Żyłem u boku Świętego

Arturo Mari na Podlasiu

Odwiedził Pan Południowe Podlasie niemal w przeddzień kanonizacji swego wielkiego Przyjaciela - Jana Pawła II, któremu towarzyszył Pan co dnia przez 27 lat jego pontyfikatu. Z jakimi uczuciami oczekuje Pan na to wydarzenie?

Dla mnie kanonizacja Jana Pawła II jest czymś oczywistym. Przecież 27 lat żyłem obok świętego, byłem przy nim, on był przy mnie.  Lata u boku Jana Pawła II przeminęły jak mgnienie, ale zostawiły niezatarty ślad w moim sercu. Teraz patrzę na to, co przeżyliśmy razem i gdy wspominam ten czas, wyraźnie widzę jego świętość.

Na czym w Pana oczach polegała świętość Jana Pawła II?

Można o tym wiele mówić. To był wielki człowiek, wielka inteligencja. Jednak  co w jego osobowości wydaje się najważniejsze, to pokora i miłosierdzie, oddanie ludziom, był człowiekiem nieustannej modlitwy, cierpienia i morderczej pracy.

Jan Paweł II żył w pokorze, którą znał jedynie Bóg. Nie posiadał nic swojego - miał tylko kaplicę i  pokój, w którym stało łóżko tak skromne, że lepsze chyba mają proboszczowie na biednych wiejskich parafiach, biurko do pracy, miał jedną odświętną szatę, którą wkładał na uroczystości. Na zawsze zapamietałem epizod z wizyty w Brazylii w 1980 r., gdy widząc nędzę tamtejszych miejszkańców faweli, oddał księdzu i kazał sprzedać jedyną swoją własność — papieski pierścień, a pieniądze oddać ubogim.

Jego pokora i miłość do świata były tak naturalne i autentyczne, że bez wielkiego wysiłku, z wielką prostotą mogłem w fotografiach dać światu obraz, kim był Jan Paweł II, pokazać prawdę o nim.

 Czy mógłby Pan zdradzić, jak został Pan papieskim fotografem?

Cała moja rodzina była związana z Watykanem, mój ojciec był archeologiem, który odkrył kości św. Piotra. On też zaraził mnie pasją do fotografowania. Zaczynałem w szkolnej ciemni fotograficznej.Gdy skończyłem 16 lat zaprowadził mnie do ówczesnego dyrektora L'Osservatore Romano. Do redakcji wszedłem 9 marca  1956 roku, wyszedłem po 53 latach. Były to szczęśliwe lata - szczególnie wspominam te spędzone u boku Jana Pawła II. Moje życie to był dar złożony dla niego. 

Jak wyglądał Pana dzień pracy u boku Jana Pawła II?

Dzień Arturo Mariego był dniem Jana Pawła II. Ten człowiek nigdy nie stał w  miejscu, nie miał wolnej chwili. Wychodziłem z domu o 6.20, o 6.30 wchodziłem do apartamentów papieskich, wychodziłem z nich o 18-19, czasem o północy — według rytmu, który wyznaczały audiencje. Dom papieża był domem otwartym dla wszystkich: od rządców świata po ubogich. Nigdy nie powiedział, że nie pracuje, ma wolne — nigdy to się nie zdarzyło. Nawet po ostatniej niedzieli, kiedy pozdrawiał wiernych z okien Polikliniki Gemelli, wrócił do Watykanu w czwartek, mimo iż lekarze się na to nie godzili.  Jan Paweł II powiedział wówczas: "Wracam do domu, nie bedę tracił czasu tu z wami". Na biurku w jego pokoju zawsze leżały dwa stosy papierów, tylko ks. Stanisław wiedział, co działo się, gdy ktoś dotknął tych dokumentów.

Czy w ciągu tych 27 lat zdarzyły się jakieś nieporozumienia na linii Papież - jego fotograf?

Fotografowanie Ojca świętego to była moja praca, ale traktowałem ją jak ogromny zaszczt i misję. Wierzę, że takie podejście przyniosło owoce. Pomagało mi także to, że między nami nie było tylko relacji fotograf - papież. Jan Paweł II był dla mnie jak przyjaciel, ojciec. Poza tym potrzeba było w tej pracy wiele taktu. Myślę także, że nigdy nie nadużyłem jego zaufania. Ojciec św. nie wyraził swojego niezadowolenia z mojej pracy, często natomiast syszałem słowo dziękuję. 

 Było to także ostatnie słowo, jakie usłyszałem z ust Jana Pawła II. W dniu jego śmierci, 8 godzin przed odejściem do Domu Ojca, 2 kwietnia 2005 roku ks. Stanisław prosił mnie, żebym przyszedł do apartamentu Papieża. Wszedłem, zobaczyłem Ojca św., leżącego w łóżku, podszedłem bliżej. Popatrzył na mnie niebieskimi, pełnymi radości oczyma, których nie zapomnę, upadłem na kolana, a on pogłaskał mnie czule, pobłogosławił jak ojciec syna. Powiedział: "Arturo, dziekuję, dziękuję". Uśmiechając się, odwrócił się na drugi bok. Miałem wrażenie, że udaje się w swoją ostatnią podróż, której pragnął. To był dla mnie najpiękniejszy dzień w życiu: Ojciec św.  Słowem "dziękuję" podsumował moją pracę, moje życie oddane mu przez 27 lat.

To długi okres życia, każdego dnia towarzyszył Pan Janowi Pawłowi II od rana do wieczora, nie czuł Pan po jego śmierci pustki i osamotnienia?

Nie, nie czuje się osamotniony. Wiem, że jest zawsze obok mnie, za moimi plecami, zwłaszcza wieczorami, gdy w samotności każdego dnia 5 minut z nim rozmawiam. W szczególny sposób poczułem tę obecność po ciężkiej operacji kręgosłupa. Nie wiedziałem, czy ją przeżyję, więc powierzyłem się opiece  Jana Pawła II. Po przebudzeniu czułem zapach dezodorantu, jakiego on używał. Nikt mi nie potrafił powiedzieć, skąd się ten zapach wziął w szpitalu.

Pana zdjęcia są nie tylko dokumentem pewnych wydarzeń, ale również wspaniałym świadectwem życia, wiary, obrazem osobowości Jana Pawła II — jego świetości. Często w jednym obrazie zawarta jest cała historia, bogata symbolika. Jak udawało sie panu je wykonać, czy zdarzały się jakieś zdjęcia kreowane?

To, co widzimy na fotografiach, jest efektem wielkiej charyzmy Jana Pawła II i mojego wielkiego szczęścia. Nie ma w nich żadnej kreacji — udało mi się uwiecznić to, co naprawdę się wydarzyło. 

Była Pan nie tylko przyjacielem Ojca świętego, ale jest pan również wielkim przyjacielem Polski.

Moja przyjaźń z Ojcem św. rozpoczęła się w czasie Soboru Watykańskiego II. Wcześniej przyjaźniłem się z kard. Stefanem Wyszyńskim i ten przedstawił mnie ówczesnemu biskupowi krakowskiemu Karolowi Wojtyle. Dzięki rozmowom z nim zobaczyłem wielkie cierpienie Polaków w reżimie komunisycznym i co znaczyła żelazna kurtyna.  Żyłem w innym systemie, wcześniej nie myślalem o takich sprawach. Biskup Karol Wojtyła był zakochany w Polsce, w polskim Kosciele milczenia. Mogłem tego doświadczyć, gdy przed pierwszą Wizyta Apostolską w Polsce dokumentowałem trasę papieskiej pielgrzymki. Widziałem kolejki przed sklepami, doświadczyłem ukrytych mikrofonów, opieki UB. Tym powietrzem nie dało się oddychać. Ale dzięki temu doświadczeniu mogłem też lepiej zrozumieć posługę Jana Pawła II.

Jak Pan wspomina pielgrzymki Jana Pawła do Polski?

Ojciec św. zawsze wracał do Polski jak do swoich — na swoją ziemię, do swoich dzieci, był tu po prostu w domu. Głęboko przeżywał każdą sekundę, gdy chodził po tej ziemi, jego marzeniem było, by tu być, ale musiał wracać do Rzymu. To nie przeszkadzao, że serce i myśli pozostawały tutaj.

Która z pielgrzymek zapadła Panu najgłebiej w pamięć?

Wszystkie były bogate w treści i wzruszenia, ale chciałbym wspomnieć kilka epizodów z tej pierwszej, w 1979 roku.

Po zakończonej ceremonii powitania Jana Pawła II jako szefa państwa watykańskiego i głowy Kościoła jedziemy ulicami Warszawy. Klimat w stolicy nie był taki dobry. Widzieliśmy ludzi, którzy byli smutni, zadawaliśmy sobie pytanie — dlaczego? W pewnym momencie stał się cud:  dziecko — kilkuletni chłopiec zaczyna klaskać i krzyczeć: "Ojcze święty! Ojcze święty! Niech żyje Papież!" To była iskra, która rozpaliła entuzjazm, radość, wspaniałą atmosferę, jaka towarzyszyła pierwszej wizycie. Miliony Polaków dopiero teraz zobaczyły Ojca, który przyjeżdża do swego kraju. Drugi moment to Plac Zwycięstwa, gdy Papież klęczy przed grobem Nieznanego Żolnierza i się modli: "Ile krwi na mojej ziemi! Ilu zabitych! Ilu biednych, ile rozbitych rodzin". Trzeci to pamiętne słowa wygłoszone na Placu Zwycięstwa: "Niech zstapi Duch Twój i odnowi oblicze Ziem. Tej ziemi!"

Te wydarzenia były przyczynkiem i punktem odniesienia do następnych pielgrzymek Jana Pawła II. Te słowa zapoczątkowały przemiany w Polsce, a potem w całym systemie komunistycznym i na całym świecie.

Wielcy rządcy powiedzieli, że Jan Paweł II był tym, który zmienił oblicze świata. Nie mogę nic do tego dodać, taka jest prawda.

Powszechna jest wiara, że święci z nieba mogą więcej, niż żyjąc tu, na ziemi. Czy sądzi Pan, że możemy prosić o wstawiennictwo Ojca świetego także dla naszego narodu, który przezywa trudne chwile?

Przeszliście w swojej historii jeszcze trudniejsze chwile, pamiętajcie, że dzięki Janowi Pawłowi II upadł komunizm. On walczył za Polaków, wiele się za was modlił, cierpiał - jest gwarantem tej historii. On na pewno o was pamięta. Częściej my o im zapominamy niż on o nas. Od was zależy, co zechcecie z tym zrobić. Naszą siłą jest wiara, resztę musicie sobie dopowiedzieć.

Dziękuję za rozmowę.

Anna Wasak
Echo Katolickie 17/2014

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama