Dzisiaj znowu potwierdzamy, że jesteśmy potęgą miłosierdzia. Najpierw tego ludzkiego. Dowodem na to są ponad dwa miliony życzliwie przyjętych uchodźców z Ukrainy. Nie zmniejszajmy zaangażowania w tę pomoc, nie ulegajmy zmęczeniu miłosierdziem. Jednak równolegle pamiętajmy też o sprawach duchowych.
Polacy wciąż nie przestają zadziwiać świata. Niemcy przygotowują schrony – także prywatne – na wypadek wojny. Francuzi robią wszystko, żeby nie rozdrażnić Rosjan. Nawet Węgrzy, którzy nie mają ani kilometra wspólnej granicy z Rosją, zachowują się bardzo ostrożnie. U nas tymczasem życie toczy się normalnie. A może nawet lepiej niż normalnie? Na ulicach miast i w świątecznych rozmowach Polaków bynajmniej nie ma paniki.
Pewnie jest w tym coś z przyzwyczajenia się do życia w sąsiedztwie nieprzewidywalnego imperium. Trochę podobnie, jak w przypadku tysięcy Włochów przyzwyczajonych do życia w cieniu Wezuwiusza czy Etny, które w każdej chwili mogą się obudzić. Ale jest w tym również wiara w siłę polskiego ducha, który nieraz w historii pozwalał nam się ostać mimo zaborów, wojen i innych opresji. Może jest w tym również coś z naszego „jakoś to będzie”? Nade wszystko zaś jest dużo zaufania w Bożą Opatrzność, która nas chroniła „przez tak liczne wieki”, i rosnące zawierzenie Bożemu miłosierdziu, w którym Polska wedle objawień św. s. Faustyny ma być szczególnie wywyższona. To wszystko wyznaczało i wyznacza naszą tożsamość. Najczęściej noszonymi obrazkami w kieszonkach mundurów polskich żołnierzy tułaczy i innych wygnańców z naszej ojczyzny były wizerunki Matki Bożej Częstochowskiej i Jezusa Miłosiernego, choć było to pół wieku przed zatwierdzeniem przez Stolicę Apostolską kultu Bożego miłosierdzia.
W odrodzonej Polsce, niespełna jedenaście lat po Cudzie nad Wisłą, w ocalonym przed bolszewikami Płocku, Chrystus jako Miłosierny objawił się s. Faustynie. Objawienia towarzyszyły jej w polskim wówczas Wilnie, w Krakowie i wielu innych miejscach. I wreszcie w Krakowie w 2002 r. św. Jan Paweł II zawierzył świat Bożemu miłosierdziu i stamtąd orędzie o Jezusie Miłosiernym rzucił jak iskrę w świat. Relacjonowały to największe światowe media. Jedna z hiszpańskich dziennikarek stwierdziła, że orędzie to mogło zabrzmieć wiarygodnie tylko w Polsce, w której przyszły papież podczas niemieckiej okupacji, idąc w drewnianych chodakach do pracy w Solvayu, zachodził na modlitwę w Łagiewnikach. – To niezwykłe, że wyście wszystkim swoim zaborcom i najeźdźcom przebaczyli – mówiła wzruszona. Rzeczywiście, Polacy przebaczyli i próbowali pojednania ze wszystkimi swoimi prześladowcami, począwszy od listu biskupów polskich do biskupów niemieckich z roku 1965 ze słowami: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Czterdzieści lat później był piękny wspólny list episkopatu Polski i greckokatolickiego episkopatu Ukrainy, w którym powtórzono te słowa. Przypominamy na s. 5 to wydarzenie i najważniejsze fragmenty tego listu, żeby był punktem odniesienia dla kształtowania naszych relacji z Ukrainą i z Ukraińcami. W 2012 r. z naszej strony była także podjęta próba analogicznego pojednania z narodem rosyjskim, reprezentowanym przez odwiedzającego nasz kraj patriarchę Cyryla. Nie przyniosła ona jednak oczekiwanych owoców. Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, dlaczego.
Dzisiaj znowu potwierdzamy, że jesteśmy potęgą miłosierdzia. Najpierw tego ludzkiego. Dowodem na to są ponad dwa miliony życzliwie przyjętych uchodźców z Ukrainy. Nie zmniejszajmy zaangażowania w tę pomoc, nie ulegajmy zmęczeniu miłosierdziem. Jednak równolegle pamiętajmy też o sprawach duchowych. Przebywający wśród nas Ukraińcy są nam w jakiś sposób „zadani”. Wielu z nich jest zafascynowanych Polską, niektórzy z nich nam zazdroszczą. Pokażmy im, gdzie tkwi źródło naszej postawy i naszej wewnętrznej wolności. Niech wywiozą do swojego kraju to, co w nas najlepsze. Jesteśmy krajem, który cieszy się największą w Europie liczbą systematycznie praktykujących chrześcijan! Ci, którzy trafi li do Polski i Polska okazała się najżyczliwszym dla nich krajem, niech poznają to lepsze oblicze „Zachodu”, lepszy wariant wolności – tę prawdziwą, do której wyswobodził nas Chrystus (por. Ga 5, 1). Jest to również wolność od nienawiści.
Przez szacunek do tego, co chrześcijańskie i polskie, przyczyniamy się do ocalenia sensu walki milionów Ukraińców, żeby nikt nie mówił, że broniąc swojego prawa do życia tak, jak my żyjemy, umierali za prawo do parad gejowskich i deptania wszystkiego, co święte. Bo za to nie warto umierać. Dlatego na Zachodzie wielu ludzi, poddanych dyktaturze relatywizmu, nie ma już za co umierać.
Nie tylko podanie kromki chleba, ale także ocalenie człowieka przed odebraniem mu sensu jego cierpienia, a nawet ofiary z życia, może być miłosierdziem.