Pasja [GN]

Świadkowie Męki Jezusa: ludzie i płótna

Widziałem Pana, Tego, którego zabiły nasze grzechy. Zmartwychwstał.

Biegł jak oszalały. Mały chłopiec musiał uważać, żeby nie poślizgnąć się na zasypanej śniegiem drodze. Niedawno skończył 10 lat. Biegł do domu z sercem przepełnionym bólem: On to zrobił! On dał się zabić! Kiedy wpadł do domu, matka patrzyła na rozpalonego syna z niepokojem. Kilka pytań i spojrzenie w oczy — wystarczą za odpowiedź. Nie, nie jest chory. Czy miłość może być chorobą? — Odpocznij — szepnęła, zamykając drzwi do jego pokoju.

Brak dowodów

Turyn — miasto fiata. To surowe, XIX-wieczne miasto w północno-zachodnich Włoszech nie leży na szlaku zbyt wielu turystów. W tym roku ciągną jednak do stolicy Piemontu miliony. Bo Turyn to także miasto całunu.

Od Niedzieli Miłosierdzia Bożego do niedzieli Zesłania Ducha Świętego można adorować wizerunek Ukrzyżowanego. Tajemniczy świadek Zmartwychwstania po raz kolejny przemawia do tłumów. Okazja ku temu zdarza się rzadko. Ostatnio w Roku Jubileuszowym. Następna? Pewnie w roku 2025, a potem w 2033.

2 maja wśród pielgrzymów pojawił się sam Benedykt XVI. Papież, który nie kryje swojej fascynacji relikwią. To on kilka lat temu odwiedził inne miejsce związane z tajemnicą Zmartwychwstania: Manoppello. Jest tam przechowywana grobowa chusta Jezusa. Naukowcy przekonują, że oba wizerunki uzupełniają się. Na obu widać tę samą twarz: na całunie jest to twarz skatowana i zastygła w pośmiertnym napięciu, a na chuście twarz Żyjącego.

Oba wizerunki istnieją wbrew zasadom znanym nauce. Ta jest bezsilna wobec pytania o sposób powstania obrazów. Dlatego wszystko, na co stać naukowców, to stwierdzenie lub wykluczenie ewentualnego fałszerstwa.

Nauka jednak nie może udowodnić autentyczności płócien. Do tego potrzebne są dowody naukowe. Niestety, nie da się dostępnymi dzisiaj metodami powtórzyć procesu powstawania odbić. A skoro w warunkach laboratoryjnych niemożliwe jest przeprowadzenie eksperymentu, niemożliwe jest także przedstawienie jego wyniku.

Zgodnie z Prawem i Ewangelią

Dziesięciolatek obudził się w środku nocy. Śniło mu się tamto morderstwo. Okrutne tortury, poniżenie i nieludzki wysiłek skazańca, by nie zawieść. Niósł poprzeczną belkę. Droga nie była zbyt długa. Zaledwie kilkaset metrów, jednak dla wykrwawionego człowieka była katorgą. Nawet dla Niego, wysokiego i silnego mężczyzny.

Na szczycie niewielkiego wzniesienia, wśród smrodu miejskiego wysypiska śmieci, dokończono egzekucji.

Malec nie był przerażony. Patrzył więc odważnie, co będzie dalej. Patrzył oczami wyobraźni na ciało poorane przez bicze, porozrywane i przebite. Śledził z uwagą strużki krwi, spływające z nadgarstków i stóp. Patrzył do ostatniego krzyku.

Nie bał się. Wiedział, że to wszystko ma sens. Tego nauczył się na lekcjach katechezy. W to wierzył. Bez oporów podszedł więc tak blisko, jak to tylko było możliwe.

Podszedł do żałobników. Ci przyszli po martwe ciało. Było ich kilkoro. Wszystko odbywało się w milczeniu i pośpiechu. Bogaty przyniósł ze sobą płótna. Ostrożnie zdjęto ciało z krzyża i położono je na śmiertelnym całunie. Wtedy z serca wypłynęły resztki krwi i wody. Ktoś położył na oczy Zmarłego dwa małe pieniążki. Ciało owinięte w płótno przewiązano opaskami. Czasu było już naprawdę niewiele. Na szczęście grobowiec był blisko. Tam Go przeniesiono. Na koniec któraś z kobiet chustą z bisioru zasłoniła Jego twarz owiniętą całunem. Tak chciało Prawo.

Zaczynał się święty szabat. Zaczynała się Pascha. Pozostawili więc Ukochanego w grobie i obiecali sobie, że zaraz po święcie wrócą tu, żeby ze starannością i pieczołowitością dokończyć pogrzebowy obrzęd.

Wrócili, jak obiecali, a z nimi chłopiec.

Spełnienie

Niewielka turyńska katedra tonie w ciemnościach. Tylko w bocznych nawach oświetlone kaplice, w tym jedna z relikwiarzem bł. Jana Piotra Frassatiego, wyznaczają szlak wędrówki. Wszystko odbywa się w skupieniu i bardzo sprawnie. To zasługa życzliwych i pomocnych wolontariuszy, u których widać poświęcenie i radość z pełnionej służby. Ich fioletowe kurtki szybko stają się dla gości synonimem bezpieczeństwa.

Pątnicy, zanim wejdą do świątyni, oglądają kilkuminutowy film, przygotowujący ich na najważniejsze. Wielu rzeczywiście nie zna historii płótna. Wielu przyjechało do Turynu z dewocyjnej ciekawości. Dla nich garść informacji jest nieodzowna. Muszą wiedzieć, gdzie patrzeć, żeby zobaczyć.

Ale znacznie więcej jest tych, którzy czekali na tę chwilę latami. Czekali, by móc na własne oczy przekonać się o sile wizerunku. Czekali, by ich własne serce zadrżało z nabożnego wzruszenia. Czekali, by ich umysł doświadczył pokoju: to jest prawda!

Cierpliwości!

Nareszcie przyszedł świt. Kończą się historie bólu, cierpienia, śmierci i pogrzebu. Chłopiec zagląda do pustego grobu i chociaż nikogo tam nie ma, jest w nim „Coś”.

Idzie na śniadanie. Ciekawska matka dopytuje o niedzielne popołudnie. Synek spokojnie wyjaśnia, co zaszło dzień wcześniej. — Na Gorzkich Żalach proboszcz opowiadał o Całunie Turyńskim — zaczyna swoją relację. — Mówił rzeczy niezwykłe — przekonuje i przedstawia dowody tego, że na całunie jest wszystko zapisane: cała męka i śmierć Jezusa. Ile razy był uderzony biczem, jak wyglądała korona cierniowa, gdzie trzeba wbić gwoździe, żeby utrzymać ukrzyżowane ciało. Co więcej, w kawałek lnianego płótna jest wpisana tajemnica Zmartwychwstania, bo nikt nie ma pojęcia, jak powstał wizerunek z lekko jakby nadpalonych włókien. Chłopiec zapamiętał wszystko: że materiał ma jodełkowy splot, że jest długi na 436 centymetrów, a szeroki na 111, że ślady krwi to krew prawdziwa, bardzo rzadka, grupy AB. Opowiada długo i ze szczegółami. Na koniec pyta nieśmiało, czy Turyn jest daleko od Miękini. — Bardzo daleko — odpowiada matka i już boi się następnego pytania. Kiedy nieubłaganie zostaje postawione, musi poradzić: — Jak dorośniesz, to sam pojedziesz i zobaczysz.

Dorósł i czekał, całe 25 lat, żeby zapowiedź matki się spełniła.

Spojrzenie wiary

W mieście, w wielojęzycznym tłumie, wyróżniają się prawosławni. Ich obecność zaskakuje. Dopiero po chwili namysłu dociera do katolika, że święte płótno także dla ortodoksów jest relikwią. Więcej: — We wschodniej liturgii Męki Pańskiej całun odgrywa bardzo ważną rolę, a ikona z twarzą Jezusa (jej pierwowzorem jest twarz z całunu) jest jedną z obowiązkowych w ikonostasie — wyjaśnia Nina Nikołajewna, która przyjechała do Turynu z Petersburga.

Wzrusza także obecność sióstr zakonnych. Trwają na medytacji, zapatrzone w święty wizerunek. Kontemplują. Nie muszą podchodzić tak blisko jak inni. Płótno jest widoczne z daleka i w ciemności kościoła dobrze rozpoznaje się zarys postaci. — Dla mnie jest to odbicie ciała Oblubieńca — wyznaje ciemnoskóra siostra z Francji. — Jestem tu, żeby odnowić swoje śluby — dodaje, gotowa na radykalizm wiary i radykalizm wierności.

Wśród pielgrzymów widać wielu niepełnosprawnych. Wiedzą doskonale, czego szukają w spojrzeniu na całun. — Chcę mieć pewność, że On wie, co się ze mną dzieje — mówi bez ogródek uśmiechnięta Barbara Gnaszyńska, która przyjechała z pielgrzymką z Warszawy. — Że rozumie, co to znaczy ból ponad siły, że dzięki temu, co sam przeszedł, nie pozostanie obojętny na moje cierpienie — podkreśla, a po namyśle dodaje: — Z Jego strony otrzymałam to, czego się spodziewałam. Teraz kolej na mnie, ja też muszę dotrzymać warunków naszej umowy — mówi, prosząc jednocześnie, by wolontariuszka wjechała z nią do prowizorycznej kaplicy, w której trwa adoracja eucharystyczna i sakrament pokuty.

Nareszcie!

Lubię znaki, które Bóg daje ludziom. Lubię przekonywać się, że On wie, co robi, że nad wszystkim czuwa. Tak było i tym razem. Rok Kapłański, rocznica święceń i całun, święte płótno grobowe Jezusa wystawione przez kilka tygodni do publicznej adoracji. Czy mogło mnie tam zabraknąć? — tamtego chłopca, a dzisiaj księdza zakochanego od 25 lat w Człowieku z całunu?

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama