Towarzyszenie chorym w ostatnich chwilach życia oraz pomoc rodzinie w przeżywaniu żałoby
Opieka nad chorymi w stanach terminalnych to - co zgodnie podkreślają pracownicy hospicjów stacjonarnego i domowego prowadzonych przez Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej - efekt zaangażowania całego zespołu. Na wsparcie personelu liczyć mogą też rodziny pogrążone w żałobie po stracie swoich bliskich.
Pretekstem do odwiedzenia placówek przy ul. Bema w Siedlcach stał się zamieszczony na łamach jednego z poprzednich wydań naszego tygodnika wywiad z dr Ewą Czeczelewską pt. „Kiedy w domu pojawia się choroba”. Prodziekan wydziału nauk o zdrowiu Collegium Mazovia Innowacyjnej Szkoły Wyższej podejmuje w nim m.in. kwestię opieki paliatywno-hospicyjnej. Teoria - teorią, a jak to wygląda w praktyce?
Podopiecznymi hospicjum są osoby w stadium zaawansowania choroby nowotworowej, u których zakończono leczenie przyczynowe, lub z inną chorobą przewlekłą w fazie terminalnej. Po przyjęciu pacjent jest badany, następnie wdrażane jest leczenie objawowe stanowiące w większości przypadków kontynuację leczenia szpitalnego bądź ambulatoryjnego. - Zdajemy sobie sprawę, że nie możemy uzdrowić naszych pacjentów, stąd wysiłek personelu kierowany jest na zapewnienie im komfortu w ostatnim okresie życia. Opieka nad ciężko chorymi i ich rodzinami wymaga pracy zespołowej, tj. współpracy lekarzy, pielęgniarek, psychologa i księdza - podkreśla koordynator oddziału hospicyjnego lek. med. Siergiej Belniaków z uwagą, że po zakończeniu leczenia szpitalnego - na życzenie umierającego i rodziny - możliwa jest kontynuacja opieki medycznej w ramach tzw. hospicjum domowego.
- Praca zespołu jest ciężka; wymaga wysiłku fizycznego i psychicznego. Zdarza się, że personel mimo wieloletniego doświadczenia wykazuje cechy wypalenia zawodowego. Stąd tak ważna jest rola psychologa i kapłana - zaznacza koordynator oddziału, dodając, iż wsparciem psychicznym obejmowani są też bliscy pacjentów towarzyszący im w postępującej chorobie, jak również przeżywający żałobę po ich odejściu.
- Informacja o dostępnych formach wsparcia udzielana jest rodzinie już w momencie przyjęcia chorego do hospicjum - wyjaśnia pielęgniarka oddziałowa Beata Plińska. Nie ukrywa, iż za każdym pacjentem „stoi” osobna historia wiążąca się często z bagażem niedomkniętych spraw. Pomoc personelu w ich rozwiązaniu nie może być jednak odłączona od kwestii światopoglądowych. - Rozmowa z księdzem czy psychologiem odbywa się na wyraźne życzenie chorego bądź jego bliskich - podkreśla.
- Wsparcie duchowe kojarzone jest zwykle z opieką religijną. Tymczasem nie jest prawdą, że osoby niewierzące - a z takimi przypadkami również się zetknąłem - sprowadzają życie jedynie do poziomu biologii. Stawiane przez ludzi odchodzących fundamentalne pytania o sens zawierają się w szerokiej duchowości - wyjawia ks. dr Piotr Pielak, kapelan hospicjum. Pytany o odzew na ofertę pomocy przypomina, że człowiek ma wolną wolę, a obowiązkiem personelu jest uszanowanie każdej decyzji. - Zdarza się, że już w momencie przyjęcia chorego na oddział rodzina prosi o duchowe wsparcie. Innym razem włączam się dopiero w trakcie... I nieraz są to powroty po latach - nawiązuje do potrzeby przedśmiertnego pojednania z Bogiem i drugim człowiekiem.
Opieka nad chorymi w terminalnej, tj. końcowej fazie choroby łączy się z pomocą świadczoną na rzecz ich bliskich. - Kiedy choruje pacjent, choruje cała rodzina - podkreśla psycholog Katarzyna Zajączkowska i wskazuje kierunek podejmowanych przez personel działań: stworzenie atmosfery zrozumienia i bezpieczeństwa. - Bliscy chorych zawsze mogą do nas przyjść i porozmawiać - potwierdza ks. P. Pielak, przypominając, iż członków rodzin podopiecznych hospicjum niejednokrotnie także dopada syndrom wypalenia psychicznego. Regularne odwiedziny, trwające niekiedy miesiącami czuwanie przy łóżku, brak perspektyw na poprawę stanu zdrowia mogą skutecznie podłamać na duchu... - Tyle że - paradoksalnie - w momencie śmierci zaczyna tego brakować - sugeruje z uwagą, iż stosunek rodziny do pacjenta daje obraz łączącej ich więzi. - Nieraz spotkałem się z sytuacją, kiedy bliscy wyrzucali sobie, że nie byli przy odejściu ojca czy brata, bo spóźnił się autobus albo wyszli zbyt wcześnie... Tłumaczę wówczas, że znaczenie ważniejsze było codzienne towarzyszenie - podkreśla.
- I to nasze kolejne zadanie: uczyć rodziny odchodzenia - bycia przy chorym, trzymania za rękę, rozmowy... do końca - potwierdza B. Plińska.
W opinii pani psycholog żałoba zaczyna się w zasadzie od informacji o nieuleczalności choroby. - Żałoba jest procesem, który każdy przechodzi indywidualnie - przypomina, zaznaczając, iż powrót do normalności wyklucza drogę na skróty - trzeba pokonać wszystkie jej etapy.
Śmierć bliskiej osoby wyzwala silny stres. Ból, poczucie winy, negatywne emocje mogą prowadzić do złości czy wręcz agresji wymierzonej w najbliższych... Jak radzić sobie z dojmującym poczuciem straty? Pielęgniarka oddziałowa wskazuje na sytuacje, kiedy bliscy chorego wracają po jego śmierci na oddział. Odwiedzają salę, w której leżał, rozmawiają z innymi pacjentami. Nie ukrywają, że odejście członka rodziny zburzyło rytm dnia, w myśl którego funkcjonowali... - Ból i pamięć zostają. Naszym celem jest pomóc bliskim zmarłego wyjść z sytuacji zagubienia - podsumowuje.
Wsparciem w przeżywaniu żałoby - formą pamięci i wyrazem wiary - są m.in. Msze św. sprawowane raz w miesiącu w intencji zmarłych pacjentów hospicjum.
Pytani o wyzwania stojące przed zinstytucjonalizowaną formą opieki, jaką świadczy hospicjum, moi rozmówcy zgodnie przyznają, że staje się ona wymogiem czasów. - W dobie kultu młodości i piękna choroba czy śmierć spychane są niejako na margines życia - zauważa K. Zajączkowska z sugestią, iż zadaniem opieki paliatywnej - obok zwalczania bólu czy łagodzenia psychicznych i duchowych cierpień - jest uwrażliwianie społeczeństwa, że krańcowe sytuacje wcześniej czy później dotykają każdego człowieka.
- Dawniej proces odchodzenia przebiegał bardziej naturalnie. W oswojeniu tajemnicy kresu ziemskiego życia ludziom pomagało odwoływanie się do Boga i wartości, jakimi żyli na co dzień - przypomina ks. P. Pielak. - Dziś śmierć bywa traktowana jako zło konieczne. Nie umiejąc poradzić sobie z myślą o odejściu, spychamy ją na obrzeża świadomości. Tymczasem śmierć zawsze będzie wyzwaniem! Pytanie, na ile uda nam się oswoić sytuację odchodzenia, by nie oznaczało ono kresu, nie wyzwalało gwałtownego tąpnięcia, ale delikatne przejście... - zastanawia się.
Na fakt starzenia się społeczeństwa, a przy tym rozluźnienia międzyludzkich więzi uwagę zwraca także B. Plińska. - Przed opieką paliatywną stoi wiele wyzwań - podkreśla, wskazując jako dodatkową przeszkodę w podjęciu opieki nad terminalnie chorymi choćby pracę po godzinach. - Zdarza się, że członkowie rodziny nie mają możliwości zaopiekowania się bliską osobą. Mimo to nie decydują się na oddanie jej do placówki opiekuńczej w lęku przed opinią otoczenia. Mają wyrzuty sumienia, że nie są w stanie sprostać wyzwaniu... Czują bezradność na myśl o pielęgnacji czy dawkowaniu lekarstw - potwierdza z zaznaczeniem, iż edukacja społeczeństwa w zakresie opieki paliatywnej jest pilnym wyzwaniem także w kontekście radzenia sobie z sytuacją choroby na gruncie prywatnym.
„Hospicjum to też życie” - nawiązując do hasła ogólnopolskiej kampanii, pracownicy siedleckiej placówki przy ul. Bema zaznaczają, że najbardziej komfortową dla pacjenta formą pomocy jest opieka domowa. - W chwili gdy lekarz podejmuje decyzję o zakończeniu leczenia szpitalnego, a życzeniem umierającego bądź jego rodziny jest kontynuacja opieki medycznej w domu, pacjent zostaje objęty wsparciem w ramach tzw. hospicjum domowego - tłumaczy B. Plińska. - Opiekę nad chorym w miejscu jego zamieszkania sprawuje zespół, w skład którego wchodzą lekarz i pielęgniarki oraz - w zależności od potrzeb - psycholog czy fizjoterapeuta. Ze wskazań Narodowego Funduszu Zdrowia wynika, że opieka lekarska powinna obejmować nie mniej niż dwie wizyty w miesiącu, zaś pielęgniarki - nie mniej niż dwie tygodniowo - wyjaśnia, zdradzając, iż grafik jest dostosowywany w zależności od potrzeb terminalnie chorego i jego bliskich. - Jesteśmy do dyspozycji rodzin siedem dni w tygodniu całodobowo - podkreśla z uwagą, iż pozostawienie umierającego w otoczeniu bliskich mu osób i znajomych sprzętów zmniejsza stres związany z nadejściem tego, co nieuchronne...
- Wyobraźmy sobie swój własny koniec... Kto z nas chciałby odchodzić w otoczeniu kabli i monitorów szpitalnych sal? Wolelibyśmy być w kręgu najbliższych, którzy będą trzymać za rękę i modlić się... - podsumowuje ks. P. Pielak.
AGNIESZKA WARECKA
Echo Katolickie 32/2015
opr. ab/ab