Męska duchowość, męska wspólnota, męska modlitwa
Jesteśmy wspólnotą zwykłych facetów, żonatych, pracujących, z milionem obowiązków na głowie, nie ugrzecznionych. Chcemy pokazać współczesnemu mężczyźnie, często zagubionemu, właściwą drogę - mówią tworzący wspólnotę Cristeros.
2 lutego Mszą św. i modlitwą uwielbienia uczcili pierwszą rocznicę istnienia. - Spotykaliśmy się w niewielkim gronie od kilku lat, jednak to rok temu, w święto Matki Bożej Gromnicznej zadecydowaliśmy, że wypływamy na szerokie wody: systematyczne spotkania i modlitwa - mówi Mariusz Soczewka. Zaczynali we czterech. Dzisiaj trzon grupy stanowi ok. 20 Cristeros - można powiedzieć zadeklarowanych, chociaż wspólnota odżegnuje się od formalności: statutów, list obecności itd. - Każdy z nas jest „z innego garnka”. Związała nas jak nicią, wedle swojego zamysłu, Matka Boża. To wystarczy - akcentuje Mariusz.
Nazwę zaczerpnęli z „Cristiady” - filmu opowiadającego o wielkim zrywie ducha - powstaniu meksykańskim (1926-1929), w którym przeciwko antyklerykalnemu rządowi wystąpili katolicy - zwani Cristeros. Swoją odwagę musieli odkupić nierzadko śmiercią - tak jak Jose Sánchez del Río, jeden z patronów siedleckiej wspólnoty, do których należą również inni: św. Maksymilian Maria Kolbe, św. Ludwik Maria Grignion de Montfort, bł. ks. Jerzy Popiełuszko, bł. Męczennicy z Pratulina. Męscy - jak na twardych facetów przystało, łamiący stereotypy, odważni, kroczący przez życie bez lęku - w mocy Ojca. Jednak główną opiekunką jest Maryja Niepokalanie Poczęta, a orężem - Różaniec.
Spotykają się dwa razy w tygodniu na modlitwie: w niedziele - uwielbiając Boga; w środy, by pomóc duszom czyścowym. Zmarłym dedykują modlitwę w pierwsze poniedziałki miesiąca. Przez cały październik codziennie przy innej parafii odmawiali trzy części Różańca. Uczestniczą też w marszach organizowanych w Siedlcach w ostatnie niedziele miesiąca przez Krucjatę Różańcową za Ojczyznę. Od stycznia, zgodnie z orędziem przekazanym w XX w. włoskiej zakonnicy s. Eugenii Ravasio, wielbią Stwórcę dodatkowo każdego siódmego dnia miesiąca.
Można by sądzić, że narzucają sobie rygor modlitewny. Że trochę przesadzają... - Dziwne: nie szkoda nam czasu na telewizor, internet, grilla ze znajomymi. Dzieciom wkładamy telefony do ręki - tkwią przy nich jak przyspawane! - mówi Mariusz, dodając, że oni ten czas przepływający jak woda przez palce spędzają, modląc się. Co ważne - nie zaniedbując ani rodzin, ani pracy. - Jeszcze kilka lat temu wytrzymać dwie godziny z różańcem w ręku graniczyło dla nas z cudem. Tak jest z każdym, kto pierwszy raz przychodzi, by we wspólnej modlitwie znaleźć antidotum na swoje problemy. Mówimy mu: „Spróbuj pomodlić się naprawdę! Poświęć ten czas Maryi, a Ona pomoże ci poukładać twój świat”. I modlimy się za niego. Wytrzymuje - czasami jedną dziesiątkę, czasami jedną część. Tłumaczę: „Nawet, jak wytrwasz na zaciśniętych pięściach, Bóg twoją ofiarę przyjmie”.
Robicie świetną robotę - mówię, zauważając, jak ważne jest we współczesnym Kościele świadectwo mężczyzn na klęczkach... Przytakują. - Dlaczego tak duża część młodzieży gubi się w swoim życiu? Bo brakuje modlitwy ojca. Trzeba walczyć o to, żeby był on obecny w rodzinie - nie tylko jako żywiciel, ale też obrońca wartości duchowych - mówią stanowczo. Ale też ze świadomością, że sami również musieli dojrzeć do tak pojmowanej roli głowy rodziny. - Nie jesteśmy ugrzecznionymi facetami. Dlatego staramy się pomagać ludziom, którzy tkwią w ciemności - jak kiedyś my. Np. chodzimy do więzienia, rozmawiamy z chłopakami. Tak to działa: dostałeś coś od Boga, przekaż dalej - wyjaśniają.
- Uczestnicy organizowanych przez nas pielgrzymek mówią czasami, że wyglądamy, jakbyśmy jechali na mecz. Matce Bożej to widać odpowiada - śmieje się Mariusz, odpowiadając na pytanie, czy to nie sprzeczność: facet z włosami na żel z różańcem w ręce. - Ale jak zaczynamy się modlić, to na sto procent! - zapewnia o płynącej z serca autentyczności. I popiera to opowieścią, jak podczas jednej z pielgrzymek podeszła do niego w autokarze kobieta ze słowami: „Proszę księdza...”.
- Punktem odniesienia jest dla mnie zawsze Pan Jezus. Nie przejmuję się, słysząc, że jestem nawiedzony. To duch tego świata tak mówi. Jak człowiek dotknie prawdziwej Miłości, to nawet, jeśli jest wykpiony - czuje błogosławieństwo - przekonuje.
MONIKA LIPIŃSKA
W spotkaniach wspólnoty Cristeros w sali przy parafii Ducha Świętego w Siedlcach może uczestniczyć każdy mężczyzna.
Odbywają się one w niedziele i środy, od 19.30 do 21.30. Duchową pieczę sprawuje nad Cristeros ks. Sebastian Bisek pracujący w tej parafii. - Jest z nami, błogosławi nam, ale nie narzuca programów czy kierunku, w jakim mamy podążać. Kolejne działania, jakich się podejmujemy, są z nadania Ducha Świętego - mówią należący do wspólnoty. Planując spotkanie przy poszczególnych parafiach, zawsze pytają o zgodę proboszcza.
Zachęcając do przyłączenia się do modlitwy, a tym samym wzmocnienia szeregów współczesnych Criteros, zaznaczają, że nie prowadzą rejestrów ani listy obecności. Wystarczy przyjść i odmówić z nimi Różaniec. - Nikogo nie namawiamy, żeby został. Jeśli będzie tego chciała Matka Boża, przyjdzie na kolejne spotkanie - tłumaczą z uwagą, że bezgraniczne zawierzenie Maryi towarzyszy im na każdym kroku.
Dodają też, że trzyma ich we wspólnocie wielka przyjaźń. Wraz ze swymi rodzinami spędzili razem sylwestra. Zabawa - bez alkoholu, przy dobrej muzyce, była setna.
LA
Wszystko, co mamy, Pan Bóg dał nam w leasing. Nie pamiętając o tym, marnujemy mnóstwo życia - mówi Mariusz Soczewka.
Mówią nam, że powinniśmy iść z duchem postępu. Co to za duch? Dzisiaj wiem, że albo duch świata, albo Duch Święty. Innej drogi nie ma. Dawniej żyłem duchem tego świata - który zabiera człowiekowi świadomość śmierci, podsuwając hasło „forever young”, nakłada klapki na oczy - wylicza. Efekt? Błędne życiowe wybory, nałogi, ucieczka od prawdy o sobie, dużo zranień. - Przeżyłem taki swój wewnętrzny cud. Pod jego wpływem nawróciłem się. Pomógł mi film „Cristiada” i zafascynowanie postawą 14-latka, który poszedł na śmierć za Jezusem. Moje serce się obudziło - opowiada o swojej trudnej drodze. I zauważa, że trwanie w Kościele dla wielu jest rutyną, której wyraz stanowią schematy: „odbębnić” Mszę św. w niedzielę, odbyć spowiedź od wielkiego dzwonu... - Rozumiem ludzi, którzy potrzebują doświadczenia niezwykłości. Znaku, który nie pozwala zastygnąć w wierze. A przecież Bóg jest Bogiem cudów - tłumaczy nawiązując do chwili, w której odkrył charyzmatyczną moc Kościoła świętego. - Lubimy być od linijki. Ale czy Bóg nie ma tutaj coraz mniej miejsca? - pyta retorycznie.
Krzysztof dołączył do Cristeros pół roku temu. - Pogubiłem się. Prosiłem Mariusza o pomoc. Kiedy zaprosił mnie na Różaniec, pomyślałem najpierw: to nie dla mnie... Okazało się, że odmawiają nie jedną, ale trzy części - śmieje się, opisując zaskoczenie na pierwszym spotkaniu. Było ciężko, ale - wspierany przez żonę na drodze swego nawrócenia - nie odpuszczał. Jest jednym z wielu przykładów „wyjścia z ciemności” - jak mówi dzisiaj. - Na naszych oczach dzieją się rzeczy niecodzienne: wyjścia z nałogów, z niewiary, powrotu do rodziny, do Kościoła. Z prośbą o duchowe wstawiennictwo przychodzą na spotkania Cristeros najczęściej ci, którzy o modlących się facetach usłyszeli przypadkiem. I chcą dołączyć, czując, że to dla nich szansa. Na spotkaniach omadlane są również intencje przekazane przez nieznanych ludzi.
LA
Echo
Katolickie 7/2017
opr. ab/ab