Echo katolickie 43(693) 16-23 października 2008
Duch Święty tchnie, kędy chce. Zaś tym, którym kanonizowani kojarzą się wyłącznie z mdłym uśmiechem i zgodą na poniżenie, polecam lekturę żywotów bigamistki Fabioli czy bratobójcy Włodzimierza... Zaznaczam, iż dają do myślenia!
Podobno za wypaczenie prawdy o świętych winę ponoszą sami chrześcijanie. Dzieła sztuki ukazują wyniesionych na ołtarze jako szczęśliwych, a przy tym niezdolnych do najmniejszego uchybienia. Zupełnie jakby skłonność do grzechu gryzła się z naturą człowieka, a droga do świętości była zadaniem, któremu łatwo sprostać. Przełom przyniósł wiek XIX. Jednak i wówczas twórcy, którzy zdecydowali się zerwać z tendencją do wybielania żywotów, niegodne postępki tuszowali słowami, że ich bohaterowie „byli kiedyś wielkimi grzesznikami”. Czy słusznie?
- Celem odkurzania historii nie jest poszukiwanie dreszczyku emocji, lecz zrozumienie roli łaski w świecie - Thomas J. Craughwell świętym określa osobę próbującą naśladować Chrystusa oraz dążącą do doskonalenia cnót. - Istnieje wielu dobrych ludzi. Jednak kobiety i mężczyźni, którzy całe życie oddają się uświęcającym praktykom, należą do rzadkości - tłumaczy autor „Świętych nie-świętych” z zastrzeżeniem, że ci nie muszą być zawsze doskonale nieomylni. I że jak dawni pisarze nie starali się wybielać złych uczynków dzisiejszych patronów, tak też nie unikali opisów, jak wiele wysiłków należało poczynić dla ich nawrócenia... Posłuchajmy!
Kto zna Nowy Testament, ten wie, że poborców podatkowych traktowano dawniej na równi z nierządnicami. Powód? Zatrudnieni na zlecenie, czerpali dodatkowy zysk, zawyżając wartość podatku. W mniemaniu Żydów, obok zbrodni żerowania na współziomkach, poborcy grzeszyli współpracą z poganami. I właśnie zastanego przy tym zajęciu zdziercę powołał Jezus. Ku zdziwieniu rzymskich straży i urzędników Mateusz porzucił usankcjonowane przez państwo złodziejstwo i dołączył do Apostołów. Zaś Chrystus zarzut siadania do stołu z poborcą odparł tłumaczeniem, że nie przyszedł nawracać sprawiedliwych, lecz grzeszników.
Drogę odejścia świętego, którego wspomnienie obchodziliśmy 14 października, znamy z opowieści jego największych wrogów: teologa Tertuliana i antypapieża Hipolita. Kiedy Karpoforus zakładał w Rzymie bank, pieczę nad administracją przekazał w ręce sługi Kaliksta. Decyzja już wkrótce miała okazać się opłakaną w skutkach. Po zdefraudowaniu pieniędzy, sługa uciekł. Jednak właściciel nie zamierzał biernie czekać. Pochwyciwszy go, skazał na przykucie łańcuchem do młyna i obracanie kamiennego kołowrotu. Uwolniony w celu odzyskania przepuszczonych pieniędzy, Kalikst zakłócił szabas, wkraczając do świątyni i przedstawiając finansowe roszczenia wspólnocie żydowskiej. Brawura zaprowadziła go przed sąd, a ten skazał na chłostę i roboty w kopalniach. Dzięki szczęśliwemu przypadkowi wymigał się od kary i pod okiem papieża dojrzewał do nawrócenia. Za pontyfikatu Zefiryna wyświęcony na diakona, po jego śmierci miał 5-letni epizod papiestwa, a jego rządy naznaczone były służbą miłosierdziu.
W grono świętych, których wspomnienie obchodzimy w październiku, wpisuje się też Pelagia. „Gdy była na scenie, nie było nic bardziej plugawego” - pisze o teatralnych występach aktorki z Fenicji św. Jan Chryzostom. Ojcowie mieli porzucać dla niej swoje dzieci, a bogacze trwonić majątki, gdy nagle z niewytłumaczalnych powodów spotkała ją łaska i żyła w aurze świętości aż do śmierci.
Jednak nie jej, a mimowi nadano przydomek patrona aktorów. Genezjusz był komikiem w czasach panowania cesarza Dioklecjana, który postawił sobie za cel ostateczne pozbycie się chrześcijan ze swego imperium. Kiedy więc trupa Genezjusza miała wystawić dla niego przedstawienie, aktorzy postanowili napisać farsę ośmieszającą sakrament chrztu. Komikowi przypadła rola nawróconego. W kulminacyjnym momencie, kiedy na głowę Genezjusza lała się woda, spłynęła na niego chwała Boska. Odstąpił od wyuczonego tekstu i, patrząc Dioklecjanowi prosto w oczy, zaimprowizował mowę, w której oskarżył go o okrucieństwo wobec chrześcijan. Cesarz rozkazał aresztować aktora. Jednak Genezjusz nieugięty pozostał nawet wtedy, gdy oprawcy rozdzierali jego ciało żelaznymi hakami i przypalali pochodniami, zmuszając do zaprzeczenia, że jest chrześcijaninem.
Kobiety potrafiły być nie mniej heroiczne. Żywot Fabioli, chrześcijanki i patrycjuszki, umknąłby, gdyby nie św. Hieronim. Kobieta, zdradzana przez męża, porzuciła go. Ponieważ zaś ciężko było jej wytrwać bez mężczyzny, uzyskała rozwód cywilny i ponownie wyszła za mąż. Postępek chrześcijanki o wysokiej pozycji okrzyknięto skandalem. Wówczas zmarł jej mąż i - jak zanotował biograf - spłynęła na nią łaska. W zgrzebnej odzieży, brudna i nieuczesana udała się pod bazylikę laterańską, a papież odpuścił jej grzechy. Pokutując, Fabiola sprzedała majątek i zaczęła pomagać biednym.
A że kobieta, która ma świadomość celu, zachwyca konsekwencją... Matka Augustyna była katoliczką. Kiedy się urodził, ojciec chłopca, choć poganin, nie sprzeciwiał się, by kapłan namaścił mu głowę olejem i uczynił na jego czole znak krzyża. Monika jednak nie poprosiła o chrzest Augustyna (co w tamtych czasach nikogo nie dziwiło: wiele osób czekało bowiem do śmierci, by zagwarantować sobie, że obmyte sakramentem dusze pójdą prosto do Nieba). Chwilę po tym, jak przybył do Kartaginy z zamiarem wstąpienia na uniwersytet, miał już kochankę. Rok później urodził mu się syn. Później przyłączył się do sekty. Z matką pogodził się dopiero w Mediolanie. Pod wrażeniem mowy Ambrożego, skapitulował i przyjął chrzest. Łzy Moniki nie mogły pójść na marne...
Nawrócenie za wstawiennictwem innej Matki - Niebieskiej - stało się udziałem Marii z Egiptu. A historia jej życia ujrzała światło dzienne dzięki świadectwu Zosimy, kapłana znad Jordanu. Poszcząc na pustyni, ujrzał nagą kobietę. Poprosiła go o płaszcz. W rozmowie zdradziła kapłanowi, że po ucieczce z domu do Aleksandrii wiodła 17-letnią karierę niczym nieskrępowanej rozwiązłości. Jednak nie ze względu na zysk zapraszała mężczyzn do łóżka. Nie interesowało ją bowiem bogactwo, a podboje! Skuszona perspektywą uwiedzenia pielgrzymów wyruszających do Ziemi Świętej, przyłączyła się do grupy mężczyzn i zanim statek stanął u celu, zdążyła przespać się z każdym z nich. A gdy w transie usidlania starała się przyłączyć do tłumu zmierzającego, by obejrzeć relikwię Krzyża Świętego, niewidzialna siła odepchnęła ją od wejścia. Nagle w pełni zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła i wkroczyła na ścieżkę nawrócenia.
Pobudka, jaka zapoczątkowała drogę do świętości księżnej Olgi, nie jest szerzej znana. Fakt, że odmieniła ją wyprawa do Konstantynopola, a wcześniej zasłynęła jako masowa morderczyni, mszcząca śmierć roszczeniowego męża, księcia Kijowa. Rosjanie i Ukraińcy chrzczą ją jako tę, która zaszczepiła wiarę chrześcijańską na ich ziemie. Zaś kontynuatorem jej dzieła jest nie mniej święty nie-święty za życia wnuk - książę Włodzimierz. Jako nieślubny syn Świętosława nie mógł znieść objęcia tronu przez Jaropełka. Na czele Wikingów zdetronizował przyrodniego brata i cicho przyzwolił na jego śmierć. Następnie udał się do klasztoru, w którym szukała schronienia jego szwagierka i wcielił ją do swego haremu. A był on imponujący: oprócz 7 żon, życie Włodzimierzowi umilało 800 konkubin! Choć mienił się człowiekiem bez skrupułów, czuł, że gwałcąc żonę brata, posunął się za daleko. By uspokoić sumienie, wybudował świątynię. Chcąc jeszcze bardziej przypodobać się bogom, postanowił oddać im hołd w postaci ofiar z ludzi. Nawrócony niejako pod przymusem (warunek oddania mu siostry cesarza Bazylego za żonę w zamian za pomoc w wojnie!), rozwiązał harem oraz zniszczył wizerunki bóstw, zastępując je kościołami. Przeznaczył też ogromne sumy pieniędzy na rzecz biednych i bezdomnych.
W kwestii Marii Magdaleny autor książki broni stanowiska, że dopiero VI w. wysnuł obraz jawnogrzesznicy, na który składały się cechy kilku kobiet pojawiających się w Nowym Testamencie. Zaś trwającą od stuleci modę na piękną nierządnicę tłumaczy faktem, że z ludzkimi namiętnościami i słabościami łatwiej nam się utożsamiać, bo też zawsze są aktualne. A skoro tym tak bardzo nie-świętym udało wspiąć się na wyżyny świętości... każdy ma szanse!
opr. aw/aw