Dwie korony o. Maksymiliana

Echo katolickie 32(684) 7 - 13 sierpnia 2008


Ks. Paweł Siedlanowski

DWIE KORONY O. MAKSYMILIANA

Urodził się 8 stycznia 1894 r. Rajmund - bo takie imię na chrzcie nadano późniejszemu wielkiemu świętemu - był drugim z kolei dzieckiem Juliusza i Marianny Kolbe. Wychowany na typowej dla tego czasu robotniczej biedzie, od dzieciństwa poznawał smak codziennej troski o chleb. Tak jak inni, marzył o wolności, uczył się czytać i pisać po polsku w rodzinnym domu. Było jednak coś, co już od najmłodszych lat wyróżniało go spośród rówieśników: niezwykłe nabożeństwo do Matki Bożej

Kupił sobie nawet Jej figurkę za 5 kopiejek. Któregoś dnia, widząc kolejne swawolne zachowanie syna, matka upomniała go wyrzutem: „Mundziu, co z ciebie będzie?”. Chłopak się zawstydził, spoważniał, a pytanie jakoś szczególnie mocno w nim utkwiło. Długo z nim chodził, aż któregoś dnia - miał wtedy 12 lat - modląc się na różańcu, poprosił Matkę Bożą o to, aby Ona sama pomogła mu na nie odpowiedzieć. I wtedy, jak to opowiadał potem ze wzruszeniem swojej mamie, pokazała mu się Najświętsza Panna trzymająca 2 korony - jedną białą, a drugą czerwoną - i zapytała, czy je chce. „Biała miała oznaczać, że wytrwam w czystości, czerwona, że będę męczennikiem. Odpowiedziałem, że chcę obie. Wówczas Matka Boża mile na mnie spojrzała i zniknęła” - wspominał po latach. Mały Mundek jeszcze wtedy nie wiedział, jak wielką cenę będzie musiał w przyszłości zapłacić za ten wybór.

Różaniec czy karabin?

Nadchodzi rok 1907. Rajmund wstępuje do małego seminarium ojców franciszkanów. Pisze w swoich wspomnieniach: „Z twarzą pochyloną ku ziemi obiecałem Najświętszej Maryi Pannie, królującej na ołtarzu, że będę walczył dla Niej. Jak? - nie wiedziałem, ale wyobrażałem sobie walkę orężem materialnym”. Cóż się dziwić, Mundek ma dopiero 13 lat, a komuż w czasie, gdy wrzenie w Europie niemal sięga zenitu, nie śni się w tym wieku mundur żołnierski? Wojsko! Pewnie by i wstąpił do tworzącej się właśnie podziemnej organizacji wojskowej, ale w krytycznym momencie matka wyznaje synom, że postanowiła z ojcem poświęcić się na wyłączną służbę Bożą. To przeważyło. Rajmund rezygnuje z marzeń o mundurze strzelca i 4 września 1910 wstępuje do nowicjatu franciszkanów. Otrzymuje imię Maksymilian.

Rozpoczyna się czas wytężonej pracy. Najpierw kończy ostatnią klasę gimnazjum, potem matura oraz studia seminaryjne w Krakowie i w Rzymie. W 1919 r. wieńczy je podwójnym doktoratem: z filozofii i teologii. W międzyczasie zajmuje się fizyką i matematyką, pisząc m.in. pracę o... pojeździe międzyplanetarnym (!). Czyta mistyków, fascynuje go bogactwo ludzkiej duszy, jej tajemnice i zawiłości.

Przychodzi rok 1914 - wybucha I wojna światowa. Franciszek, brat Maksymiliana, jedzie na front. Także ojciec, Juliusz, wstępuje do legionistów (ginie w jednej z potyczek). Znowu w duszy kleryka Maksymiliana zaczyna grać trąbka żołnierska: czy nie powinien pójść w ich ślady? Ojczyzna go potrzebuje! Dochodzi do wniosku jednak, że więcej dla niej zrobi jako kapłan.

28 kwietnia 1918 r. przyjmuje w Rzymie święcenia kapłańskie. Za Bożym natchnieniem dociera do niego ważna prawda: aby cokolwiek znaczyć w świecie, dysponować odpowiednią „siłą rażenia”, trzeba się organizować w grupę, wspólnotę. W niej leży siła! Rozważaniom tym towarzyszą szczególne wydarzenia w Wiecznym Mieście. Oto w 1917 r. rusza bardzo agresywna akcja antykatolicka, sprowokowana uroczystymi obchodami 200-lecia powstania masonerii i 400-lecia wystąpień Lutra. W tym samym czasie świat katolicki obchodzi 75-lecie objawień matki Bożej Niepokalanej Alfonsowi Ratisbonne. To wszystko pozostawia ślad w psychice Maksymiliana i postanawia on szybko działać. 16 października 1917 r., jeszcze wówczas jako subdiakon, zakłada Rycerstwo Niepokalanej. W spotkaniu założycielskim uczestniczy zaledwie... 7 osób. Rozpoczyna się największa przygoda życia Maksymiliana. Nie wie jeszcze wówczas, że jego marzenia o stworzeniu armii, która nie karabinem, ale różańcem, modlitwą, miłością do Niepokalanej podbije świat, zaczynają się spełniać!

Po 7 latach pobytu w Rzymie, powraca do wolnej Polski. Jest rok 1919.

Muszę być świętym!

Zostaje oddelegowany najpierw do Krakowa, potem do Grodna. Milicja Niepokalanej w imponującym tempie rośnie w siłę. Niestety, pojawia się krzyż: Maksymilian zaczyna chorować na gruźlicę. Podejmuje rekonwalescencję, która w rzeczywistości przeradza się w głębokie rekolekcje. Zapisuje w swoim notatniku duchowym: „Musze być świętym i to jak największym. Uświęcenie moje własne i wszystkich dusz, które są i będą, za przyczyną Niepokalanej. Reguła moja posłuszeństwo: wola Boża przez Niepokalaną. Chcę być narzędziem w jej ręku!”. Po zaledwie 3 miesiącach leczenia powraca do pracy. W 1922 r. zaczyna wydawać w Krakowie „Rycerza Niepokalanej” - odtąd pismo stanie się znakiem rozpoznawczym o. Maksymiliana. Nakład błyskawicznie rośnie. Wzrasta też liczba członków Milicji Niepokalanej - w 1927 r. to już ćwierć miliona ludzi! Ogromna siła - ale to dopiero początek...

Niepokalanów

Brakuje miejsca. Cudownym zrządzeniem losu udaje się zdobyć ziemię pod nowy klasztor i drukarnię. Najpierw w 1927 r. pod Szymanowem stawia figurę Niepokalanej. Potem zostaje zbudowana kaplica, proste baraki. Maksymilian sprowadza pierwsze maszyny drukarskie. Nie brakuje ofiarodawców - zawsze pieniędzy jest tyle, ile trzeba. Powoli powstaje wyjątkowe w dziejach Imperium poświęcone Bożej Rodzicielce. Przybywa chętnych, by Jej służyć. Każdego roku zgłasza się 1800 kandydatów do klasztoru. Weryfikacja jest prosta: „Czy pragniesz świętości? Czy jesteś w stanie poświęcić wszystko, aby służyć Niepokalanej i przez swoją pracę, ubóstwo budować Jej królestwo?”.

W 1939 roku „Rycerz Niepokalanej” osiąga nakład 750 tys. egzemplarzy, „Rycerzyk Niepokalanej” i „Mały Rycerzyk Niepokalanej” - 221 tys., „Mały Dziennik” - 137 tys., a numer niedzielny - 225 tys. Liczba listów adresowanych do redakcji tylko w 1938 r. przekracza 800 tys.! Od roku 1938 Niepokalanów ma także swoją własną radiostację. Jakby tego było mało, o. Maksymilian udaje się za pozwoleniem władz zakonnych do Japonii - tam powstaje japoński Niepokalanów, a zaledwie w 3 miesiące po przybyciu na wyspę, „Rycerz Japoński” („Seibo no Kishi”). Wkrótce osiąga nakład 25 000 egzemplarzy. Świat patrzy w zadziwieniu. Szaleniec?.. Mistyk?... A może po prostu bez reszty oddany Maryi Jej ukochany syn. Doskonałe narzędzie w rękach Jej Syna.

Ostatnie zadanie

Wybucha wojna. O. Kolbe zostaje aresztowany wraz ze współbraćmi, potem wypuszczony na wolność. Nie próżnuje. Organizuje ludziom schronienia, warsztaty pracy, daje nadzieję. 17 lutego 1941 r. powtórnie zjawia się w Niepokalanowie gestapo i zabiera go najpierw na Pawiak, potem do obozu w Dachau. Odtąd o. Maksymilian staje się numerem 16670. O dziwo, nawet w tak tragicznej sytuacji czuje się ambasadorem Niepokalanej. Pisze do matki: „Kochana mamo, bądź spokojna o mnie i o moje zdrowie, gdyż dobry Bóg przebywa na każdym miejscu i z wielką miłością pamięta o wszystkim i o wszystkich”. Jego opanowanie, wiara, dobroczynny wpływ na współwięźniów i spokój są przyczyną wielu wściekłych ataków oprawców - raz zostaje tak skatowany, że kat, uznawszy go za martwego, wyrzuca go i każe przykryć gałęziami. Ratują go koledzy.

Przychodzi lipiec 1941 r. Za ucieczkę jednego z więźniów 10 innych ma być skazanych na śmierć głodową. O. Kolbe zgłasza się dobrowolnie, w zamian za co do szeregu cofa się Franciszek Gajowniczek (przeżył obóz, dożył później starości świadcząc wszędzie o swoim wybawcy). 14 sierpnia 1941 r. umiera dobity śmiercionośnym zastrzykiem. Jest wigilia Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Tego dnia w chwale męczeństwa staje przy Tej, którą tak bardzo ukochał, w drugiej, czerwonej koronie. Proroctwo się wypełnia do końca...

17 października 1971 r. o. Maksymilian Maria Kolbe zostaje beatyfikowany, a 10 października 1982 r. - kanonizowany przez Papieża Polaka. Kościół wspomina go w liturgicznym wspomnieniu 14 czerwca, w rocznicę jego męczeńskiej śmierci.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama