Średniowiecze jest czasem niezwykle żarliwej religijności, która niekiedy przybierała skrajną formę prowadzącą w konsekwencji do herezji
Średniowiecze jest czasem niezwykle żarliwej religijności, która niekiedy przybierała skrajną formę prowadzącą w konsekwencji do herezji. Na powstanie herezji składało się zresztą wiele przyczyn, m.in. upadek autorytetu papiestwa i hierarchii kościelnej, bogactwo i zeświecczenie duchowieństwa, zaniedbania duszpasterskie, a także emancypacja bogacących się miast, wzrost swobód i przywilejów ludności, które w życie społeczne wprowadziły zasady bardziej demokratyczne, oraz budzący się duch oporu wobec ówczesnego ustroju, którego obrońcami były państwo i Kościół, a także – last but not least – napięcie eschatologiczne spowodowane pustoszącą kraje Europy epidemią dżumy. Poza tym niektórzy powracający z wypraw krzyżowych przynieśli ze sobą błędne teorie religijne wywodzące się z gnostycyzmu i wschodniego manicheizmu, które miały negatywne skutki społeczno-religijne.
Do najbardziej znaczących heretyków tego czasu należą waldensi i albigensi. Pierwsza herezja wywodzi się od Waldensa, kupca z Lyonu, który literalnie odczytał teksty Biblii odnoszące się do ubóstwa i doszedł do przekonania, że skrajne ubóstwo jest koniecznym warunkiem zbawienia. Rozdawszy swój majątek, stał się ludowym kaznodzieją, ogłosił Pismo Święte jedynym źródłem wiary i dzięki swej radykalnej postawie zyskał wielu zwolenników. Wyznając manichejski dualizm, waldensi odrzucili kult świętych, odpusty, liturgię, przysięgi, sens pracy, hierarchię kościelną i wszystkie sakramenty poza sakramentem pokuty, do tego uwarunkowanym godnością szafarza. Ich nauka rozpowszechniła się na południu Francji, w Piemoncie i Czechach. III i IV Sobór Laterański (1179 i 1215 rok) potępiły błędy waldensów, ale większość z nich nie poddała się tym wyrokom i szerzyła nadal swoje poglądy. W XVI wieku znaczna ich część połączyła się z protestantami.
Jak się wydaje, najgroźniejsza była herezja albigensów, zwanych katarami. Ich nazwa pochodzi od miasta Albi, leżącego w południowej Francji, gdzie te poglądy znalazły wielu zwolenników. Katarzy głosili stare idee gnostyckie o wędrówce dusz i manichejski dualizm oraz przejęli niektóre z poglądów waldensów. Z nienawiścią odnosili się do Kościoła i jego nauki, dlatego zorganizowali własną wspólnotę. Odrzucili życie sakramentalne, zakwestionowali władzę państwową i hierarchię kościelną. Uważali, że można się zbawić przez wyniszczającą ascezę i gorliwą modlitwę. Małżeństwo i rodzinę uważali za instytucje z gruntu złe. Na fali niezadowolenia spowodowanego niedomaganiami Kościoła ich liczba w krótkim czasie znacznie wzrosła, a herezja objęła około tysiąca miejscowości francuskich. Poczuwszy się na siłach, rozpoczęli ostrą walkę z Kościołem i strukturami państwa, dokonywali profanacji Najświętszego Sakramentu, rabowali i niszczyli świątynie, dopuszczali się mordów na duchownych i gwałtów na zakonnicach, prześladowali tych, którzy nie zgadzali się z ich poglądami. Wśród nich znajdowali też schronienie pospolici przestępcy. W tej sytuacji zrodziła się potrzeba powołania instytucji, która po pierwsze przywróciłaby zagrożony ład społeczny, a po drugie położyłaby kres rosnącej fali przemocy. W pierwszej fazie Kościół starał się używać perswazji, chciał przywołać do opamiętania poprzez nauczanie, zwracał uwagę na to, co jest pozytywne w jego działalności, ukazywał ludzi żyjących ewangelicznym ubóstwem, a równocześnie nie niszczących struktur społeczno-gospodarczych: m.in. cystersów, kartuzów czy powstające w tym czasie zakony żebracze. Jednak misja tych zakonów nie przyniosła znaczących rezultatów; w związku z tym synody i papieże zachęcali biskupów do prowadzenia walki z herezją, polecając im szukać błądzących, by doprowadzić ich do nawrócenia. Specjalną instytucję kościelną do realizacji tego zadania powołał papież Lucjusz III, który w 1184 roku wydał bullę Ad abolendam haeresim, zwaną „kartą inkwizycji”. Sformułował w niej program dający początek inkwizycji jako narzędzia przeciwko heretykom, ale od samego początku wykluczył stosowanie kary śmierci przez organy kościelne.
Ta inkwizycja, którą administrowali biskupi lokalnych Kościołów, okazała się mało skuteczna. W związku z tym Innocenty III wprowadził inkwizycję papieską, która miała nakłaniać heretyków do porzucenia błędów i publicznego wyznania wiary (auto da fe, od actus fidei – akt wiary). Inkwizycję kościelną trzeba wyraźnie odróżnić od inkwizycji świeckiej, która skazywała na karę śmierci; wprowadził ją cesarz Fryderyk II w 1224 roku. W ten sposób od XIII wieku do walki z herezjami włączyło się państwo. Inkwizycja w tej formie rozwinęła swoją działalność przede wszystkim we Włoszech, Francji i Hiszpanii, natomiast w Niemczech, z powodu oporu książąt, stosowano ją rzadko; w Polsce praktycznie nie działała, a jej istnienie zakończył sejm piotrkowski w 1552 roku. Winą Kościoła jest, że nie zakwestionował wyraźnie tej decyzji cesarza Fryderyka.
Inkwizycja kościelna broniła czystości wiary i miała szlachetne intencje, aby błądzącego w wierze doprowadzić do nawrócenia. Realizacja tego zamierzenia zależała także od osobowości inkwizytora. W ciągu wielu wieków istnienia tej instytucji nie brakowało świętych inkwizytorów, a nawet męczenników, ale i też i takich, którzy wskutek swej surowości ściągnęli na tę instytucję piętno niesławy. Do tych drugich należy m.in. Konrad z Marburga, który oskarżonym nie dawał praktycznie możliwości obrony, żądając od nich tylko krótkich odpowiedzi „tak” lub „nie”. Inkwizytor ten za przyczynienie się do śmierci kilkudziesięciu osób został zawieszony w czynnościach, a następnie skazany na więzienie. Do słynnych z surowości inkwizytorów należał także Hiszpan Thomás de Torquemada.
Trzeba podkreślić, że jak na ówczesne czasy proces inkwizycyjny był procesem nowoczesnym; wiele ze stosowanych przez inkwizycję procedur funkcjonuje dotychczas w prawie procesowym. Po pierwsze, zanim powołano trybunał inkwizycyjny w sprawie, ogłaszano czas łaski, od 3 tygodni do 3 miesięcy, co dawało podejrzanym szansę porzucenia dotychczasowego stanowiska. Dopiero w przypadku ich niezłomnego oporu powoływano przewodniczących trybunału (najczęściej byli to biskupi miejsca i opaci znaczących klasztorów) oraz grupę ekspertów, do której należeli najświatlejsi członkowie lokalnej społeczności, a także viri probi, czyli mężów zaufania, będących odpowiednikami dzisiejszych ławników; wreszcie pisarzy sądowych, którzy in extenso spisywali zeznania. Oskarżony mógł odwołać przed upływem 24 godzin swoje wcześniejsze zeznania, obowiązywała ochrona świadka, możliwość zwolnienia warunkowego i aresztowania tymczasowego. Aresztowanemu przysługiwały też inne prawa, np. mógł się kontaktować z bliskimi, był również odwiedzany przez tych, którzy usiłowali sprowadzić go z drogi herezji. Przysługiwały mu również godziwe warunki pobytu w więzieniu. Wszystko to odbywało się w klimacie bardziej penitencjarno-rekolekcyjnym niż sądowniczym. Każdemu oskarżonemu przysługiwało prawo odwołania się do papieża, i bardzo często papieże dokonywali kasacji wyroków. Kościół nie pochwalał surowości inkwizytorów, a papieże Grzegorz IX, Innocenty IV oraz Bonifacy VIII zachęcali do łagodności i sprawiedliwości, przypominając starochrześcijańską zasadę Ecclesia abhorret a sanguine (Kościół brzydzi się krwią). Stosowano też zamiast kar sensu stricto różnego rodzaju sankcje: od ufundowania świecy wotywnej, poprzez posty, zamówienie intencji mszalnej, specjalny strój pokutnika, aż po pielgrzymki i udział w wyprawie krzyżowej. Często ci, którzy byli sądzeni przez inkwizycję państwową, zabiegali o przekazanie ich sprawy sądom kościelnym. Czarna legenda inkwizycji powstała na użytek walki z Kościołem dopiero w dobie reformacji, następnie była wykorzystywana przez encyklopedystów i ludzi oświecenia, masonów i totalitarne systemy ideologiczne: faszyzm i komunizm. Paradoks polega na tym, że „zbrodnie” inkwizycji są nieporównywalne z formami okrutnych prześladowań mających miejsce w tych systemach oraz z ilością ich ofiar. Bardzo często zamiast merytorycznej oceny tej instytucji używa się sądów emocjonalnych i ahistorycznych, które są bardziej projekcją poglądów wygłaszających je niż odzwierciedleniem faktów. Zauważmy, że archiwa dotyczące inkwizycji, otwarte przez Jana Pawła II, w których znajdują się spisywane in extenso protokoły, nie spotkały się z większym zainteresowaniem krytyków inkwizycji, co nie świadczy dobrze o ich rzetelności naukowej. Kościół jest jedyną instytucją, która dobrowolnie przyznaje się do swoich błędów i przeprasza za nie oraz je koryguje, czego nie można powiedzieć o innych instytucjach.
Wydaje się, że obiektywne mówienie o inkwizycji jest dzisiaj z góry skazane na niepowodzenie z powodu, jak to określił w swoim czasie Rafał Ziemkiewicz, „stosu kłamstw”, jakie zostały napisane na jej temat. W świetle przykazania miłości oraz nauczania kościelnego trudno bronić tej instytucji, ponieważ skrzywdzenie choćby jednego człowieka, jego niesprawiedliwe osądzenie i przyczynienie mu cierpienia jest przestępstwem i sprawą godną potępienia. Nikt rozsądny nie zamierza dziś udowadniać, że nie było trybunałów inkwizycyjnych czy krucjat do Ziemi Świętej, nota bene podbitej wcześniej krwawo przez islam. Ale czym innym jest osąd w świetle przykazania miłości, a czym innym osąd historyczny. On zaś znajduje dla inkwizycji wiele istotnych usprawiedliwień, i jeśli nawet jej nie uniewinnia, to także nie potępia jej całkowicie.
Praktyka tworzenia „czarnej legendy” inkwizycji jest stosowana, jak już zauważyłem, od XVI wieku. Zrodziła się w ogniu polemik i walki reformacji z Kościołem katolickim. Ten „czarny pijar” miał służyć utrwaleniu obrazu Kościoła jako instytucji zacofanej, hamującej postęp, opresyjnej i okrutnej, która paliła ludzi na stosach i inicjowała wojny religijne. Tak namalowany obraz Kościoła miał i nadal ma na celu usprawiedliwianie odrzucania jego nauczania.
Warto przy omawianiu tego tematu (i zresztą innych odnoszących się do historii) pamiętać o kilku ważnych zasadach:
Nie stosować sądów ahistorycznych, tzn. nie przykładać naszej miary wrażliwości i doświadczeń do oceny ludzi i zdarzeń z innej epoki. Trzeba zadać sobie trud obiektywnego poznania uwarunkowań tamtego czasu, ówczesnych instytucji społecznych, religijnych i politycznych i temu podobnych realiów historycznych.
Należy uwzględniać szeroki i szczegółowy kontekst historyczny – czyli po prostu znać fakty, jak najwięcej faktów. Trzeba starać się zrozumieć intencje i stan mentalny ludzi badanej epoki, ich sposób myślenia i wartościowania.
Należy sięgać do dostępnych materiałów źródłowych, a nie kształtować swego sądu tylko na podstawie ówczesnych paszkwili i tendencyjnych opinii czy też współczesnych uprzedzeń i stereotypów.
Warto na zakończenie przypomnieć słowa średniowiecznego mistrza Bernarda z Chartres wypowiedziane do uczniów szkoły katedralnej krytykujących poprzednią epokę: Jesteśmy jak karły, które wspinają się na ramiona gigantów, by widzieć więcej od nich i sięgać wzrokiem dalej, i to nie za sprawą bystrości swojego wzroku czy wysokości ciała, lecz dzięki temu, że wspinamy się w górę i wznosimy na wysokość gigantów. Takie uczciwe badanie historycznej przeszłości, w tym również inkwizycji i innych wstydliwych kart dziejów, powinno uczyć nas pokory, a czasami zawstydzać. Spójrzmy na nasze najnowsze dzieje, w których skala zbrodni i wyrafinowanego okrucieństwa nie ma odpowiedników w historii. Co będą mówiły o nas przyszłe pokolenia, gdy przeczytają o niemieckich obozach zagłady, sowieckich, chińskich lub północnokoreańskich łagrach czy naszych polskich ubeckich katowniach, o straszliwych ludobójstwach w tureckiej Armenii, w Biafrze, Kambodży, Sudanie, Rwandzie i tylu innych miejscach na Ziemi w XX wieku? Czy naprawdę mamy aż tak wiele powodów, by wynosić się nad średniowiecze? Czy naprawdę to Kościół katolicki przysporzył ludzkości najwięcej cierpień?…*
P.S. Bliżej zainteresowanym zalecałbym następującą lekturę: V. Messori, Czarne karty Kościoła, Katowice 2001; J. Edwards, Inkwizycja hiszpańska, Warszawa 2002; B. Gui, Księga inkwizycji, Kraków 2002; G. Kucharczak, Mity i fakty – Zeszyty historii Kościoła, t. 1–2, Poznań 2012; R. Konik, W obronie Świętej Inkwizycji, Warszawa 2002.
* Dla obrony inkwizycji warto jeszcze wspomnieć o mało znanym, a ważnym fakcie: otóż jedynym chrześcijańskim krajem, w którym nie szalała histeria tzw. polowań na czarownice, była Hiszpania – a to dlatego właśnie, że nie dopuściła do nich inkwizycja (przyp. red. Homo Dei).
opr. aś/aś