„Granicą mojej wolności jest twoja wolność”. Sprowadzenie całego systemu wartości do tego jednego zdania jest karygodnym uproszczeniem.
„Granicą mojej wolności jest twoja wolność”. Sprowadzenie całego systemu wartości do tego jednego zdania jest karygodnym uproszczeniem.
Każdy, kto już przestał być nastolatkiem, wie, jak trudny to okres w życiu. Każdy, kto wychowuje nastolatka, wie o tym jeszcze lepiej. Przyczyna jest prosta: to najczęściej w tym wieku człowiek zaczyna się usamodzielniać, widzieć świat po swojemu, wyrabiać sobie zdanie na jego temat i kierować się regułą, że zdanie to musi być absolutnie odmienne od zdania rodziców. Jest jeszcze jedna reguła, znacznie ważniejsza: „Żadnych reguł”. W innej wersji: jeśli reguły, to moje własne. Wszyscy to znamy. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni, więc kiwamy głowami, powtarzając pod nosem, że w końcu życie każdego mądrości nauczy. Mnie jednak przypomina to trochę inną rzeczywistość, a mianowicie świat, w którym piewcy rzekomej wolności wmówili wszystkim, że… reguły są passé. I że najlepszy świat to taki bez reguł. A właściwie z jedną tylko regułą, która brzmi: „Granicą mojej wolności jest twoja wolność”. Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie sądzę bynajmniej, iż reguła poszanowania czyjejś wolności jest zła. Uważam jednak, że sprowadzenie całego systemu wartości do tego jednego zdania jest karygodnym uproszczeniem.
O regułach w bieżącym numerze „Gościa Niedzielnego”, a właściwie o jednej Regule, tej świętego Benedykta, pisze ks. Tomasz Jaklewicz („Reguła w świecie bez reguł”, ss. 23–25). Przywołuje amerykańskiego autora Roda Drehera, którego zdaniem obecny upadek moralności można porównać do dekadencji poprzedzającej upadek Cesarstwa Rzymskiego. Działo się to w tym samym czasie, kiedy Benedykt z Nursji postanowił oddalić się od świata. Udało mu się, ba – nawet bardzo mu się udało, bo to przecież on, obecnie patron Europy, Europę wówczas ocalił. Rod Dreher nie jest pierwszym porównującym sytuację panującą w Europie w czasach Benedykta z sytuacją współczesnej epoki. Pisał o tym między innymi święty Jan Paweł II w swoim liście apostolskim Sanctorum altrix z okazji 1500. rocznicy urodzin Benedykta: „W czasach św. Benedykta zarówno wspólnota kościelna, jak i całe społeczeństwo ludzkie żyło w świecie przypominającym pod wieloma względami świat dzisiejszy. Przewroty polityczne, niepewność przyszłości, grożące lub szalejące już wojny niosły z sobą nieszczęście i przejmowały ludzi ustawicznym lękiem. I dlatego to ludziom zaczęło się zdawać, że życie nie ma żadnej wartości ani sensu. W Kościele toczył się wtedy długi spór, który zapalał umysły do głębszego wnikania w Boże tajemnice, szczególnie zaś w niepojętą prawdę bóstwa i prawdziwego człowieczeństwa Syna. (…) Święty Benedykt, widząc ten stan rzeczy, szukał w Bogu i w żywej tradycji Kościoła światła i drogi, której mógłby się trzymać. Znalezione przez niego rozwiązanie może służyć za wzór postawy chrześcijanina, jaką powinien on zachować wśród zmiennych losów ziemskiej pielgrzymki”.
Zmienność i stałość to dobre zestawienie w tym kontekście. Wszyscy, coraz szybciej żyjąc i coraz bardziej niepokojąc się zachodzącymi w tym świecie błyskawicznymi zmianami, potrzebujemy poczucia stabilności. I jeśli tej stabilności nie znajdujemy, to dlatego, że zapominamy, iż pora wracać do reguł. Pozostawać nastolatkiem przez całe życie to jednak trochę wstyd.
opr. ac/ac