Nie bać się nawrócenia

Pewien człowiek bał się nawrócenia. Artysta o wyzwolonym umyśle, z pomysłami na twórczość pod wpływem narkotyków. Wiara była mu obca. Wolał wyobraźnię albo jeszcze lepiej: jej peryferie.

Pewien człowiek bał się nawrócenia. Artysta o wyzwolonym umyśle, z pomysłami na twórczość pod wpływem narkotyków. Wiara była mu obca. Wolał wyobraźnię albo jeszcze lepiej: jej peryferie.

Napisał fikcyjny dziennik podróży do nieistniejących krain. Nazywał się Henri Michaux. Po trzech dniach uczestnictwa w Mszach Świętych odprawianych przez ojca Pio uciekł z San Giovanni Rotondo. Bał się, że się nawróci.

Historia ta, opisana w naszym cyklu wielkopostnym (ss. 22–25), nie pozostawia wątpliwości: nawrócenie kosztuje. A ofiara ponawiająca się na ołtarzach świata od 2 tys. lat jest bezcenna. W jednej z katechez podkreślił tę prawdę Franciszek: realna obecność w postaciach chleba i wina Jego Ciała i Krwi to jednocześnie realna ofiara, raz na zawsze złożona na krzyżu. Czy można ją wycenić?

Piąta rocznica pontyfikatu papieża z końca świata niektórych skłania do ocen, innych do polemik. W jeszcze innych wyzwala taki sam odruch, jaki miał wspomniany artysta. Odruch ucieczki. Kiedy każdy gest, każde słowo, wezwanie, spojrzenie stanowią znak zapytania, czy nie nadszedł czas nawrócenia. Można by czasem pokusić się o stwierdzenie, że właśnie w tych, którzy nie znają słowa „nawrócenie”, papież budzi zaufanie. Za blisko grzeszników, by nie narazić na szwank papieskiej reputacji? Jezus swoją tak właśnie stracił. Tyle że – jak to sam Franciszek ujął – publiczna działalność Pana Jezusa nie była dochodzeniem sprawiedliwości. Raczej pochyleniem się nad ludzkim zagubieniem. Pełnym miłosierdzia.

To słowo tajemnicze – miłosierdzie – mające gdzieś tam u swoich początków ludzką nędzę, budzi nadzieję. Oczywiście nie taką usypiającą: jest dobrze. Raczej nawołującą: nawróć się. W pontyfikacie obecnego papieża również i to wołanie powraca nieustannie i z mocą – kiedy Franciszek dostrzega współczesne pustynie ludzkości, czyli zatwardziałe serca i zamknięte umysły. Powtarza przy tym, że nawrócenie wymaga odwagi. Do tej odwagi zachęca. Prosi, byśmy stawiali sobie pytanie, czy rzeczywiście przemierzamy właściwą drogę. Czy faktycznie żyjemy zgodnie z Ewangelią. Tylu dziś wciąż pisze fikcyjne dzienniki z podróży do nieistniejących krain. To odruch ucieczki. A żeby się nawrócić, trzeba stanąć na realnej ziemi. Najlepiej obok mistyka odprawiającego Mszę i wpatrującego się w Hostię. Jak Franciszek z dzisiejszej okładki „Gościa”.

ks. Adam Pawlaszczyk - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama