Dar Bożej gorliwości

Na czym polega prawdziwa pobożność?

Słowo „pobożność” brzmi dziś nieco staroświecko i górnolotnie, wydaje się pojęciem nieprzystającym do współczesności. Dlaczego? Bo sami je zniekształciliśmy.

Pobożny to niekoniecznie ten, kto codziennie uczestniczy w Mszy św., zajmuje pierwszą ławkę w kościele, zawsze siedzi ze złożonymi rękami, nie rozstaje się z różańcem i jest wpatrzony w obraz. Pobożny to nie ten, kto mnoży modlitwy, należy do pięciu wspólnot i pości kilka razy w tygodniu. Te i inne przykłady nie są wyznacznikiem religijnej gorliwości. Pobożność musi mieć fundament, nie można jej utożsamiać tylko z zewnętrzną powłoką. Pobożności uczymy się przez całe życie. To oczywiste, że na początku jest w niej coś z nawyku i wyuczonych gestów. Małe dziecko do form kultu podchodzi inaczej niż osoba dorosła. Z biegiem lat nasza pobożność powinna jednak nabierać mocy i głębi. Nie wolno nam zatrzymywać się na poziomie dziecka przystępującego do Pierwszej Komunii św. Jeśli nie inwestujemy w nasze życie duchowe, prędzej czy później wejdziemy na jedną z dwóch niebezpiecznych dróg. Pierwszą można nazwać ścieżką śmierci, drugą ścieżką pustego i bezrozumnego naśladownictwa.

Niebezpieczeństwa dla duszy

Ten, kto nie stara się zgłębiać tajemnic wiary i znaczenia związanych z nią praktyk duchowych, z czasem zaczyna się nimi nudzić, uznaje je za bezsensowne i rezygnuje z nich. Pamiętam słowa mojej babci, która o ludziach będących na bakier z wiarą i nieuczęszczających na Mszę św. mówiła z ironią: „A co w kościele dają? Nic!”. No właśnie, skoro nic nie otrzymuję, to po co tam iść? Po co się modlić? Lepiej to porzucić i żyć po swojemu... Druga grupa osób nie rezygnuje wprawdzie z praktyk religijnych, ale spełnia je tylko dlatego, że „tak trzeba”, bo tak się nauczyli, bo wynieśli to z domu. Latami powtarzają znane gesty i modlitwy, wydeptują ścieżki do swoich świątyń, ale gdyby spytać ich o najprostsze prawdy wiary, nie wiedzieliby, co powiedzieć. Pamiętam, jak pewien proboszcz opowiadał o spotkaniu z narzeczonymi, którzy przyszli do niego w sprawie ślubu. Kapłan spytał: „Czy jesteście pewni, że chcecie wziąć ślub w Kościele rzymskokatolickim?”. Niepewność na ich twarzach była bezcenna.

Istota życia duchowego

Nasza pobożność powinna osadzać się na świadomości tego, kim jesteśmy. Każdy z nas jest dzieckiem Boga. Wszyscy zostaliśmy obdarowani przez Jezusa życiem wiecznym i namaszczeni Duchem Świetnym. Tu jest źródło naszej pobożności. Modlitwa, uczestnictwo w Eucharystii i korzystanie z sakramentów ma być odpowiedzią na miłość Boga. Dar pobożności uzdalnia do bliskości z Panem, zobaczenia w Nim Ojca i zauważenia, że każdy napotkany człowieka jest dla nas bratem.

- Pobożność jest dla mnie istotą życia duchowego opartą na głębokiej relacji Boga z człowiekiem i człowieka z Bogiem; relacji wypływającej z pragnienia spotkania z czystą Miłością, pragnienia świadomego i bezinteresownego, wynikającego z mojego „chcę”, a nie z powinności, wolnego czasu czy też „fajerwerków” po świeżo odbytych rekolekcjach. Kształtuje ją sama świadomość natury Boga, który pierwszy wychodzi, by się z nami spotkać. To rodzi w nas wdzięczność i chęć wejścia z Nim w głębszą relację poprzez rozważanie Pisma Świętego, wierność codziennej modlitwie, adorację Najświętszego Sakramentu, modlitwę różańcową - mówi Agata Gładun z Odnowy w Duchu Świętym.

Budulec naszej wiary

Moja rozmówczyni zaznacza, że pobożność to bycie „po Bożemu” bez sztucznych, wyszukanych słów, wysiłku w kierunku duchowego perfekcjonizmu, ale w prostocie i szczerości serca. - Pobożności nie uważam za coś łatwego, jest ona możliwa jedynie przy udziale Bożej łaski. Nasze życie wypełniają różnorodne obowiązki, problemy, wspomnienia, urazy, żale, marzenia i plany. Czas dla Boga odkładany jest często na potem, bo nie daje on namacalnych rzeczy z tego świata. Zapominamy, że czas spędzony z Bogiem zmienia naszego ducha. Dar pobożności uczy mnie pokory i oddawania wszystkiego Bogu. On odziera mnie z egoizmu i perfekcjonizmu każdego dnia. Dlaczego go potrzebujemy? Bo jest budulcem naszej wiary. Przenika nie tylko ducha, ale też psychikę i ciało. Pozwala poznawać Boga, tworzyć z Nim relację i czerpać z Niego miłość dla drugiego człowieka. Prowadzi do wewnętrznej harmonii i pokoju, uwalnia od lęków, daje nadzieję i siłę do podejmowania codziennych trudów życia - tłumaczy Agata.

Nie wyśmiewajmy więc pobożności, chyba że tej skrzywionej, która nijak ma się do tego, że jesteśmy dziećmi Boga. Prośmy Ducha Świętego, by obdarzał nas gorliwością w praktykowaniu wiary.

AWAW

 

Ks. Andrzej Adamski, asystent kościelny „Echa Katolickiego”

Co z tą pobożnością?

Wokół daru pobożności narosło wiele nieporozumień. Bardzo często spłyca się go do wykonywania praktyk religijnych, czyli modlitwy, udziału w niedzielnej Mszy św. i - co jakiś czas - spowiedzi. O tych, którzy zbyt mocno nie okazują swych religijnych przeżyć, można usłyszeć, że są „mało pobożni”. Z tego wynika, że w takim podejściu miarą pobożności staje się, po pierwsze, ilość czasu przeznaczonego na modlitwę i spędzonego w kościele, po drugie zaś - okazywanie emocji, jakie towarzyszą praktykom religijnym (wzruszeń, westchnień, łez). Kiedyś już pisałem o swoistym „polowaniu” na duchowe cukierki: zaśnięcia w Duchu Świętym, poruszenia - słowem, wszystko, co dotyka sfery uczuć.

Tymczasem klucz do właściwego rozumienia pobożności kryje się, moim zdaniem, w krótkim zdaniu z księgi proroka Ozeasza: „Miłości pragnę, nie krwawej ofiary, poznania Boga bardziej niż całopaleń” (Oz 6,6). Zaś miłość - to konkrety. To obszar nie tyle uczuć, co decyzji i działania. Praktyki religijne w tym kluczu byłyby właśnie „całopaleniami” - czyli czymś, co Bogu dajemy jako konkretne i namacalne, ale uważamy, że na tym nasze obowiązki wobec Niego się kończą. Jesteśmy kwita - Bóg dostał to, na czym Mu (w naszym rozumieniu) zależy i niech już nic więcej od nas nie chce.

Jest inaczej. Owe „całopalenia” czy praktyki religijne Bogu tak naprawdę nie są do niczego potrzebne. One są dla nas. Są jak paliwo, które wlewamy do baku, by jechać dalej. Są jak podłączenie telefonu komórkowego do ładowarki, by mógł nadal działać. Bóg natomiast - według proroka - pragnie, byśmy Go poznali. A co znaczy „poznać”? To znaczy: zachwycić się Nim, przyjąć Jego miłość, pozwolić się prowadzić. Poznać - to jednocześnie chcieć naśladować.

Bez takiego podejścia pobożność może stać się karykaturą samej siebie. Przypomina mi się tu fraszka Ignacego Krasickiego: „Dewotce służebnica w czymsiś przewiniła. Właśnie natenczas, kiedy pacierze kończyła. Obróciwszy się przeto z gniewem do dziewczyny, mówiąc właśnie te słowa: „...i odpuść nam winy, jako my odpuszczamy” - biła bez litości. Uchowaj, Panie Boże, takiej pobożności”. Z tego samego gatunku jest dowcip, gdzie kobieta pyta sąsiadkę, kto u niej w mieszkaniu w niedzielny poranek tak strasznie przeklinał. - A, to mój mąż... Szedł do kościoła i nie mógł znaleźć książeczki do nabożeństwa - padła odpowiedź.

 

Wielkopostne kroki do pobożności:

  1. Jak często się modlę, uczestniczę w Mszy św., spowiadam się?
  2. Czy te czynności wpływają na moje życie? Czy dzięki nim staję się lepszy/a? Czy jestem tą samą osobą w kościele, w domu, w sklepie, na ulicy, czy też w każdym z tych miejsc mam inną twarz?
  3. Poproszę Ducha Świętego o dar prawdziwej i szczerej pobożności - poznania i naśladowania Boga, który mówi o sobie: „Jestem miłością i miłosierdziem samym”.

 

 

Inaczej rozwijać ma pobożność człowiek wyżej postawiony, inaczej rzemieślnik lub sługa, inaczej książę, inaczej wdowa, inaczej dziewica lub małżonka. Nawet i to nie wszystko. Trzeba jeszcze, aby każdy rozwijał pobożność odpowiednio do swych sił, zajęć i obowiązków.

Powiedz mi, proszę, Filoteo, czy byłoby rzeczą właściwą, gdyby biskupi zapragnęli żyć w samotności jak kartuzi, gdyby ludzie żonaci nie więcej starali się o powiększenie dóbr materialnych niż kapucyni, gdyby rzemieślnik cały dzień spędzał w kościele jak zakonnik, a znowu zakonnik był wystawiony na wszelkiego rodzaju spotkania i sprawy, jak ci, którzy zobowiązani są śpieszyć bliźnim z pomocą, na przykład biskup? Czyż taka pobożność nie byłaby śmieszna, nieuporządkowana i nieznośna? A tymczasem tego rodzaju pomyłki i nieporozumienia zdarzają się bardzo często. (...) pobożność, jeżeli jest prawdziwa i szczera, niczego nie rujnuje, ale wszystko udoskonala i dopełnia. Kiedy zaś przeszkadza i sprzeciwia się prawowitemu powołaniu lub stanowi, z pewnością jest fałszywa.

„Wprowadzenie do życia pobożnego” - św. Franciszek Salezy

 

 

Dar pobożności - w myśl modlitwy odmawianej przez Karola Wojtyłę - pomaga służyć majestatowi Boga z synowską miłością. Z kolei ks. Ludovic Lecuru twierdzi, że ten dar „uzdalnia nas do tego, byśmy wołali: «Abba, Ojcze!». Pobudza nas też do odpowiadania konkretnymi czynami na delikatność i łaskawość Boga. Jest nierozłącznie związany z darem bojaźni Bożej”.

Św. Franciszek Salezy tłumaczył, że „Duch Święty uświęca człowieka poprzez wszelkie porywy, poruszenia, upomnienia i wyrzuty wewnętrzne, światła i olśnienia, których Bóg dokonuje w nas, darząc nasze serce błogosławieństwami, troską i ojcowską miłością, aby nas przebudzić, poruszyć i pociągnąć do świętych cnót, umiłowania nieba, dobrych postanowień; słowem do tego wszystkiego, co prowadzi do życia wiecznego”. Z kolei św. Jan Maria Vianney podkreślał, że „dusza, która ma Ducha Świętego, rozsmakowuje się w modlitwie tak, że znajduje czas na nią zawsze zbyt krótki i nigdy nie traci świętej obecności Boga”.

 

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama