Nasuwa się pytanie, czy w samym Kościele nie ma jakichś działających w ukryciu grup, lobby, tworzących swego rodzaju „głęboki Kościół”, który chce „Nowego Kościoła”, diametralnie innego od tego, co mieliśmy przez ostatnie 2 tys. lat – pisze w felietonie o. Dariusz Kowalczyk SJ.
Tuż po zakończeniu pierwszej sesji Synodu w Rzymie, odbyła się konferencja Rome Life Forum „Sojusz antyglobalistyczny – Odnowienie świata w Chrystusie”, zorganizowana przez katolicką, kanadyjską fundację medialną LifeSiteNews. Podczas konferencji zastanawiano się, czy i w jakiej skali mamy już do czynienia z czymś, co można by nazwać „Głębokim Kościołem” (Deep Church).
To oczywiście nawiązanie do terminu „Głębokie państwo” (Deep state). Chodzi o przekonanie, że za (albo raczej głęboko pod) oficjalnymi organami państwa, znajduje się nieformalna sieć powiązań miliarderów, polityków, szefów globalnych korporacji, w tym korporacji medialnych, informatycznych i farmaceutycznych. Klasyczne demokratyczne wybory mają jeszcze jakieś znaczenie, ale w gruncie rzeczy strategiczne decyzje podejmują z ukrycia „starsi i mądrzejsi”.
To od tych tyleż elitarnych, co ukrytych grup zależy, w jakim kierunku podąża świat. A podąża w kierunku Wielkiego Resetu, czyli Nowego Porządku Świata (New World Order – NWO). Zakłada on demontaż państw narodowych, zlikwidowanie granic, radykalne zmniejszenie liczby ludności, tak aby światem mogła zarządzać przez nikogo niewybierana grupa przywódców. Wielu powie, że to jakaś absurdalna kolejna teoria spiskowa. Ale wystarczy rozejrzeć się wokół, posłuchać lub poczytać na przykład Klausa Schwaba, szefa Światowego Forum Ekonomicznego, albo Billa Gatesa lub Georga Sorosa, a to wcale nie największe postaci NWO, by dojść do wniosku, że globalny plan Nowego Porządku Świata rzeczywiście istnieje. Co więcej, jest on realizowany.
Jaki to ma związek z Kościołem katolickim?
Po pierwsze, wydaje się, że wśród katolickiej hierarchii nie brakuje zwolenników globalnego Wielkiego Resetu. A po drugie, nasuwa się pytanie, czy w samym Kościele nie ma jakichś działających w ukryciu grup, lobby, tworzących swego rodzaju „głęboki Kościół”, który chce „Nowego Kościoła”, diametralnie innego od tego, co mieliśmy przez ostatnie 2 tys. lat.
Oczywiście, hasło o nieustannym odnawianiu Kościoła (Ecclesia semper reformanda) nie jest czymś nowym.
Tyle że w katolickiej, prawdziwej odnowie chodzi o coraz głębsze powracanie do fundamentu Kościoła, czyli do Jezusa Chrystusa i Jego Ewangelii, oraz bycie otwartym na Ducha Świętego, a nie o tworzenie sobie przez ludzi Kościoła od nowa, według modnych ideologii, tak jak to się dzieje z wieloma innymi instytucjami.
Na konferencji Rome Life Forum honorowym gościem był kardynał Gerhard Müller, który stwierdził bez ogródek, że „Papież i biskupi muszą trzymać się misji Kościoła dla zbawienia świata w Chrystusie, a nie służyć liberalnej ideologii woke”. Kardynał wskazał ponadto, że nie brakuje obecnie w Kościele osób, które chcą przeformułować doktrynę Kościoła w taki sposób, by praktycznie zaakceptować homoseksualizm.
To prawda. Wystarczy zajrzeć do dokumentu końcowego tzw. synodu niemieckiego, by się o tym przekonać. Czytamy w nim m.in.: „Kapłaństwo służebne, które teoretycznie miałoby być zarezerwowane jedynie dla mężczyzn heteroseksualnych, jest dyskusyjne i niekompatybilne z praktyką życia. Dopuszczanie do święceń kapłańskich na podstawie seksualnej przynależności tworzy nieporozumienia, jest dyskryminujące i powinno zostać odrzucone. Argumenty, według których celibat miałby być stylem życia obowiązującym dla kapłanów, nie są już dla większości do zaakceptowania i nie przekonują. Wyłania się wyraźnie postulat równej akceptacji homoseksualizmu także wśród księży”. Nie mówimy tutaj o postulatach jakiejś niewiele znaczącej gejowskiej organizacji, ale o znakomitej większości Kościoła w Niemczech.
W Sprawozdaniu podsumowującym pierwszej sesji XVI Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów, jakie w minionym miesiącu odbyło się w Rzymie, nie ma – dziękować Bogu – tego rodzaju postulatów. Ale nie brakuje w nim stwierdzeń, które mogą niepokoić. Na przykład w punkcie 15 g czytamy: „Niektóre kwestie, takie jak te związane z tożsamością płciową i orientacją seksualną […] są kontrowersyjne nie tylko w społeczeństwie, ale także w Kościele, ponieważ rodzą nowe pytania. Niekiedy wypracowane przez nas kategorie antropologiczne nie są wystarczające do ogarnięcia złożoności elementów wynikających z doświadczenia lub wiedzy naukowej i wymagają dopracowania oraz dalszych badań. Ważne jest, aby poświęcić konieczny czas na tę refleksję i zainwestować w nią nasze najlepsze siły, nie popadając w upraszczające osądy, które ranią osoby i Ciało Kościoła”.
Nasuwają się pytania: Jakie to kategorie antropologiczne dotychczasowego nauczania Kościoła nie są wystarczające do ogarnięcia złożonych problemów? Jakie to upraszczające sądy w Kościele ranią osoby? O jakie osoby chodzi? Jakaż to „wiedza naukowa” jest nam niezbędna; czy aby nie ta z wydziałów gender? No i last but not least, gdzie są owe „nasze najlepsze siły”, które należycie podejmą refleksję? Niestety można mieć wrażenie, że różne gładkie sformułowania przygotowują skrycie grunt pod kolejne próby wprowadzania do Kościoła ideologii gender/LGBT.