Okres Wielkiego Tygodnia jest bodajże najlepszym czasem na tę odmienianą ostatnio przez wszystkie przypadki 'nową ewangelizację'
"Idziemy" nr 15/2014
Okres Wielkiego Tygodnia jest bodajże najlepszym czasem na tę odmienianą ostatnio przez wszystkie przypadki „nową ewangelizację”
Palemki i święconki przyciągają w Wielkim Tygodniu do kościołów chyba więcej ludzi niż najmądrzejsze kazania. Tak to bowiem z nami jest, że znaki i rekwizyty mają szerszy zakres społecznego oddziaływania niż same tylko mądre i święte słowa. A w czasach dominacji obrazu, niechęci do czytania, myślenia i analizowania, to, co przemawia do zmysłów – daje się zobaczyć, dotknąć, powąchać, a nawet zjeść – zyskuje w liturgii coraz większe znaczenie. Mimo skokowego w ostatnich latach wzrostu wykształcenia Kościół musi zatem wracać do znanej sprzed wieków „Biblii pauperum”, w której wykorzystywał malowidła ścienne i inne obrazy, aby dotrzeć z prawdami wiary do ludu. Ważną rolę w tym katechizowaniu miały także religijne misteria, których odradzanie się po czasach soborowej sterylności kultu właśnie obserwujemy. Jeszcze kilkadziesiąt lat wstecz nie było w Polsce ulicznych Dróg Krzyżowych, procesji pokutnych czy wielkich misteriów Męki Pańskiej odgrywanych pośrodku miast. A dzisiaj są w każdym chyba miasteczku i w każdej parafii.
Nie ma co się obrażać, że spośród tych, którzy w Wielkim Tygodniu pojawią się w kościołach, wielu potraktuje tę obecność wyłącznie jako wyraz przywiązania do tradycji czy chrześcijańskiej kultury. Chrystus mówił: „Kto nie jest przeciwko nam, ten jest z nami”. Dlatego dziękujmy Bogu i za tych, którzy przynajmniej raz do roku pojawią się między nami, chociaż może nie podzielają do końca wszystkiego, co jest treścią naszej wiary, albo nie potrafią sprostać chrześcijańskim wymaganiom moralnym. Ale nie są formalnie przeciwko nam. Ich obecność pośród nas jest dla nas szansą wypełnienia misyjnego nakazu Chrystusa: „Idźcie i nauczajcie”. Jest to przecież nakaz skierowany nie tylko do księży i biskupów, lecz także do wszystkich ochrzczonych. Zamiast więc szukać na krańcach ziemi ludzi, którym moglibyśmy głosić Ewangelię, zauważmy blisko nas tych, którzy jakieś zainteresowanie chrześcijaństwem ciągle jeszcze wykazują.
Okres Wielkiego Tygodnia jest bodajże najlepszym czasem na tę odmienianą ostatnio przez wszystkie przypadki „nową ewangelizację”. Po pierwsze, ze względu na tę obfitość i czytelność używanych w liturgii znaków, które ciągle jeszcze przemawiają do ludzi. W żadnym innym tygodniu liturgia nie jest tak przesycona teatralną wręcz dramaturgią z zastosowaniem wszystkich środków wyrazu, jak w tym czasie od Niedzieli Palmowej do Wielkanocy. Niech to będzie dobrze przygotowany liturgiczny „teatr”, aby do wszystkich przemawiał i wszystkich poruszył. Bo jak pisał francuski kaznodzieja ks. Pierre Talec: „Jeśli nasza liturgia nie będzie doskonale wyreżyserowanym teatrem, to wyjdzie z niej cyrk”. Ważne są zatem nie tylko słowa i gesty wykonywane przez celebransa, ale także strój, postawa i każdy gest wiernych. Choćby taki znak pokoju. Człowiek, który pojawi się akurat w kościele, powinien tam doświadczyć wspólnoty, za którą wcześniej czy później znowu zatęskni.
Po drugie, liturgia Wielkiego Tygodnia zwraca naszą uwagę na to, co bezwzględnie najważniejsze: na życie, cierpienie, śmierć i wieczność. Czyli na sprawy, na które we współczesnym świecie nie ma miejsca. Istnieją nawet wyspecjalizowane instytucje, dysponujące potężnymi środkami, które pracują nad tym, aby ludzie nie myśleli o sprawach ostatecznych, nie pytali o ostateczną prawdę i o sens życia. George Soros, jeden z największych finansistów, twórca Instytutu Społeczeństwa Otwartego i działającej w Polsce Fundacji Stefana Batorego, w której wykuwał się model polskiej transformacji, pisał w roku 1997: „[…] prawda nie jest konieczna dla osiągnięcia sukcesu. Można zrealizować określone cele, wypaczając prawdę lub zaprzeczając jej, ludzie mogą być bardziej zainteresowani w osiągnięciu określonych celów niż w zdobywaniu prawdy. Tylko na najwyższym poziomie abstrakcji, gdy rozważamy sens życia, prawda nabiera najwyższej wagi”. Wobec spraw ostatecznych okazuje się – przyznaje to sam Soros – że nie Fundacja Batorego i zbratane z nią media, ale Chrystus i Jego Kościół mają najbardziej adekwatną odpowiedź. „Na wojnie, kiedy świszczą kule, nie ma niewierzących” – mówił w jednym z wywiadów w „Idziemy” kapelan wracający z polskimi żołnierzami z Iraku. Tylko Bóg ma słowa życia wiecznego. O tej prawdzie mamy świadczyć wobec tych, którzy w Wielkim Tygodniu pojawią się wśród nas przy okazji palemki i święconki.
opr. aś/aś