Święta bez piedestału

O życiu i powołaniu bł. Anieli Salawy

Była tylko służącą, a jednak żyła i pracowała ze świadomością powołania danego jej przez Boga. „Wobec duszy mojej Pan Bóg miał zamiary wielkie, stwarzając mnie na Swój własny obraz” - zapisała w swoim dzienniku bł. Aniela Salawa.

Bł. Aniela Salawa w ikonografii przedstawiana jest często w pomieszczeniu kuchennym, a jej atrybutem jest zwykła szczotka do zamiatania. Jej wspomnienie, obchodzone w Kościele katolickim w dniu jej urodzin, 9 września, oraz 20 rocznica jej beatyfikacji dowartościowują tych, dla których praca fizyczna jest szarą codziennością.

Dużo pracować i modlić się

Urodziła się 9 września 1881 r. w Sieprawiu. Wielodzietna rodzina Salawów żyła ubogo, utrzymując się z niewielkiego gospodarstwa oraz kuźni. Od dzieciństwa Aniela pomagała w pracach domowych. Przez rok była służącą w gospodarstwie sąsiadów. Po latach wspominała, że mama uczyła dzieci mało jeść, dużo pracować i modlić się. Gdy skończyła 16 lat, ojciec chciał wydać ją za mąż. Aby tego uniknąć, tak jak starsza siostra Teresa podjęła służbę w Krakowie. W drugim roku pobytu Anieli w Krakowie, Teresa zmarła. Umierająca starała się przekazać siostrze własne świadczenia religijne, mówiąc m.in. „Ty pracujesz dla siebie, nie dla Boga”. W życiu Anieli nastąpił przełom - zamierzała wstąpić do zakonu karmelitanek, ale nie została przyjęta. W 1900 r. zapisała się do Stowarzyszenia Służby Żeńskiej im. św. Zyty. Zapewniało ono ochronę przed wyzyskiem, pożyczki, opiekę lekarską, szpital, ale też systematyczne nabożeństwa oraz rekolekcje.

Nie opuszczam cię

Po ukończeniu 18 lat Aniela złożyła ślub czystości, a w 1912 r. wstąpiła do III Zakonu św. Franciszka z Asyżu. Czytała w tym okresie dużo książek religijnych, m.in. dzieła św. Teresy z Avila i św. Jana od Krzyża. W 1911 r. zmarła jej ukochana pani, u której służyła. Zajęta jej pogrzebem nie mogła uczestniczyć w pogrzebie matki. To wtedy, osamotniona, miała na modlitwie usłyszeć głos Chrystusa: „Córko moja (...) przecież ja ciebie nie opuszczam”. Pod wpływem natchnienia odprawiła spowiedź generalną. Jej stałym spowiednikiem został redemptorysta o. Waroux. Na jego polecenie zaczęła prowadzić dziennik, w którym pisała o swoich przeżyciach mistycznych, o cierpieniu, o łaskach, jakimi obdarzał ją Bóg. Porównywany bywa on niekiedy do „Dzienniczka” św. s. Faustyny Kowalskiej, niestety - znany jest dzisiaj przez nielicznych. Nasilająca się choroba uniemożliwiała Anieli pracę. Korzystała wtedy z pomocy Stowarzyszenia św. Zyty. Zmarła 12 marca 1922 r.

Szlachetna prostota

Gdy po latach metropolita krakowski, ks. kard. Franciszek Macharski, witał Jana Pawła II, przybyłego na Mszę św. beatyfikacyjną Anieli Salawy na Rynku krakowskim 13 sierpnia 1991 r., podkreślił, że uroczystość wpisuje się w krajobraz naszego codziennego życia. Dlaczego? - Potrzeba nam światła, żeby się przejaśniły nasze drogi, które bywają szare, zwyczajne i uciążliwe także w wolności - powiedział, zaznaczając, że ta prosta dziewczyna ze wsi - na służbie u ludzi, ale i u Boga, zaświadcza o mądrości i miłości Chrystusa ukrzyżowanego. Więcej - potrafi nas zawstydzić i powie, po co i jak naprawdę warto żyć.

„Służyć Bogu to znaczy królować” - przypomniał natomiast Jan Paweł II, gdy mówiąc o wrażliwości na działanie Ducha Świętego, porównał służącą do królowej. - Nie zasmucajcie Ducha Świętego! - powtarzamy te słowa z Jadwigą, królową Polski i „matką narodów”. I powtarzamy je z Anielą Salawą, błogosławioną - mówił natomiast Ojciec Święty. - Niech się zjednoczą w naszej świadomości te dwie kobiece postaci: królowa i służąca! Czyż całe dzieje świętości chrześcijańskiej duchowości budowanej na ewangelicznym wzorze, nie wyrażają się w tym prostym zdaniu: „służyć Bogu - to znaczy królować”? Tę samą prawdę wyraża życie wielkiej królowej i życie prostej służącej! - podkreślał papież.

- Jak głęboko zapadły mi w pamięć, w serce, te słowa: „Panie - żyję, bo każesz, umrę, kiedy chcesz, zbaw mnie, bo możesz” - zacytował na koniec bł. Anielę. A kończąc modlitwą, prosił nową błogosławioną: „Naucz nas być wolnymi!”. ML

Echo Katolickie 36/2011

Praca i pokora muszą iść w parze

PYTAMY
o. Sylwestra Gąglewskiego, franciszkanina

Mówi się, że praca uświęca - jednak wbrew temu np. pracujący ciężko górnik stawiany jest na piedestale, ale już pomywaczka czy pan odbierający śmieci - nie. Jak zachować godność, pracując w takich warunkach?

Zaczynając temat o świętości, trzeba najpierw przypomnieć, że jedynie Bóg jest Święty a ludzie na tyle są święci, na ile uczestniczą w świętości Boga. My, stworzeni na Jego obraz i podobieństwo, przez grzech to utraciliśmy, a On wychodząc nam naprzeciw najpierw nakazuje pierwszym rodzicom pracować w pocie czoła, a gdy sam staje się człowiekiem, jako syn cieśli również pracuje. Upodobnienie do Boga przez pracę jest więc możliwe dzięki temu, że to On uczynił się podobnym do nas, stając się człowiekiem, i pokazał, że jeśli ktoś chce być do podobny Niego, musi tak jak On pracować. Jak pracował Jezus? Nie była to praca dla pracy - wszystko, co czynił, czynił w łączności z Bogiem Ojcem: „Moim pokarmem jest pełnienie woli Bożej”. Dobrze wiedział, czego oczekuje od Niego Ojciec, a była to m.in. praca w pocie czoła. Dzisiaj więc o godności osoby pracującej świadczy nie rodzaj pracy, którą się wykonuje - z zaznaczeniem, że ma być godziwa - ale fakt, że każdy pracujący to dziecko Boże. O wartości zaś pracy świadczy staranność jej wykonania oraz - co dotyczy wierzących - czy tak jak Jezus widzą w niej pełnienie woli Bożej. To ostatnie ma jeszcze jeden aspekt, mianowicie, każdy naśladowca Jezusa powinien wiedzieć, że pracując przedłuża stwórcze działanie Boga. Co w takim razie można powiedzieć o ludziach, którzy w pracy pani sprzątaczki czy pana wywożącego śmieci widzą powód ich poniżenia? Nasuwają mi się różne słowa, ale dwa z nich - ślepota i pycha - pasują tu najbardziej.

Kiedy - wbrew porzekadłu - praca czy zawód może hańbić?

Godziwa praca, wykonywana uczciwie, z pełnym zaangażowaniem, a przy tym oddawana Panu Bogu w duchu nieustannej modlitwym - nigdy nie hańbi. Problem zaczyna się wtedy, gdy człowiek w swojej pracy staje się nieuczciwy , ale wtedy hańbi go - jeśli można tak powiedzieć - nie praca, tylko jego grzech. Przez swój zły czyn stał się podobny nie do Boga, ale do tego, który shańbił się jako pierwszy do złego. Widzimy więc, że to nie tyle praca może shańbić człowieka, ale to człowiek może shańbić pracę - będącą darem Bożym - przez złe wykorzystanie swojej wolności.

Czego mogą nauczyć nas wyniesieni do chwały ołtarzy prostaczkowie, jak bł. Aniela Salawa, służąca?

„Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom”. Te słowa Jezusa mówią same za siebie. Tzw. prostaczkowie przez swoje nadzieje złożone w Bogu,okazują się prawdziwie mądrymi. „Mała droga”, którą idą, wiedzie ich prosto do nieba, czego nie można powiedzieć o wielu mądrych tego świata. Znamienne jest, że ci prostaczkowie, niepotrafiący nieraz nawet pisać, właśnie swoją pracą wykonywaną z miłości do Boga i bliźnich wznieśli się na wyżyny świętości. Czego możemy nauczyć się od bł. Anieli Salawy mówią wezwania, które Kościół do niej kieruje, jak m.in. „dobrowolnie obierająca stan służącej”, „wobec przeciwności stanowcza i cicha”, „odpowiedzialna za współpracownice i przyjaciółki”, „służąca Bogu przez uczciwą pracę”, „rozumiejąca swoją rolę w Kościele”, „przyjmująca dobrowolnie cierpienia za bliźnich”, czy „modląca się o wolną i katolicką Polskę”.

Cnota pokory odgrywa wielką rolę w życiu człowieka - mówił św. Maksymilian Maria Kolbe. Jaką?

Św. Maksymilian w pokorze widział to, czego zabrakło upadłemu aniołowi, ojcu kłamstwa - szatanowi. W założonym więc Rycerstwie Niepokalanej, przeznaczonym do duchowej walki ze złem, pokorę stawiał jako tarczę i niezbędny warunek zwycięstwa. Tym właśnie odróżniają się Rycerze Niepokalanej od mądrych tego świata i tym ich przewyższają. Prostaczek to nie ten, który nic nie ma lub niczego nie umie, ale ten, który wszystko co ma, oddaje w duchu Panu Bogu jako jego własność. Taki był św. Maksymilian, który za ideał pokory uważał doskonałe posłuszeństwo, tj. pragnienie wypełnienia we wszystkim woli Bożej, a pisał o niej tak: „Bez woli Bożej człowiek niczego spełnić nie może, cokolwiek by zaś uczynił, wszystko staje się niedorzeczną głupotą świadczącą o marności istoty ludzkiej”. Pokorę cenił ponad wykształcenie i może właśnie dlatego nie bał się przyjmować do zakonun ludzi niewykształconych. Pewnego dnia, mówiąc o cnocie pokory przytoczył braciom następujący przykład: „Gdy kardynał Mercier poszukiwał zakonnika, by go posadzić na pewnym probostwie, nie żądał wysokiego wykształcenia - tylko pokory, która według jego zdania jest największą z cnót”.

Tu warto wrócić jeszcze do zagadnienia pracy, którą św. Maksymilian rozumiał w specyficzny sposób. Jej owocność uzależniał od serca osoby pracującej. Jeśli człowiek jest pełen miłości własnej, wykonana praca nie przyniesie mu żadnej zasługi przed Bogiem, a i tu, na ziemi, nie wyda pożądanych owoców. Jeśli natomiast człowiek jest pokorny i pragnie wypełnić wolę Bożą, to nawet jeśli leżałby chory i nie mógł pracować, jego ofiara dokona wielkich rzeczy. Kiedyś św. Maksymilian zapytał braci w Niepokalanowie, który dział pracy jest najważniejszy. Po dłuższym zastanowieniu i nietrafnych odpowiedziach wyjaśnił, że jest nim właśnie szpitalik, bo bez cierpienia i ofiary braci chorych całe dzieło Rycerstwa Niepokalanej nie przyniosłoby tak wiekich owoców.

Praca i pokora muszą więc iść ze sobą w parze. Widzimy to w życiu wszystkich świętych, również w życiu bł. Anieli Salawy i św. Maksymiliana. Wszystkim czytelnikom życzę, by swoją pracę - jaka by ona nie była - przeżywali tak, jak nasi święci.

Dziękuję za rozmowę.

ML

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama