Wyjątkowo skuteczni orędownicy

Bł. Męczennicy Podlascy

Jak człowiek nie może żyć bez powietrza, tak my, tu, w Pratulinie, bez orędownictwa męczenników. Nic byśmy bez nich nie zdziałali zarówno w sensie duchowym, jak i materialnym - mówi ks. Jacek Guz, kustosz sanktuarium, w którym czczeni są błogosławieni unici. 23 stycznia Kościół obchodzi ich liturgiczne wspomnienie.

Wyjątkowo skuteczni orędownicy

Styczeń to w pratulińskim sanktuarium wyjątkowy czas. Od 14 do 22 stycznia odprawiana jest tam Nowenna do bł. Męczenników Podlaskich, która gromadzi wielu wiernych. Przyjeżdżają z najdalszych zakątków diecezji, by prosić unitów, którzy oddali swe życie za wiarę, o wstawiennictwo. Przybywają z różnymi intencjami. Proszą m.in. o zdrowie, życie, dar rodzicielstwa, uwolnienie z nałogów, pracę, miłość. Wszak nie od dziś wiadomo, że wiara i modlitwa są lekarstwem na wszelkie ludzkie bolączki. I błogosławieni unici pomagają. W sanktuarium wciąż dzieją się cuda zarówno wielkie, jak i małe, ale nie mniej ważne z punktu widzenia człowieka, który ich doznaje. - Wszyscy w jakiś sposób doświadczają Tajemnicy, czują moc płynącą z tego miejsca, zwłaszcza, że przemienia ona ludzkie serca - mówi ks. Jacek Guz, proboszcz parafii św. apostołów Piotra i Pawła i kustosz sanktuarium w Pratulinie. - Podczas trwania nowenny naprawdę dotykamy wstawiennictwa bł. Męczenników Podlaskich. Świadczą o tym łaski, jakie otrzymują ci, którzy w tych dniach modlili się za wstawiennictwem naszych patronów - zapewnia kapłan. Choć jest gospodarzem tego miejsca od niedawna, bo od sierpnia 2014 r., niemal od początku pobytu w Pratulinie ma do czynienia z cudami większymi i mniejszymi, jakich ludzie doświadczają zarówno w sanktuarium, jaki i przez duchową łączność z tym miejscem. - 23 grudnia, w przeddzień Wigilii, przyjechali małżonkowie, by podziękować za dar życia, o który prosili przez wstawiennictwo błogosławionych unitów, uczestnicząc każdego 23 dnia miesiąca w nowennie. Są przekonani, że to orędownictwo bł. Wincentego Lewoniuka i jego 12 towarzyszy sprawiło, iż po wielu latach doczekali się dziecka, choć ciąża była zagrożona - opowiada ks. Jacek. - Na początku ubiegłego roku dotarła do nas smutna wiadomość o utonięciu dwóch braci z Mokobód. Długo szukano zwłok jednego z nich. Otrzymaliśmy telefon z prośbą od modlitwę podczas nowenny. Proszę sobie wyobrazić, że drugie ciało znaleziono 23 lutego. Męczennicy znowu okazali się skuteczni - podkreśla proboszcz.

Przypadek, zbieg okoliczności - powiedzą sceptycy. Odpowiedzią niech będą historie ludzi, którzy wyznają: „Bóg mnie wysłuchał dzięki wstawiennictwu błogosławionych unitów”.

Ks. Romuald i Paweł

Wśród opisów łask, które wyproszono za przyczyną męczenników, znajduje się historia pochodzącego z pratulińskiej parafii ks. Romualda, u którego w 1991 r. wykryto na szyi guz. Narośl powiększała się z dnia na dzień. Lekarze uznali, że konieczna jest operacja. Jednak na zabieg trzeba było czekać ok. tygodnia. Ponieważ trwał Wielki Post, który jest dla kapłanów bardzo pracowitym okresem, ks. Romuald postanowił przełożyć termin operacji i wrócił do domu, by ponownie zgłosić się po Wielkanocy. Kiedy przyjechał do kliniki na zabieg, okazało się, że jest on niepotrzebny. Guz zniknął. Jak to możliwe? Przez cały czas kapłan modlił się o powrót do zdrowia. Prosił Boga za wstawiennictwem męczenników, wówczas jeszcze niebeatyfikowanych, a ziemią z miejsca ich śmierci dotykał narośl na szyi. Świadectwo ks. Romualda dołączono do dokumentacji procesu beatyfikacyjnego unitów. Podobnie jak przypadek Pawła Mazurka. W 1995 r. zdiagnozowano u niego tzw. prymitywnego guza centralnego układu nerwowego. Gdy po długim i wyczerpującym leczeniu lekarze rozłożyli ręce, nie dając więcej niż pół roku życia, matka chłopaka udała się do Pratulina, by prosić Boga za przyczyną unitów o łaskę zdrowia dla syna. Po trzech dniach Paweł zaczął odzyskiwać siły. Dziś jest zdrowym mężczyzną.

Andrzej

W pratulińskiej księdze jest też świadectwo Andrzeja, który 6 lutego 1993 r. uległ ciężkiemu wypadkowi samochodowego. Do szpitala trafił w stanie krytycznym. Miał poważne uszkodzenia mózgu. Choć lekarze wykonali operację, nie dawali mężczyźnie większych szans na przeżycie, przygotowując rodzinę na najgorsze. Zrozpaczona matka Andrzeja opowiedziała o wszystkim ówczesnemu proboszczowi pratulińskiej parafii ks. Andrzejowi Filipiukowi, który polecił odmawianie nowenny o beatyfikację Wincentego Lewoniuka i 12 sług Bożych. Szturm nieba rozpoczął się natychmiast. O zdrowie dla mężczyzny prosiła nie tylko rodzina, ale też mieszkańcy wsi i okolicznych miejscowości oraz proboszcz. Szóstego dnia odmawiania nowenny Andrzej zaczął odzyskiwać przytomność i powoli wracał do zdrowia. Po dwóch miesiącach wypisano go ze szpitala w Białej Podlaskiej. Konieczna jednak okazała się ponowna operacja w Lublinie. Tamtejsi lekarze byli zdziwieni, że pacjentowi udało się wyjść z tak ciężkiego stanu. Przez cały okres leczenia nieustannie proszono o orędownictwo męczenników. Zarówno Andrzej, jak i jego bliscy są przekonani, że został uzdrowiony dzięki wstawiennictwu unitów, którzy oddali swe życie za wiarę. Dzisiaj mężczyzna jest zupełnie zdrowy. Zarówno on, jak i jego rodzina wciąż dziękują Bogu i bł. Męczennikom Podlaskim za ocalenie.

Zdzisław

Rak prostaty, 60% zaawansowania - taką diagnozę usłyszał w 2003 r. pan Zdzisław. Lekarz powiedział mu, że ma przed sobą zaledwie pół roku życia. Poza tym badania wykazały rozedmę płuc, niewydolność nerek i serca, migotanie przedsionków. Mimo to mężczyzna nie załamał się, ale powiedział sobie: „Mieszkać na ziemi uświęconej męczeńską krwią i przejmować się rakiem prostaty? Poprosiłem o ziemię z grobu błogosławionych unitów, włożyłem ją do łóżka i modliłem się za ich wstawiennictwem”. W 2010 r. pan Zdzisław trafił do szpitala z zapaleniem płuc. Lekarze znowu orzekli, że raczej żywy stamtąd nie wyjdzie. Ale on stale modlił się o łaskę zdrowia. Po kilku dniach wypisano go do domu. Rok później ponownie ciężko zachorował. Tym razem na zapalenie stawów. To koniec - usłyszał po raz kolejny. „W moim sercu było tylko jedno pragnienie: znaleźć się w domu. Przy Męczennikach” - czytamy w świadectwie. Mężczyzna wypisał się na własne żądanie. Był bardzo słaby, nie mógł mówić. „Na moją prośbę zalano mi ziemię z grobu Męczenników wodą, którą następnie piłem, modląc się gorąco. Poprawa była natychmiastowa. (...) Wiem, że jestem jak tykająca bomba, ale się nie poddaję. Przychodzi różne cierpienie, niedołężność, ale dzięki orędownictwu naszych Męczenników żyję. Opowiadam o tym, jak ich orędownictwo jest skuteczne” - napisał pan Zdzisław.

Ola

W 2007 r. trzyletnia Ola zachorowała na nowotwór. Guz na nerce - diagnoza brzmiała niczym wyrok. Szpital, operacja, leczenie i... ulga. Lekarze uznali, że dziewczynka jest zdrowa. Niestety, po półtora roku rak wrócił. Tym razem zaatakował nadnercza i wątrobę. Rokowania były złe. Przed wyjazdem na operację do Wrocławia mama Oli dostała od koleżanki obrazek z wizerunkiem unitów oraz ziemię z miejsca męczeństwa. Usłyszała też od niej: „Basia, wątroba jest czysta”. Kobieta nie uwierzyła. Przecież badania, które wykonano dziecku przed wyjazdem, mówiły coś innego. Tymczasem po operacji okazało się, że, rzeczywiście, na wątrobie nie ma żadnych zmian, a guzy widoczne na zdjęciach to wszczepy otrzewnowe. Kiedy Ola wróciła do Lublina na chemioterapię, lekarze opowiadali, jak wielkie zdziwienie przeżyli, gdy zadzwonił do nich specjalista z Wrocławia, opowiadając, co się wydarzyło na tamtejszym oddziale. „Wiem, że wielu ludzi modliło się za Olę, być może każdy przez wstawiennictwo swojego świętego. Wierzę jednak, że bł. Męczennicy Podlascy mieli ogromny udział w uzdrowieniu córki. Nasza rodzina zmaga się z różnymi problemami i radościami. Oddajemy wszystko Męczennikom Podlaskim, wierząc, że nam pomogą. Bo to nasi przyjaciele w niebie” - napisała w świadectwie mama Oli.

Sebastian

Jedno z najnowszych świadectw interwencji błogosławionych unitów pochodzi z 2014 r. Był 6 stycznia. Od rana Sebastian bardzo źle się czuł. Pojawił się obrzęk twarzy i powiek. Mężczyzna zaczął też bardzo źle widzieć. Tego dnia wypadało święto Trzech Króli, więc pojechał do szpitala. Lekarze wykonali wstępne badania, zalecili kroplówkę i wypisali do domu. Jednak stan zdrowia zaczął się pogarszać. Sebastian trafił na oddział okulistyczny, gdzie znowu go przebadano, zalecono antybiotyk i uznano, że pobyt w szpitalu nie jest konieczny. Tymczasem do wcześniejszych objawów doszła 40-stopniowa gorączka. Mężczyzna znowu znalazł się na izbie przyjęć. Lekarze nie potrafili ustalić, co mu dolega. Mimo leczenia farmakologicznego temperatura nie spadała. Chorego przeniesiono na oddział zakaźny. Jego stan był już na tyle poważny, że specjaliści przyznali, iż życie pacjenta jest zagrożone. Dopiero po kilku dniach udało się zmniejszyć gorączkę i obrzęk twarzy, lecz wyniki wciąż były złe. „W tym czasie w Pratulinie odprawiano Nowennę do bł. Męczenników Podlaskich. Żona w rozmowie telefonicznej z proboszczem poprosiła o modlitwę w intencji mojego powrotu do zdrowie za wstawiennictwem bł. Męczenników. (...) Stan zaczął się stabilizować. 20 stycznie na tyle się poprawił, że osobiście zadzwoniłem do księdza, dziękując za modlitwę. Tego dnia miałem opuścić szpital, ale po ponownych badaniach wyniki nie były zadowalające, więc skierowano mnie do Siedlec na rezonans magnetyczny z kontrastem w celu wykluczenia zatorowości płuc, której nie stwierdzono. W tym czasie nadal trwały modlitwy w Pratulinie. (...) 23 stycznia lekarz zadecydował o wykonaniu ponownych badań krwi. Wyniki były na tyle zadowalające, że zostałem wypisany do domu. Działo się to o 12.00, kiedy podczas uroczystej Mszy św. modlono się w mojej intencji. Moim zdaniem do ratowania mojego życia przyczynili się przede wszystkim Unici Podlascy. To im zawdzięczam obecny stan zdrowia” - twierdzi Sebastian.

Po spokój serca

Takich historii jest wiele. - Te świadectwa stanowią moją siłę napędową - przyznaje ks. J. Guz, podkreślając, iż również on sam niemal każdego dnia doświadcza pomocy bł. Męczenników Podlaskich. - Jak człowiek nie może żyć bez powietrza, tak my, tu, w Pratulinie, bez orędownictwa męczenników. Nic byśmy bez nich nie zdziałali zarówno w sensie duchowym, jak i materialnym. Są czczeni w każdym domu i, proszę mi wierzyć, że choć ludzie żyją tu tak biednie i czasami nie potrafią związać końca z końcem, to mimo to uśmiechają się pełni nadziei, wierząc, iż nasi patroni opiekują się nami i wieloma łaskami odwdzięczają się za to, co czynimy, szerząc ich kult. Dlatego zapraszam do Pratulina. Zapewniam, że każdy, kto potrzebuje umocnienia, tu je otrzyma. Ludzie wyjeżdżają stąd spokojniejsi i po to uspokojenie serca zapraszam, szczególnie w dniach nowenny - puentuje kustosz.

JKD
Echo Katolickie 2/2016

 

Pokazali, co naprawdę znaczy wierzyć

Ks. dr Jacek Sereda
pochodzi z parafii Pratulin

Czy w Księdza rodzinnym domu mówiono o wydarzeniach z 1874 r.?

Oczywiście. O unitach, którzy oddali życie za wiarę, słyszałem od dzieciństwa. To ktoś z kogo jestem bardzo dumny, bo to, co pokazali, broniąc swojej religii i kościoła, zasługuje na najwyższe uznanie. Kult błogosławionych unitów był zawsze żywy zarówno w moim sercu, jak i rodzinie. W swoim pokoju mam replikę relikwiarza, który przypomina mi o moich ziomkach. Odkąd pamiętam w domu wisiał na ścianie obraz na wzór tego, który znajduje się w Pratulinie. Wiedza o unitach była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Jako małe dzieci chodziliśmy śladami bohaterów z 1874 r. Pamiętam, że w miejscowości Łęgi, skąd pochodzę, mieszkała kobieta, która zajmowała się miejscami męczeństwa i pochówku męczenników. Szczególnie zapadły mi w pamięć jej słowa wypowiedziane na długo przed beatyfikacją, że o unitach jeszcze usłyszy świat, że do Pratulina będą przyjeżdżali pielgrzymi, bo biały ojciec ich wyniesie. Wtedy mieszkańcy traktowali te słowa z przymrużeniem oka. Owszem, zdawano sobie sprawę, że unici byli bohaterami, ale żeby zostali wyniesieni na ołtarze? Opowieść tę przypomniano sobie po latach, gdy proces beatyfikacyjny był już bardzo zaawansowany. Zrozumieliśmy wówczas, że widocznie kobieta ta miała jakieś światło poznania.

To dość osobliwa historia...

Tak jak wiele innych związanych z męczennikami. Gdy byłem klerykiem, jeden z członków mojej dalszej rodziny uległ poważnemu wypadkowi. Modlono się wówczas do Boga przez wstawiennictwem unitów o uzdrowienie. I zdarzył się cud. Krewny wyzdrowiał. Jako młody ksiądz, kiedy posługiwałem na parafii w Ulanie, byłem poniekąd świadkiem także innej ogromnej łaski za przyczyną męczenników, a mianowicie uzdrowienia z nowotworu Pawła Mazurka. Sam przywoziłem też do Pratulina wiele małżeństw, które nie mogły mieć dzieci. Również w tym wypadku orędownictwo unitów przyniosło efekty. Dlatego trzeba się modlić za ich wstawiennictwem i wsłuchiwać się, w to, co chcą nam przekazać.

Jakie zdaniem Księdza jest ich przesłanie do nas?

W czasach, kiedy siła, przemoc są czymś nagminnym, unici przypominają, że zło trzeba zwyciężać miłością. Przecież, gdy bronili kościoła, nie użyli broni. Umierali w pokoju za wiarę. Ich postawa jest dla nas nieustannym wyzwaniem i jednocześnie wyrzutem. Współczesny człowiek idzie bowiem czasami na różne kompromisy, tymczasem bł. Męczennicy Podlascy woleli umrzeć niż wyrzec się Boga. Pokazali, co naprawdę znaczy wierzyć. Dlatego są mi bardzo bliscy.

Czy nie odnosi Ksiądz wrażenia, że błogosławieni z Pratulina są przez nas trochę niedoceniani?

Poniekąd sprawdza się w tym przypadku powiedzenie: cudze chwalicie, swego nie znacie. Może dlatego, że mało mówi się o spektakularnym działaniu męczenników? Należy pamiętać, że wśród pielgrzymów zawsze będą wiodły prym sanktuaria maryjne, bo wstawiennictwo Matki Bożej jest przeogromne. Pratulin leży trochę na uboczu, brakuje też infrastruktury, która sprzyjałaby większemu ruchowi pielgrzymkowemu. Jednocześnie wydaje mi się, iż następuje pewien przełom w tej kwestii. Jednak nie możemy zapominać, iż wstawiennictwo świętych i błogosławionych jest równie wielkie. Dlatego cieszmy się, że mamy swoich błogosławionych. Wierzę, że Bóg ma swoje drogi, którymi rozniesie wieści o Pratulinie.

A czy bł. Męczennicy Podlascy mieli wpływ na wybór drogi życiowej Księdza?

Czuję się bardzo związany z błogosławionymi unitami, a skoro mam taką duchową więź, to pewnie przyczyniła się do mojego powołania. Kiedy proces beatyfikacyjny wkraczał w decydującą fazę, rozważałem decyzję o kapłaństwie. Później, gdy w diecezji podejmowano wiele inicjatyw związanych z męczennikami, byłem klerykiem i bardzo się cieszyłem się, że mogłem oprowadzać pielgrzymów i opowiadać im o moich niezwykłych ziomkach. Wtedy zrodziła się moja fascynacja kapłaństwem, odczułem bowiem ogromne wsparcie błogosławionych, do których mam tak ogromny sentyment, że trudno to wyrazić słowami.

Dziękuję za rozmowę.

 

 

Bł. Męczennicy Podlascy w moim życiu...

Piotr Pikuła
praprawnuk Pawła Pikuły, obrońcy unitów, autor książki „Wierny ojców wierze”

Już jako ministrant i lektor podczas wspomnienia liturgicznego słyszałem o bł. Wincentym Lewoniuku i 12 Towarzyszach. Pamiętam, że zapoznałem się wtedy z krótką informacją o męczennikach. Również na studiach teologicznych miałem okazję usłyszeć o prześladowaniu unitów. W tamtym czasie nie kojarzyłem jednak opowiadań o prapradziadku z wydarzeniami z Pratulina. Przeprowadzka rodziny z Derła w okolice Baranowicz oraz deportacja po II wojnie światowej na tzw. ziemie odzyskane zatarły szczegóły w pamięci mojego dziadka. Wiedziałem tylko, że mój prapradziadek brał udział w oporze przeciwko rusyfikacji i uczestniczył w obronie kościoła, za co ostatecznie został zesłany w głąb carskiej Rosji. Gdy kilka lat temu zacząłem badać przeszłość rodziny, znalazłem informacje, które pomogły mi powiązać losy Pawła Pikuły z rodzinnymi opowiadaniami, pamiątkami i dokumentami. Od tamtego momentu pamięć o bł. Męczennikach Podlaskich towarzyszy mi codziennie. Opublikowałem na ten temat kilka artykułów oraz książkę. Podczas pracy nad nią wciąż przyzywałem ich opieki i prowadzenia. Jestem przekonany, że bardzo mi pomogli swoim wstawiennictwem. Teraz przygotowuję zbiór poezji inspirowanej bohaterską postawą unitów. Przy każdym wierszu modlę się, żeby dobrze oddać atmosferę tamtych czasów. Jeśli moje utwory spodobają się błogosławionym, to pewnie pomogą znaleźć też przychylnego wydawcę. Nad swoim biurkiem zawiesiłem ikonę przedstawiającą bł. Męczenników z Pratulina, żeby przykład ich poświęcenia mieć niejako zawsze przed oczyma. Codziennie też w modlitwie przyzywam ich wstawiennictwa i ufam, że oni pamiętają o naszej rodzinie przed tronem Boga.

Ks. prof. Kazimierz Matwiejuk
liturgista, teolog, autor publikacji o Pratulinie, prawnuk bł. Konstantego Łukaszuka, męczennika

Pochodzę z parafii Pratulin. Urodziłem się we wsi Łęgi, dokąd docierał głos dzwonów z pratulińskiego kościoła. W jego „cieniu” kształtowała się moja mentalność, ludzka wrażliwość, a nade wszystko moja wiara. One były zakotwiczone w duchowym dziedzictwie bohaterskich unitów z 1874 r. Wśród nich, jak utrzymuje tradycja rodzinna, jest mój pradziadek Konstanty Łukaszuk. Treści pratulińskich wydarzeń były obecne w domu rodzinnym, w katechezie, która po 1956 r. na krótko zagościła w mojej szkole, także w duszpasterstwie parafialnym. A realizował je, od mojego chrztu aż do prymicji, ks. prałat Julian Jaszewski (+1997). Wstawiennictwu męczenników z Pratulina zawdzięczam powołanie kapłańskie. Moja praca duszpasterska, trwająca 16 lat, była okazją do dzielenia się dziedzictwem Pratulina z parafianami w Domanicach, Piszczacu, Rykach czy Siedlcach - w parafii katedralnej. Treściami tego dziedzictwa starałem się ubogacać kandydatów do kapłaństwa jako ojciec duchowny alumnów. Natomiast jako samodzielny pracownik naukowy mogłem zarówno w seminarium siedleckim, jak też w Instytucie Teologicznym UKSW w Radomiu upowszechniać to dziedzictwo wśród studentów świeckich i alumnów przez wykłady z liturgiki i kierowanie pracami magisterskimi, także na temat tego dziedzictwa. Wreszcie to dziedzictwo pomaga mi trwać przy Chrystusie mimo moich słabości i różnych niewierności. Mobilizuje, by pogłębiać i ożywiać wiarę. Uczy mnie sensu wydarzeń, które po ludzku nie mają sensu, np. niesprawiedliwości, cierpienia, zwłaszcza niespodziewanej śmierci osób bliskich. Treści tego dziedzictwa pozwalają mi żyć pełniej, mimo ciągle aktualnego zagrożenia przez panoszący się konsumizm i hedonizm. Błogosławieni z Pratulina uczą wierności w rzeczach małych.

Echo Katolickie 2/2016

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama