Michnik do Żywego Różańca

Dlaczego ludzie nie uczestniczący w życiu Kościoła roszczą sobie prawa do decydowania o tym, jak Kościół powinien funkcjonować?

Michnik do Żywego Różańca

Ostatnią Wigilię Paschalną przeżyłem w rodzinnej parafii Paniówki na Górnym Śląsku. To była piękna liturgia. Odprawiona bez pośpiechu i z namaszczeniem. Przygotowana przez parafian, którzy wiedzieli, po co przyszli do kościoła. Po co to piszę? Nie tylko, by pochwalić się rodzinną parafią i publicznie podziękować za wzruszające momenty. Ale również powodowany irytacją po przeczytaniu otwartego listu Adama Michnika i Jarosława Mikołajewskiego adresowanego do papieża Franciszka.

Przypomnę, że naczelny „Wyborczej” i publicysta tejże napisali wspólny list, który w Wielkim Tygodniu został opublikowany na łamach włoskiej gazety „La Repubblica”. Proszą w nim Franciszka, by zajął się sprawą ks. Lemańskiego i Kościoła w Polsce. Jednocześnie deklarują, że jeden z nich jest nieochrzczony, a drugi niepraktykujący. Nie odbieram autorom prawa do pisania listów w sprawie Kościoła. Uważam natomiast, że nie mają wystarczającej kompetencji do zajmowania się Kościołem. Niewiele o nim wiedzą, choć na jego temat napisali już sporo. Niewiele wiedzą, bo zapewne nigdy nie byli na Wigilii Paschalnej i nie pomagali budować Bożego grobu w swojej parafii, bo jej nie mają. Jako nieochrzczeni i niepraktykujący nie tylko nie przystąpili do spowiedzi i Komunii św. wielkanocnej, ale zapewne nie zapisali się do parafialnego koła Caritas, nie wspominając już o regularnym chodzeniu na Msze św. niedzielne. A to jest życie Kościoła, o którym autorzy listu nie mają zielonego pojęcia. Mają natomiast odwagę — by nie użyć mocniejszego słowa — pisać do papieża.

Każdy uczestnik liturgii paschalnej w Paniówkach i setkach podobnych parafii zna się na Kościele lepiej niż Michnik i Mikołajewski razem wzięci. Ale tym pierwszym nawet na myśl nie przyjdzie, by pisać do papieża. Jeżeli Michnik i Mikołajewski chcą pisać do Franciszka, niech to robią, ale lepiej, gdyby wcześniej zapisali się do Żywego Różańca.

Jeszcze krótko o mojej alergii na słowo „postęp”. Postępu nie lubię ze względu na jego podstępność. Słowo to opisuje bowiem rzeczy zarówno dobre, jak i złe, a udaje, że opisuje tylko dobre. Dzięki postępowi w medycynie żyjemy dłużej, ale dzięki temu samemu postępowi niekoniecznie wiemy po co. W imię postępu dokonano tylu zbrodni, że trudno je zliczyć. Postępowa była na przykład partia tzw. młodoturków, która przyjęła nazwę Komitet Jedności i Postępu. Sprawiła ona, że sto lat temu z Turcji nagle „wyparowało” 2,5 mln chrześcijan: Ormian, Asyryjczyków i Greków. Wszyscy zostali zamordowani. Na początku I wojny światowej — jak pisze Jacek Dziedzina (GN 15/2015 ss. 28—30) — w Turcji chrześcijanie stanowili około jednej trzeciej społeczeństwa. Dzisiaj jest ich ok. 1 proc. Turcy nie tylko dopuścili się ludobójstwa na ogromną skalę, ale do dzisiaj po tak długim czasie nadal nie chcą się do niego przyznać. Skutecznie używają wszelkich środków, by wymazać pamięć o tych wydarzeniach. 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama