Wspólne wołanie ma większą moc

Członkowie wspólnoty "Nazarejczyk" o modlitwie

Działająca przy terespolskiej parafii pw. Trójcy Świętej wspólnota Nazarejczyk świętuje pierwsze urodziny. Jej członkowie podkreślają, że przynależność do niej pokazała im, że naprawdę mogą obcować z Bogiem, a wspólne wołanie np. o pomoc ma większą moc niż w pojedynkę.

Wspólne wołanie ma większą moc

Papież Benedykt XVI powiedział, że Kościół przyszłości będzie Kościołem małych wspólnot i te w diecezji siedleckiej rosną jak grzyby po deszczu. Dla świadomego swojej wiary katolika bycie członkiem bezimiennej struktury parafialnej przestało być wystarczające. Same grupy modlitewne to także za mało - wierni potrzebują jedności doświadczenia, prawdziwych, bliskich relacji i wspólnego przeżywania wiary tak, by jedni zapalali się od drugich. I właśnie te ludzkie pragnienia leżały u podstaw powstania wspólnoty Nazarejczyk. - Największym jednak było chęć poznania Boga - precyzuje ks. Artur Stefaniak, wikariusz terespolskiej parafii i opiekun duchowy grupy. - Od wielu osób słyszałem, że chciałyby formacji, która wykracza poza niedzielne uczestnictwo w Eucharystii. Również ja nosiłem w sobie pragnienie służenia drugiemu człowiekowi. I tak podczas ubiegłorocznej wizyty duszpasterskiej zaprosiłem grupę parafian na spotkanie organizacyjne wspólnoty - opowiada kapłan.

Nazarejczykiem będzie nazwany

Nazwę i logo - wizerunek Chrystusa umęczonego i „N”, którym oznacza się domy chrześcijan w krajach arabskich - zaproponował ks. Artur. - Nazarejczyk to określenie Chrystusa, które cechowało pogardę do osób pochodzących z Nazaretu. Ewangeliczne słowa: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?”, pasują też do członków naszej wspólnoty, których ponadprzeciętna wiara często jest wyśmiewana, przez co wielu z nas czuje się jak wzgardzony ze względu na swoje pochodzenie Jezus - tłumaczy kapłan, dodając, że zadaniem wspólnoty jest głoszenie Dobrej Nowiny o Tym, który umarł za nas, byśmy mieli życie wieczne.

Ks. Artur zaznacza, że na razie trudno mówić o tym, ile osób należy do Nazarejczyka, ponieważ grupa jest w fazie nieustannego rozwoju. Zarówno na spotkania wspólnoty, jaki i nabożeństwa może przyjść każdy, bez względu na wiek. Filarem funkcjonowania Nazarejczyka jest cotygodniowe rozważanie słowa Bożego, codzienna modlitwa w intencji członków wspólnoty i osób potrzebujących. Spotkania odbywają się co dwa tygodnie w niedzielę.

Przedłużone ramię parafii

Co jest charyzmatem wspólnoty? - Tak naprawdę robimy to, co powinien robić każdy człowiek ochrzczony. Jesteśmy ludźmi, którzy podczas spotkań poznają Boga, m.in. rozważając Jego słowo i wyciągając wnioski. Chwalimy Pana śpiewem, dzielimy się działaniem Boga w naszym życiu. Modlimy się za tych, którzy prosili nas o modlitwę - wylicza ks. Artur.

Nazarejczyk realizuje też postanowienia Soboru Watykańskiego II, podczas którego biskupi przyznali, że >wspólnota jest poniekąd przedłużeniem życia parafii, ponieważ formuje ludzi do konkretnych posług. I tak członkowie Nazarejczyka włączają się w prowadzenie nabożeństw Drogi krzyżowej, pielgrzymek. - Obecnie rozpoczynamy akcję „960 godzin modlitwy”, podczas której w dzień i w noc będziemy polecać Bogu naszą ojczyznę, prosić o pokój na świecie i życie poczęte. Przygotowujemy też ekstremalną Drogę krzyżową dla dzieci. Co dwa tygodnie animujemy muzycznie śpiewy na niedzielnej Mszy św. Tworzymy dorosłą służbę liturgiczną, która poprzez swoją posługę ukazuje piękno Eucharystii. Raz w miesiącu organizujemy wieczór modlitewny składający się z Mszy św., świadectwa wiary lub nawrócenia, adoracji Najświętszego Sakramentu. W wydarzeniu bierze udział nawet 500 osób. Przepiękny śpiew i rozważania naszej codzienności są dla nich świadectwem obecności Boga we współczesnym świecie - wymienia kapłan. - Wspieramy też dzieła charytatywne i uczestniczymy czynnie w życiu parafii. Zatem naszym charyzmatem, jeśli tak można powiedzieć, jest wychodzenie do drugiego człowieka, który potrzebuje Boga.

Jeden duch, jedno serce

Św. Łukasz, charakteryzując starożytne wspólnoty chrześcijańskie, napisał: „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących” (Dz 4,32). Jedność ducha i serc polegała na zogniskowaniu wokół Jezusa oraz posiadaniu wspólnego celu: głoszenia z miłością Dobrej Nowiny. Poza tym wspólnota to różnorodność. Tworzą ją osoby, które różnią się charakterem, pochodzeniem, zdolnościami, poglądami, pragnieniami czy potrzebami. Co Nazarejczyk może im zaoferować? - Wsparcie duchowe i modlitewne, pomoc w zrozumieniu wiary i rozwiązywaniu typowo ludzkich problemów, ale też spotkanie zwykłego człowieka, który - jak każdy z nas - boryka się ze zgorszeniem współczesnego świata. Poza tym normalność wynikającą z wiary w Trójjedynego Boga - puentuje ks. A. Stefaniak.

MD

 

ŚWIADECTWA

Do wspólnoty trafiłam przypadkiem. Na pierwsze spotkanie pojechałam z mężem Karolem, który kilka tygodni wcześniej poznał w Terespolu ks. Artura. Już wcześniej zastanawialiśmy się nad przynależnością do jakiejś wspólnoty modlitewnej, więc bez wahania skorzystaliśmy z zaproszenia. Do niedawna byliśmy jedynymi członkami Nazarejczyka, którzy nie należeli do parafii pw. Trójcy Świętej w Terespolu. Od około dwóch miesięcy mieszkamy na jej terenie. Wspólnota to miejsce, w którym spotykam się z Bogiem i ludźmi, którzy - podobnie jak ja i mój mąż - pragną bliżej poznać naszego Stwórcę. Dzięki tej grupie nauczyłam się uwielbiać Boga, przepraszać Go, a także dziękować Mu za to, co mam, a nie tylko nieustannie prosić. Dowiedziałam się wielu rzeczy o sobie. Już wiem, że Bóg nie bez powodu dopuszcza do nas cierpienie. Przyznam szczerze, że był taki okres w moim życiu, kiedy z powodu różnych problemów było nam naprawdę ciężko. Teraz dziękuję za wszystkie krzyże - za te, co były, są i będą - bo właśnie one doprowadziły mnie do miejsca, w którym się znajduję, m.in. do Nazarejczyka. Ufam Jezusowi i wiem, iż On jest lekarstwem na wszystkie moje kłopoty. Wierzę, że o cokolwiek poproszę Boga, zostanę wysłuchana - oczywiście, jeżeli będzie to zgodne z Jego wolą. Wiem, że mam wsparcie w naszym kapłanie oraz przyjaciołach ze wspólnoty i zawsze mogę na nich liczyć. Są też przepiękne adoracje, na które czekam z utęsknieniem i serdecznie na nie zapraszam. Korzystając z okazji, chciałabym podziękować ks. Arturowi za to, że w ubiegłym roku zaproponował, bym razem z innymi członkami naszej wspólnoty pojechała na rekolekcje ignacjańskie do Bliznego. Dni spędzone na cichej adoracji Przenajświętszego Sakramentu były dla mnie wyjątkowe. Bóg jest wielki, On naprawdę nas kocha - pamiętajmy o tym cały czas. Mnie przypomina o tym namalowany na ścianie naszego mieszkania wizerunek Chrystusa, pod którym znajduje się napis: „Bóg cię kocha”. Jego autorką jest przyjaciółka z Nazarejczyka.

Ewelina

 

Do Nazarejczyka trafiłem cztery lata po nawróceniu. Wcześniej należałem do Odnowy w Duchu Świętym, a konkretnie do wspólnoty Amo-Te w Terespolu. Jednak nie mogłem się tam odnaleźć. Wtedy usłyszałem o Nazarejczyku. Ta wspólnota jest dla mnie jak rodzina. Pomagamy sobie także w życiu codziennym. Doświadczyłem tu bezinteresownej i prawdziwej miłości drugiego człowieka. W tamtym roku miałem wypadek samochodowy. Obrażenia spowodowały, że nie mogłem chodzić. I choć mieszkam blisko kościoła, codziennie przyjeżdżał po mnie samochodem mój przyjaciel Jarek, by zawieźć mnie na Mszę św. czy spotkanie. To niby drobny gest, ale dla mnie bardzo ważny. Także inni uczestnicy wspólnoty codziennie odwiedzali mnie w szpitalu. Nie ograniczamy się tylko do modlitewnych spotkań. W tamtym roku spędzaliśmy razem sylwestra, teraz ostatki. Modlitwy uwielbienia, prośby, dziękczynienia jednoczą nas jako rodzinę, którą całym sercem opiekuje się ks. Artur.

Konrad

 

Rok temu ks. Artur przyszedł do nas po tzw. kolędzie. Wówczas przyjmował go mój mąż, bo akurat mnie nie było. To był ten moment, który zdecydował, że weszliśmy do wspólnoty. Ksiądz zbierał młodych ludzi utalentowanych muzycznie. Tak się złożyło, że w pokoju stała gitara. Ks. Artur ją zauważył i tak to się zaczęło. Mąż pierwszy podjął decyzję o wstąpieniu do Nazarejczyka. On zawsze był blisko Boga i mówił, iż potrzebuje takiego zrzeszenia, by móc wspólnie modlić się do Boga i Go adorować. Postanowiłam, że pójdę na pierwszą adorację zorganizowaną przez Nazarejczyka. Ta chwila zdecydowała o tym, że ja również postanowiłam wstąpić do wspólnoty. W momencie wystawienia Najświętszego Sakramentu moje serce zalała fala wzruszenia, radości miłości. Co najważniejsze - poczułam się oczyszczona i bezpieczna, bo w końcu znalazłam się w rękach Boga. Oboje z mężem dużo przeszliśmy. Jesteśmy rodzicami dziecka, które według lekarzy miało nie żyć. Cała ciąża przebiegała prawidłowo, komplikacje zaczęły się tuż przed rozwiązaniem. Kiedy urodziłam, powiedziano nam, abyśmy wezwali księdza, by ochrzcił nasze maleństwo, gdyż ono nie przeżyje. Wtedy poczułam ogromną siłę i wiarę, że to się tak nie skończy. Dziecko walczyło o życie na oddziale intensywnej terapii, dostało antybiotyki w ciemno, które mogły je albo uratować, albo zabić. Na szczęście przeżyło. Usłyszeliśmy jednak od lekarzy, że będzie tzw. warzywkiem. Nie jest. Miało też nie wychodzić ze szpitala. Tymczasem normalnie funkcjonuje i się rozwija. Dziś wiem, że ta siła, którą poczułam podczas adoracji, jest od Boga. W dodatku - mimo naszych lęków i ryzyka związanego z chorobą genetyczną - zdecydowaliśmy się, że ponownie spróbujemy zostać rodzicami. To duża zasługa wspólnoty. Poza tym Nazarejczyk umacnia nasz związek. Choć przyznam, że kiedy pierwszy raz usłyszałam o tej wspólnocie, miałam wiele obaw. Nie do końca wierzyłam, że ta wspólnota będzie taką, jaką wiedzieli ją mój mąż i ks. Artur. Po kilku spotkaniach stwierdziłam, że się myliłam. Zobaczyłam, że w Nazarejczyku są zwykli ludzie, którzy mają swoje rodziny, pasje, pracują na różnych stanowiskach i... normalnie się ubierają. Wcześniej bowiem znałam ludzi, którzy należeli do różnych wspólnot, ale swoim zachowaniem zaprzeczali wartościom i zasadom, jakim powinni być wierni, uważali się za kogoś lepszego. Jestem osobą, która ma swój styl życia i ubierania - lubię kilkunastocentymetrowe szpilki i nietuzinkowe ciuchy. Może zabrzmi to śmiesznie, ale bałam się, iż członkowie wspólnoty nie do końca mnie zaakceptują, że będą próbowali mnie na siłę zmienić. Wciąż bowiem pokutuje stereotyp, że dziewczyny należące do kościelnych wspólnot czy oazy noszą spódnice do kostek, włosy zaplatają w warkoczyk, zero makijażu. Tymczasem usłyszałam, że jestem przykładem na to, by nie oceniać ludzi po wyglądzie. To było cudowne. Dzisiaj wspólnota to nasze życie. Mąż gra na gitarze, ja śpiewam, aktywnie uczestniczymy w spotkaniach modlitewnych, nawzajem się wspieramy. Dzięki Nazarejczykowi nauczyłam się inaczej patrzeć na życie i naszą rodzinę. Mam wrażenie, że stałam się lepszym człowiekiem i pozbyłam się swoich lęków, zachowań. Dzięki temu na nowo przeżywamy z mężem naszą miłość.

Magdalena

 

Echo Katolickie 9/2017

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama