Nie mogę się uwolnić od skojarzeń tego, co w ostatnich tygodniach dzieje się wokół Kościoła w Polsce, z historią króla Dawida
Nie mogę się uwolnić od skojarzeń tego, co w ostatnich tygodniach dzieje się wokół Kościoła w Polsce, z historią króla Dawida.
Jego życie, choć naznaczone niejednym grzechem, w ostatecznym bilansie oceniane jest w Biblii jako święte. Dawid potrafił bowiem dopuścić się rozwiązłości, cudzołóstwa i zbrodni, ale potrafił także nawrócić się i pokutować. Ulegał słabościom i pokusom, ale nie kwestionował, że racja i nieomylność są po stronie Boga. Wierzył niezachwianie, że nie tylko jego życie, ale także losy świata są w ręku Wszechmogącego i nic, poza naszym grzechem, nie dzieje się bez Jego woli. W tym duchu podchodził także do bolesnych doświadczeń, które go czasem spotykały, szukając winy w sobie samym, a nie w Bogu. Na tym właśnie polegała różnica w przeżywaniu wiary przez Lud Boży i przez pogan. Poganie winą na przykład za swoje klęski wojenne często obarczali swoich bogów, przyjmując w ich miejsce kult tych bogów, których wyznawali zwycięzcy, jako skuteczniejszych. Lud Boży natomiast po klęsce stawiał sobie pytanie: „Czym zgrzeszyliśmy wobec Pana, że dopuścił na nas takie nieszczęście” – i podejmował nawrócenie.
Charakterystyczne dla wiary Dawida było wydarzenie, które rozegrało się na zboczach Góry Oliwnej, którędy uciekał z Jerozolimy przed swoim zbuntowanym synem Absalomem. Tym samym zboczem, ale nieco powyżej, szedł Szimei, należący do rodziny poprzedniego króla, Saula. Idąc równolegle do królewskiego orszaku, obrzucał Dawida kamieniami i wyzwiskami. Kiedy jednak Abiszaj – jeden z przybocznych Dawida – chciał w obronie króla zabić bluźniercę, ten zabronił mu, mówiąc: „Jeżeli on przeklina, to dlatego, że Pan mu pozwolił: »Przeklinaj Dawida«”. Postawa króla wynika z jego wiary, że „wejrzy Bóg na moje utrapienie i odpłaci mi dobrem za dzisiejsze przekleństwo”. Jest to opisane w 16. rozdziale Drugiej Księgi Samuela. Bóg, jak się mawia, potrafi pisać prosto nawet na krzywych liniach, a z każdego obiektywnego zła może wyprowadzić dobro.
Może w podobny sposób powinniśmy na początku tegorocznego Wielkiego Postu spojrzeć na oskarżenia i bluźnierstwa padające pod adresem Kościoła w niektórych spektaklach teatralnych i w mediach? Trudno przecież zaprzeczyć, że jeśli nam ubliżają, to dlatego, że Bóg im na to pozwolił. Jak i temu, że Bóg z każdego zła może wyprowadzić dla nas zbawienne dobro, tak jak z krzyża wyprowadził zmartwychwstanie. Nie oznacza to bynajmniej, że zło moralne, którego dopuszcza się człowiek, staje się automatycznie dobrem. Zdrada Judasza nie stała się czymś dobrym przez to, że Bóg uczynił z niej etap w Chrystusowej drodze na krzyż dla naszego zbawienia. Nie można także mówić o zasługach tych, którzy oszczerczo oskarżali Chrystusa i wymogli przed Piłatem skazanie Go na śmierć, ani o braku odpowiedzialności Piłata i jego żołnierzy, którzy wykonali wyrok na niewinnym Jezusie. Tak samo nie można mówić o braku winy ani o jakimkolwiek dobru ze strony tych, którzy realizują bluźniercze przedstawienia, którzy je zlecają, którzy je oklaskują i którzy za nie płacą. Za swoje czyny muszą oni ponieść nie tylko moralną, ale i prawną odpowiedzialność.
Patrząc jednak z perspektywy religijnej, w oskarżeniach i bluźnierstwach padających z desek Teatru Powszechnego pod adresem naszym i naszej wiary trzeba dostrzec coś więcej niż tylko skandal. Podobnie jak coś więcej niż tylko przestępstwo trzeba widzieć w gorszących publikacjach skądinąd skazanego i poszukiwanego listem gończym „blogera” na temat niektórych duchownych. Jeśli oskarżenia te są przesadzone i niesprawiedliwe, mamy prawo i obowiązek przeciwko nim protestować. Wymiar sprawiedliwości też powinien robić swoje. Ale niezależnie od tego nie można uciec od pytania, czy naprawdę nie ma w nas nic z tych rzeczy, które wymagałyby od nas nawrócenia.
Oburzenie faktem, że drzazgę w naszym oku próbuje nam wytykać ktoś, w czyich oczach tkwią belki, nie uzasadnia przekonania, że w naszej postawie nic nie wymaga przemiany. Lęk przed człowiekiem może skłaniać do opamiętania w złu, kiedy w sercu zabraknie bojaźni Bożej. Bo jak pisze św. Paweł: „Bóg z tymi, którzy go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra” (Rz 8,29). Od nas także zależy, czy z tych bolesnych doświadczeń pozostanie w nas jedynie ból i poczucie urazy, czy też pozwolimy Bogu, aby i z tego wyprowadził dobro. Każde nawrócenie zaczyna się przecież od jakiegoś bólu z powodu grzechu. Takie to są niemiłe dobrego początki.
"Idziemy" nr 11/2017
opr. ac/ac