Do świąt pozostało kilka dni. Warto przemyśleć szał zakupowo-kulinarny, który jest najzwyczajniej w świecie pogański, tyle że ubrany w nowomodne szatki. Nie mówiąc już o sugestiach, żeby nie używać terminu „Boże Narodzenie”, bo to może kogoś urazić!
Ponad 50 lat temu ktoś ukradł Boże Narodzenie. A ściślej rzecz ujmując – obraz zatytułowany „Boże Narodzenie ze świętym Franciszkiem i Wawrzyńcem” z sycylijskiego oratorium. Ponoć stała za tym mafia, a jeden z jej byłych członków zeznał, że miał arcydzieło w rękach i sam zaniósł je do pewnej szopy, w niej zaś pożarły je świnie i myszy. Brzmi niesmacznie, ale nie jest aż tak skandaliczne (wszak chodzi o obraz) jak zachowanie innego złodzieja Bożego Narodzenia, czyli Grincha – bohatera powieści zmarłego w 1991 roku Theodora Seussa Geisela. Tytuł powieści brzmiał co prawda w oryginale „Jak Grinch ukradł Boże Narodzenie!” („How the Grinch Stole Christmas!”), uparcie jednak w polskich tłumaczeniach zamiast „Bożego Narodzenia” pojawiają się „święta”. Jak widać, zakusy na kradzież Bożego Narodzenia dotyczą nie tylko arcydzieł Caravaggia i mafii, lecz również samej nazwy i ideologicznie zabarwionych decyzji. Ujawnione ostatnimi dniami absurdy dotyczące poprawności, jakiej w ramach „inkluzyjnej komunikacji” domagają się niektórzy z urzędników Komisji Europejskiej, nie są więc aż tak nowoczesne (pisaliśmy o nich w „Gościu Niedzielnym” – chodzi między innymi właśnie o to, by nazwy „Boże Narodzenie” nie używać).
Wspomniany bohater książki Geisela, kilkakrotnie potem ekranizowanej, w pewnym momencie mówi poirytowany: „O to właśnie chodzi, prawda? O to zawsze chodziło. Prezenty, prezenty… prezenty, prezenty, prezenty, prezenty, prezenty! Chcesz wiedzieć, co dzieje się z twoimi prezentami? Wszystkie przybywają do mnie. W twoich śmieciach”. I dodaje mądrą sentencję, że chciwość nigdy się nie kończy. Wiemy o tym doskonale i wiedzą o tym sprzedawcy – jak się rozkręci to zamachowe koło kupowania, to wyhamować trudno. W ten sposób samemu sobie kradnie się Boże Narodzenie…
Do świąt Bożego Narodzenia pozostało kilka dni. Warto przemyśleć ten cały szał zakupowo-kulinarny, który – jak wszyscy wiemy! – jest nie tylko męczący, ale i najzwyczajniej w świecie pogański, tyle że ubrany w nowomodne szatki. Jak sugestie, że nie należy używać nazwy „Boże Narodzenie”, żeby kogoś nie urazić. A tym, którzy doceniają piękno prawdziwego narodzenia Boga, dedykujemy płytę z kolędami polskich karmelitanek bosych z krainy lodu i ognia, czyli Islandii. To arcydzieło prostoty i duchowej głębi. Ale czy nie takie właśnie powinno być Boże Narodzenie?
Gość Niedzielny 50/2021