterskiej, otwartych drzwi domów i serc, a przyjmującym księdza, a w jego osobie Chrystusa, obfitości Bożych darów.
opr. aś/aś