Mija 20 lat od wizyty Ojca Świętego Jana Pawła II w Siedlcach
Mija dwadzieścia lat od wizyty Ojca Świętego Jana Pawła II w Siedlcach. Gdy sięgamy po homilię wygłoszoną na siedleckich błoniach, trudno oprzeć się wrażeniu, że papieska analiza sytuacji Kościoła, świata nie przedawniła się. Codzienność potwierdza trafność wypowiedzianych wtedy słów. Choć czasy są już inne, priorytety pozostały takie same.
Pomniki świętego papieża z Polski, których wiele postawiono także na naszej, podlaskiej i mazowieckiej ziemi, zawsze są udekorowane kwiatami, zniczami. Dochodzą do tego „żywe” pamiątki wielkiego pontyfikatu: szkoły, instytucje publiczne, fundacje odwołujące się doń jako patrona. Intensywne są nadal emocje towarzyszące sentymentalnym podróżom w przeszłość, wspomnienia. Zacierają się jednak treści. Poza spetryfikowanymi pamięcią sloganami, niewiele już zostało z tego, co do nas mówił…
Czy pamiętamy słowa homilii wygłoszonej przez wyczekiwanego gościa 10 czerwca 1999 r. na siedleckich błoniach? O czym wtedy mówił? Ile z jego przesłania zachowało swoją aktualność do dzisiaj?
Św. Jan Paweł II skoncentrował się na trzech zagadnieniach: męczeństwie jako pieczęci wiarygodności Kościoła (rozważania te umieścił w kontekście błogosławionych męczenników z Pratulina), konieczności nieustannego dawania świadectwa swojej wiary oraz krzyżu Chrystusa, który od 20 wieków stanowi „wyraźny drogowskaz w działaniu i światło rozjaśniające całe nasze życie”.
„Dali świadectwo swej wierności Chrystusowi w Jego świętym Kościele - mówił papież o bł. Wincentym Lewoniuku i jego towarzyszach, których niespełna trzy lata wcześniej wyniósł w Rzymie na ołtarze. - W świecie, w którym żyli, z odwagą starali się prawdą i dobrem zwyciężać szerzące się zło, a miłością chcieli pokonywać szalejącą nienawiść. Tak jak Chrystus, który za nich w ofierze poświęcił samego siebie, by byli uświęceni w prawdzie - tak też oni za wierność prawdzie Chrystusowej i w obronie jedności Kościoła złożyli swoje życie. Ci prości ludzie, ojcowie rodzin, w krytycznym momencie woleli ponieść śmierć, aniżeli ulec naciskom niezgodnym z ich sumieniem. «Jak słodko jest umierać za wiarę» - były to ostatnie ich słowa. Dziękujemy im za to świadectwo, które winno stać się dziedzictwem całego Kościoła w Polsce na zbliżające się trzecie tysiąclecie”.
Kiedy się czyta te słowa - w bezpiecznej, sytej Polsce, gdzie kościoły jeszcze są pełne - myśl biegnie ku prześladowanym chrześcijanom w Syrii, Pakistanie, Korei Północnej, w blisko 50 krajach świata. Wiele tysięcy z nich oddało za Chrystusa swoje życie. Wielu złoży najwyższe świadectwo wiary w najbliższym czasie. To z nich się odrodzi Kościół. „Są wartości, których nigdy nie wolno poświęcić w imię jeszcze wyższej wartości i które stoją również ponad zachowaniem życia fizycznego” - napisał po latach następca św. Jana Pawła II papież-senior w swoim słynnym eseju. „Jest męczeństwo. Bóg znaczy więcej niż przetrwanie fizyczne. Życie, które zostałoby kupione za cenę zaparcia się Boga, życie oparte na ostatecznym kłamstwie, jest nie-życiem. Męczeństwo jest podstawową kategorią chrześcijańskiej egzystencji”.
Czy to rozumiemy? Za co - za kogo!? - bylibyśmy w stanie oddać dziś swoje życie? Pozostawić marzenia, plany, zgromadzone dobra, kochane osoby? Czy w momencie próby pozostalibyśmy wierni Chrystusowi do końca?
Drugim ważnym tematem papieskiej homilii była kwestia odpowiedzialności za Kościół, jak też świadectwo wiary. W tym aspekcie słowa św. Jana Pawła II nie straciły niczego ze swojej aktualności - wydają się wręcz prorocze. Mówił papież: „Dzisiaj może bardziej niż w innym czasie trzeba autentycznego świadectwa wiary ukazanego życiem świeckich uczniów Chrystusa - niewiast i mężczyzn, młodych i starszych. Potrzeba zdecydowanego świadectwa wierności Kościołowi i odpowiedzialności za Kościół, który przez 20 wieków niesie wszystkim ludom i narodom zbawienie i głosi niezmienną naukę Ewangelii. Ludzkość stoi w obliczu rozmaitych trudności, problemów i gwałtownych zmian, przeżywa niejednokrotnie dramatyczne wstrząsy i rozdarcia. W tym świecie wielu ludzi, zwłaszcza młodych, doświadcza zagubienia i zranienia, niektórzy padają ofiarą sekt i religijnych wypaczeń czy też manipulowania prawdą. Inni ulegają różnym formom zniewolenia. Upowszechniają się postawy egoizmu, niesprawiedliwości i braku wrażliwości na potrzeby innych ludzi”. Do diagnozy papieskiej można by dołożyć cichą apostazję całych społeczeństw, relatywizm moralny i wściekłe ataki na rodzinę, promowanie wynaturzeń i ukazywanie ich jako normy społecznego współistnienia”.
Można by postawić sobie pytanie, bardzo zasadne i bardzo „terytorialne”: jak to jest, że młodzi ludzie, wychowani na pobożnym Podlasiu (tak o nas mówią w Polsce) opuszczają rodzinne strony, wyjeżdżają na studia, osiedlają się w dużym miastach i nagle Pan Bóg przestaje im być do czegokolwiek potrzebny? Zaczynają żyć, jakby Go nigdy nie znali. Jakby pacierze, coniedzielne rodzinne wyprawy na Mszę św. do prostego, ukwieconego, wiejskiego kościółka były elementem baśniowej, nierealnej rzeczywistości… Jakby deklarując wolność od zasad (stając się niejednokrotnie forpocztą gwałtownych zmian obyczajowych), chcieli zrzucić narastające od lat kompleksy prowincji. Dlaczego tak się dzieje? Co poszło nie tak?... A może trzeba zapytać inaczej: jaka jest jakość naszej wiary, przywiązanie do Pana Boga, skoro nie potrafimy jej zaszczepić kolejnym pokoleniom w taki sposób, aby przejęli się Nim „do głębi serca”?
Nie można odbudować chylącej się ku upadkowi cywilizacji bez zaangażowania ludzi świeckich, ich świadectwa. „Wobec tych i wielu innych wyzwań współczesności staje Kościół” - mówił na błoniach siedleckich Ojciec Święty. „Chce skutecznie nieść ludziom pomoc i dlatego potrzebuje zaangażowania wiernych świeckich, którzy pod kierunkiem swoich pasterzy będą czynnie uczestniczyć w Jego zbawczej misji”.
Jako Polacy, Podlasiacy mamy się do kogo odwołać. Mamy powody do dumy. Nie przychodzimy znikąd. „Niezliczona jest liczba tych, którzy na polskiej ziemi cierpieli dla Chrystusowego Krzyża i ponosili dla niego największe ofiary” - mówił św. Jan Paweł II 10 czerwca 1999 r. w Siedlcach. „Niejednokrotnie w swojej historii nasz naród musiał bronić swojej wiary i znosić ucisk i prześladowanie za wierność Kościołowi. […] Jakże wiele ofiar trzeba było wówczas ponieść, jakże wiele odwagi kosztowało zachowanie tożsamości chrześcijańskiej. Nie zdołano jednak usunąć krzyża - tego znaku wiary i miłości - z życia osobistego i społecznego, bo głęboko wrósł on w glebę serc i sumień, stając się dla narodu i Kościoła źródłem siły i znakiem jedności między ludźmi”.
Ileż na naszej podlaskiej ziemi stoi krzyży - świadków historii, bohaterstwa, męczeństwa, codziennej wierności? Na ilu wyryto napis, dziś już może zarosły mchem, spatynowany czasem: „Ratuj duszę!”? Umieszczany tam jako przestroga, ale też jako testament - kwintesencja dziedzictwa tej ziemi, obficie zroszona męczeńską krwią unitów - pozostawiony dla tych, którzy wyruszając w poszukiwaniu lepszego życia, na zawsze opuszczali rodzinne domy. Zawsze aktualny.
KS.
PAWEŁ SIEDLANOWSKI
Echo
Katolickie 23/2019
opr. ab/ab