Skąd się wziął „Kościół otwarty”? Od Erazma do...

„Kiedy Ignacy zaczął czytać tę książkę, zauważył, że im więcej czytał, tym bardziej Boży duch się w nim ochładzał”. O jakiej książce mowa i co wspólnego ma z tzw. „katolicyzmem otwartym” – pisze br. Damian Wojciechowski TJ. W pierwszej części artykułu poznajemy intelektualnych prekursorów tego, co obserwujemy we współczesnym Kościele.

Kiedy byłem w nowicjacie, przeczytałem w najstarszej biografii Ignacego z Loyoli, napisanej przez Pedro de Ribadeneira SJ, jednego z pierwszych towarzyszy Ignacego, że kiedy Ignacy rozpoczął swoje studia różni ludzie, w tym jego spowiednik, radzili mu czytać „Enchiridion militis Christiani”czyli „Podręcznik żołnierza Chrystusowego” Erazma z Rotterdamu: „Kiedy Ignacy z całą otwartością zaczął czytać zauważył, że czym więcej czytał tę książkę, tym bardziej Boży duch w nim się ochładzał i zapał jego zaangażowania słabł. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, całkowicie porzucił tę lekturę i tak był nią zniechęcony, że już nigdy nie czytał książek tego autora. Później zabronił korzystania z nich w naszym Towarzystwie. W tym samym czasie bardzo często korzystał z małej książeczki Tomasza a Kempis, „O naśladowaniu Chrystusa”, i zawsze zdecydowanie ją polecał do czytania.” Ignacy zabronił czytać książki Erazma jeszcze przed tym, jak zostały one potępione przez Stolicę Świętą.

Zdziwiło mnie, że Ignacy tak diametralnie różnie odniósł się do dwóch najsłynniejszych książek, które stały się na przełomie średniowiecza i renesansu podstawą devotio moderna, czyli nowej pobożności. Co je różniło, że założyciel jezuitów miał diametralnie odmienne zdanie na ich temat? Odpowiedź na to pytanie jest odpowiedzią na tytułowe pytanie artykułu.

Wielki Europejczyk z Rotterdamu

Życie Erazma z Rotterdamu przypadło dokładnie na epokę, kiedy kończyło się przepojone chrześcijaństwem średniowiecze i rozpoczynała rodząca się z renesansowego humanizmu nowożytność. Erazm był jednym z najwybitniejszych, jeśli nie najwybitniejszym, promotorem tego ostatniego. Jeden z najbardziej znanych intelektualistów i „autorytetów moralnych” (jak by go dzisiaj nazwano) swojego wieku. Był nieprawym synem księdza i, jak wiele podobnych osób, wybrał karierę duchowną, jako jedyną możliwość zabezpieczenia sobie utrzymania i wykształcenia. Wstąpił do augustianów, przyjął święcenia, ale wkrótce zakon opuścił i nigdy nie sprawował funkcji kapłańskich. Zdawał sobie sprawę ze swojej niepewnej sytuacji prawnej (mógł być zmuszony do powrotu do klasztoru, co zrujnowałoby jego karierę), ale dopiero 24 lata po tym fakcie wniósł prośbę o papieską dyspensę. Był jednym z wielu, którzy czerpali korzyści z przywilejów kleru, ale zarazem byli niechętni tej grupie społecznej.

Wydał poprawioną wersję greckiej Biblii i wielu autorów patrystycznych. Nakład jego książek przewyższył zapewne 1 mln egzemplarzy – liczba na te czasy niesłychana! Doradca cesarzy i papieży. Był więc erudytą, autorem bestsellerów i celebrytą swoich czasów. Był w grupie tych, którzy walczyli o nowoczesność, choć w tamtych czasach oznaczało to powrót do starożytności i równocześnie odrzucanie dorobku średniowiecza. Można powiedzieć, że był jednym z autorów mitu „nowoczesności” i antymitu „ciemnogrodu”. To on wymyślił, że katedry średniowieczne są tak ohydne, że tylko barbarzyńscy Goci mogli je wybudować.

Europejski Konfucjusz

Erazm brzydzi się wszystkim, co wydaje mu się być przeciwne rozumowi. W swojej „Pochwale głupoty” bezlitośnie szydził z ignorancji i zepsucia duchowieństwa, a przede wszystkim krytykuje średniowieczne chrześcijaństwo „mechaniczne” opierające się na wierze w możliwość zbawienia poprzez wykupywanie odpustów, kult relikwii, pielgrzymki, ofiary na kościół, procesje i inne podobne formy pobożności. Gani też średniowieczną teologię scholastyczną, która sprowadziła chrześcijaństwo do jałowych sofizmatów oraz porzuciła źródła wiary (Biblia i ojcowie Kościoła). Erazm był nie tyle wrogiem teologii scholastycznej, tonącej w niekończących się definicjach, lecz w ogóle teologii jako takiej, skłaniając się do idei, że najodpowiedniejszą byłaby „teologia negatywna”, czyli milczenie o Bogu jako tym, który przerasta nasz rozum.

Chrześcijaństwo według niego to przede wszystkim religia serca, intuicji i zaufania Bogu, którą można zawrzeć w kilku podstawowych prawdach wiary. Dlatego też Erazm zwracał wiele większą uwagę na etykę i moralność, jako kwestie praktyczne i niezbędne w życiu jednostki oraz społeczeństwa. W tym sensie był on więc europejskim Konfucjuszem, a zarazem  prekursorem tego chrześcijańskiego humanizmu, który nie jest zainteresowany samą treścią wiary: Chrystusem żyjącym i działającym w swoim Kościele, lecz widzi chrześcijaństwo jako źródło pozytywnych idei takich jak szacunek dla każdego życia, tolerancja, umiarkowanie, umiłowanie mądrości i wiedzy, dialog, pacyfizm, egalitaryzm et cetera.  Zarazem można by powiedzieć, że Erazm był jednym z ojców sceptycyzmu poznawczego, unikając jednoznacznego stanięcia po stronie swoich własnych poglądów i uznającego, że inni też mają „swoja prawdę”. 

Słynny Rotterdamczyk nie był idealnym człowiekiem. Dzisiaj byśmy powiedzieli, że to typowy współczesny inteligent: przewrażliwiony na swoim punkcie (w tym na punkcie zdrowia), drażliwy, skupiony na sobie, intelektualnymi dyskursami usprawiedliwiający własne słabości, na własny użytek buduje idealny obraz swojej osobowości, emocjonalny i nie zdający sobie sprawy z własnych emocji. Egocentryk, który nigdy nie jest szczęśliwy. Perfekcjonista, który łatwo ulegał zmiennym uczuciom. Unikający jasnego określenia się asekurant, a zarazem ostro oceniający innych. Jak wielu ludzi tego typu ludzi był bardzo czuły na swoją sytuację materialną. Pieniądze to jeden z głównych tematów jego troski, korespondencji i wysiłków. Kilka dukatów odebranych przez angielskich celników rozpamiętywał latami. Jednym słowem nie była to prosta osobowość, lecz człowiek pełen sprzeczności. 

Piewca kompromisu i złotego środka

Nieuchronnie zbliżał się rok 1517. Erazm przeczuwał, że stanie się coś ważnego, lecz okazało się, że zupełnie nie był przygotowany na tak szybki i gwałtowny rozwój wypadków. Był u szczyty swojej sławy: autorytet moralny, na którego zwrócone były oczy całej Europy. Obie strony konfliktu oczekiwały, że opowie się jasno po ich stronie. Rotterdamczyk przebywał wówczas w Lowanium – bastionie ortodoksji, co czyniło szczególnie niewygodną jego pozycję. Erazm nie lubił sporów oraz konfliktów i starał się unikać jednoznacznego opowiedzenia się. Niepokoiła go gwałtowność wystąpień Lutra i obawiał się, że przyniosą one Kościołowi niebezpieczny rozłam. Uważał się za człowieka umiarkowania i roztropności. W sporze wokół protestantyzmu, jak długo tylko mógł, siedział okrakiem na barykadzie między zwalczającymi się stronami. Chwalił Lutra, ale bał się, aby go nie kojarzono jako jego zwolennika i zapewniał o swojej prawowiernej pozycji. Ta dwuznaczność była charakterystyczną cechą Erazma, który obawiał się, że gwałtowność reformatorów zaowocuje, iż „papiści” zaatakują również jego własną reformę Kościoła.

Przyjaźnił się z Thomasem Morusem, podobnym do siebie świeckim erudytą i humanistą, autorem „Utopii”, który oddał swoje życie protestują przeciw uzurpacji władzy nad Kościołem przez Henryka VIII – taka postawa była obca Erazmowi. W ten sposób zraził do siebie tak protestantów, jak i zwolenników ortodoksji. Sam Luter zaciekle walczący o prawdę nazwał Erazma „widzem naszej tragedii”. Wydaje się, że zwykłe tchórzostwo i wygodnictwo chciał przykryć pacyfizmem oraz ideałem umiarkowania i rozsądku.

Przynaglony przez innych musiał jednak w końcu wyrazić swoją opinię o poglądach wielkiego reformatora. Była to „Rozprawa na temat wolnej woli” z 1524 r., gdzie bardzo przekonywująco ukazał sprzeczności tego, co Luter twierdził o ludzkiej wolności. Ale myliłby się ten, kto by myślał, że Erazm był zwolennikiem ortodoksji. Erazm miał wątpliwości co do wielu centralnych dogmatów Kościoła, a nie tylko na temat sensu życia zakonnego. Był typowym sceptykiem, który jednak nie afiszował się zbytnio ze swoimi wątpliwościami. Wątpił w sakramenty i sakramentalną naturę Kościoła, kult świętych, post i inne pobożne praktyki. Protestantów nie lubił nie tyle za ich poglądy, co za gwałtowność. Sam był piewcą kompromisu i szukania złotego środka.

Jaka reforma?

A jak Erazm rozumiał reformę?  Brzydził się on wszelką nieczystością (w tym brudem, smrodem, chorobami) i uważał, że reforma polega na oczyszczeniu Kościoła z różnego rodzaju naleciałości i „nieczystości”. Kościół powinien być przede wszystkim racjonalny. Zaś wzorem racjonalności była starożytność, a szczególnie antyczna literatura. Erazm nie interesował się dogmatyką, raczej pasjonowała go „estetyka religijna”.

Co Erazm przeciwstawiał chrześcijańskiemu średniowieczu? Fantastyczny, wyidealizowany świat starożytności, uczoność opartą na literackości i wyimaginowany chrześcijański humanizm stworzony na podstawie ulubionego przezeń Hieronima czy Augustyna, lecz odartych zasadniczo z ich gorącej wiary. Jego propozycja jest więc na tyle fantastyczna, co chłodna, sztuczna i odległa od życia. Krytykując duchowy dorobek średniowiecza, nie dawał nic w zamian.

Jak słusznie zauważa znakomity badacz średniowiecza Johan Huizinga w swojej biografii Erazma, że obca mu była wszelka mistyka. Chrześcijaństwo dla Erazma było projektem intelektualnym, najwyższą formą humanizmu i racjonalności. O takie chrześcijaństwo Erazm walczył i taki Kościół chciał stworzyć. Była to idea daleka od realności, lecz przede wszystkim odległa od Ewangelii, która nie jest traktatem intelektualnym, lecz prowadzi czytelnika do osobistej więzi z pewnym Człowiekiem.

Błąd więc w tym, żeby Erazma uważać za autorytet w kwestiach duchowych, kiedy on był bardziej pedagogiem i świeckim myślicielem. W pewnym sensie tworzył on pewną namiastkę intelektualną chrześcijaństwa bez wiary, dogmatów, nauczania, a w końcu bez żywego Jezusa. Erazm i erazmianie, w tym współcześni, na pytanie Jezusa, „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?”, mogliby odpowiedzieć: za humanistę, wielkiego myśliciela, pacyfistę, autorytet moralny, nauczyciela mądrości, tolerancji i dialogu, guru dającego  przykład doskonałego życia. Jest to piękna idea, ale nie wiele mająca wspólnego z tekstem Ewangelii i dziełami Ojców Kościoła, których czytanie tak zalecał sam Erazm. Wydaje się, że Erazm nie przeżył nigdy żadnej głębokiej walki duchowej. Ani nie spierał się z Bogiem, ani nie walczył z pokusami szatana. Ślizga się na powierzchni duchowości, poświęcając swoje siły intelektualnym dyskursom, które bez ducha są martwe i nie przynoszące korzyści.

Co nam to wszystko przypomina? Ależ tak! Dzisiaj Erazm byłby jednym z „autorytetów moralnych” „Kościoła otwartego” przełomu XX i XXI wieku.

Chrześcijaństwo: miłość Chrystusa czy kult rozumu?

Ignacy, Luter, Erazm, Morus – zawieszeni byli między średniowieczem i czasami nowożytnymi. Każdy z nich inaczej rozumiał reformę Kościoła: dla Erazma miała to być swego rodzaju „rewolucja kulturalna”, powrót do źródeł cywilizacji, dla Lutra zmiana kościelnych struktur i rewolucja teologiczna, dla Ignacego nawrócenie ludzkiego serca, reforma życia i przylgnięcie do Chrystusa. Ignacy był człowiekiem gorliwej miłości Chrystusa i jego Kościoła, Erazm kimś wręcz przeciwnym. Dla Ignacego najważniejsza była osobista relacja z Jezusem, a źródłem jego siły modlitwa i życie duchowe, którym miał służyć rozum i inteligencja. Dla Erazma życie duchowego nie miało większego znaczenia, a bożkiem był rozum i wiedza.

Teraz jeśli weźmiemy do ręki „Enchiridion militis christianis” i „O naśladowaniu Chrystusa” zobaczymy z całą wyrazistością kolosalna różnicę w rozumieniu czym jest chrześcijaństwo. Naśladowanie to wyraz gorącej miłości do Chrystusa i wcielania jej w konkretne czyny. Naśladowanie, jak już samym tytuł mówi, stawia w centrum Chrystusa i osobistą, intymną więź ze Zbawicielem. Tego brak w „Enchiridionie”, i dlatego „Naśladowanie”, w którym zaczytywał się święty założyciel jezuitów, ciągle można znaleźć na biurku wielu chrześcijan, a „Enchiridion” pokrywa się kurzem na bibliotecznych półkach z rzadka przeglądany przez znawców renesansu. Dzieło Erazma to raczej wykład stoicyzmu, świeckiej moralności i mądrości, gdzie Chrystus jest jednym z wielu przemądrych guru wspaniałej starożytności.

Jaka była spuścizna Erazma? W XVI wieku czasami wręcz wszystkich humanistów nazywano „erazmianami”. Później ludzie podzielający jego poglądy tworzyli „trzecią siłę” między katolikami i protestantami, starającą się „zamazać” różnice teologiczne rozdzielające Europę XVI i XVII wieku, aby w ten sposób doprowadzić do trwałego pokoju. Z tej grupy powoli wyłaniała się masoneria, która miała początkowo niemałe wpływy wśród wyższego duchowieństwa. Oświecenie jak i późniejszy racjonalizm widziało Erazma jako swojego prekursora. Niejedno ziarno erazmianizmu odnajdziemy w ruchu modernistycznym na przełomie XIX i XX wieku, który tak gwałtownie zwalczali papieże tej epoki. W końcu „postępowe” nurty w Kościele, które nabrały wiatr w żagle po Vaticanum Secundum, są jawną kontynuacją idei Erazma. 

Druga część artykułu – już jutro.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama