Intencji modlitewnych na tegoroczny październik z pewnością nam nie zabraknie
"Idziemy" nr 40/2014
Intencji modlitewnych na tegoroczny październik z pewnością nam nie zabraknie
Intencji modlitewnych na tegoroczny październik z pewnością nam nie zabraknie. Choćby dlatego, że w Rzymie rozpoczyna się właśnie nadzwyczajny Synod Biskupów poświęcony „wyzwaniom duszpasterskim wobec rodziny w kontekście nowej ewangelizacji”. A jeśli przyszłość ludzkości i przyszłość Kościoła idą przez rodzinę, jak mówił Jan Paweł II, to jasne się staje znaczenie tego synodu dla całego świata – również niekatolickiego. Sprawa trwałości i świętości rodziny nie jest bowiem problemem jedynie wyznaniowym. Jest także kwestią godności człowieka i fundamentem ładu społecznego. Dlatego głos Kościoła w tej sprawie ma znaczenie dla całej ludzkości. W obronie rodziny potrzebna jest dzisiaj solidarność wszystkich wyznań i religii oraz instytucji społecznych i państwowych. Sposób podejścia do rodziny oznacza „być albo nie być” dla naszej cywilizacji.
Osłabianie więzi rodzinnych, zohydzanie ludziom małżeństwa opartego na wzajemnej dozgonnej wierności mężczyzny i kobiety oraz promowanie alternatywnych związków już przynosi fatalne skutki. Zmniejsza się liczba zawieranych małżeństw, zmniejsza się poczucie bezpieczeństwa opartego na wzajemnym zaufaniu i spada liczba rodzących się dzieci. Polska i Europa wymiera. Nie da się całej winy za to zrzucić na trudne warunki ekonomiczne, bo nawet w czasach o wiele trudniejszych, ludzie pobierali się i wychowywali dzieci. Źródłem problemów jest raczej niepohamowany egoizm, konsumpcjonizm i tani erotyzm bez odpowiedzialności za drugiego człowieka. Kult fałszywej wolności, przed którą przestrzegał Jan Paweł II, prowadzi do niechęci wobec jakichkolwiek zobowiązań. Miarą wielkości człowieka w aplikowanym nam modelu społeczeństwa otwartego ma być gotowość zaprzeczenia w każdej chwili wszelkim dogmatom, zobowiązaniom i ślubom. Idolami otwartego społeczeństwa (i otwartego Kościoła) są więc ci, którzy – jeśli nawet ulegli kiedyś i przyjęli na siebie jakieś zobowiązania – teraz „zdobywają się na niewierność” w małżeństwie, zakonie czy kapłaństwie. Tylko jak w takiej kulturze tymczasowości zdecydować się na dziecko z człowiekiem, któremu nie można do końca zaufać? I jak je wychować na dojrzałego człowieka? Może pora przypomnieć dramatyczne wołanie św. Jana Pawła II w Kielcach 3 czerwca 1991 roku, że w Polsce w sprawach rodziny za dużo już zniszczono i czas zacząć wreszcie budować jej trwałość. Dotyczy to zresztą całej tzw. zachodniej cywilizacji.
Oczywiście, dla nas jako katolików małżeństwo i rodzina to coś nieskończenie więcej niż tylko osławiona „podstawowa komórka społeczna”. Mają one bowiem charakter sakralny, podobnie jak kapłaństwo. Trwałą rodzinę buduje się na sakramentalnym – i również dlatego nierozerwalnym – małżeństwie mężczyzny i kobiety. Małżeństwo, jak każdy sakrament, ma służyć zbawieniu i uświęceniu ludzi. Jest powołaniem, czyli oddaniem się na służbę Bogu zgodnie z tym, do czego On sam nas wzywa. Kościół wyznaje pokornie, że małżeństwo jest wspólnotą bardziej pierwotną niż on sam w planie Bożym, a do tego z ustanowienia Chrystusowego, jest wspólnotą sakramentalną. Dlatego Kościół nie ma władzy nad małżeństwem, zgodnie z Chrystusowym: „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”. Może jedynie służyć świętości tej wspólnoty przed jej powstaniem, w czasie zawierania związku i do końca ziemskiego życia małżonków. Stąd nieporozumieniem były pojawiające się przed synodem w mediach, również z ust niektórych biskupów, zwłaszcza z Niemiec, oczekiwania, że Kościół po synodzie mógłby zliberalizować swoje podejście do nierozerwalności ważnie zawartego małżeństwa.
Stefan Meetschen, któremu zwierzyłem się ze swoich obaw w związku z planowanymi w ubiegłym roku manewrami rosyjsko-niemieckimi, mającymi na celu ćwiczenie wspólnej interwencji w „jakimś” państwie trzecim z użyciem lotnictwa i czołgów, odpowiedział: „Na księdza miejscu, bardziej niż niemieckich czołgów, bałbym się niemieckiego Kościoła”. Może i ma rację. Ale my musimy się chyba bać i niemieckiego Kościoła, który czasem bardziej słucha swoich podatników niż Boga, i niemieckich czołgów niesprawnych do udziału w misjach NATO po naszej stronie, ale wystarczająco sprawnych do wspólnych z Rosjanami manewrów. A najbardziej musimy się martwić o rodzinę. I w tych wszystkich intencjach sięgnąć w październiku po Różaniec. Nasza przyszłość jest dzisiaj także w naszych paciorkach.
opr. aś/aś