Komendant niemieckiego obozu zagłady w Oświęcimiu, mając 21 lat, oficjalnie wystąpił z Kościoła katolickiego. Tak zaczęła się droga deprawacji jego człowieczeństwa, która doprowadziła go do zbrodni ludobójstwa
Rudolf Höss, komendant niemieckiego obozu zagłady w Oświęcimiu, mając 21 lat, oficjalnie wystąpił z Kościoła katolickiego. Tak zaczęła się droga deprawacji jego człowieczeństwa, która doprowadziła go do zbrodni ludobójstwa.
Rudolf Höss urodził się 25 listopada 1901 roku w Baden-Baden. W 1906 roku jego rodzice Paulina i Franz Xaver, którzy byli gorliwymi katolikami, przenieśli się do Mannheimu, w którym Rudolf skończył szkołę podstawową i gimnazjum. Wspominał po latach: „Między moimi rodzicami istniał stosunek pełen dobroci, miłości i wzajemnego szacunku”. Ojciec Rudolfa, Franz Xaver wychowywał swego jedynego syna według surowych, żołnierskich zasad. Po narodzinach najmłodszej córki Franz Xaver złożył ślub życia w celibacie i ofiarował Bogu swego syna, przeznaczając go do kapłaństwa. Bez pytania o zgodę syna, sam zadecydował o jego drodze powołania. Nie zdawał sobie sprawy, że relacja miłości człowieka z Bogiem jest możliwa tylko w całkowitej wolności, a wszelki przymus w sprawach religijnych jest łamaniem podstawowego prawa osoby ludzkiej – prawa do wolności sumienia. Franz często zapraszał do swojego domu misjonarzy i zabierał syna Rudolfa na pielgrzymki do różnych sanktuariów w Niemczech, Szwajcarii i Francji. Rudolf był gorliwym ministrantem i sumiennie wypełniał swoje religijne obowiązki, ale był zamknięty w sobie i nie potrafił otworzyć się na innych. „Nie dawałem sobie nigdy niczego narzucić i zawsze musiałem postawić na swoim. Jeżeli uczyniono mi krzywdę, nie spocząłem, póki, moim zdaniem, nie została pomszczona. Byłem w tych sprawach bezwzględny” (Autobiografia, s. 33, cyt. za: ks. Manfred Deselaers, Bóg a Zło, Warszawa 1999).
Mając 13 lat, Rudolf Höss przeżył poważny kryzys wiary. Podczas comiesięcznej spowiedzi wyznał spowiednikowi, że w szkole niechcący zepchnął ze schodów jednego z kolegów, któremu pękła kostka w nodze. Rudolf był w szoku, gdy następnego dnia jego ojciec poprosił go, aby wytłumaczył się z tego incydentu. Bezpodstawnie wywnioskował, że spowiednik o wszystkim ojcu powiedział, zdradzając tajemnicę spowiedzi. Po wielu latach w autobiografii napisał: „Było to dla mnie coś strasznego. […] Moje zaufanie do świętego stanu kapłańskiego zostało złamane” (Autobiografia, s. 34). Dokonał się wtedy radykalny zwrot w życiu Rudolfa. Stracił zaufanie i wiarę w sakrament Bożego Miłosierdzia. Przestał się modlić i chodzić do spowiedzi. Rozpoczęło się powolne odchodzenie Rudolfa od Kościoła katolickiego, utrata wiary i degradacja jego człowieczeństwa.
W 1914 roku zmarł nagle ojciec Rudolfa. On sam przyjął ten fakt z dziwnym chłodem i obojętnością. Za wszelką cenę pragnął zostać zawodowym żołnierzem. W 1916 roku podczas trwania I wojny światowej, Rudolf opuszcza dom rodzinny i zaciąga się do armii. Aby mógł być przyjęty, podaje nieprawdziwą, o rok wcześniejszą, datę swoich narodzin. Wiadomość o śmierci matki w 1917 roku była dla niego bolesnym przeżyciem. Wiosną 1918 roku jako 18-letni młodzieniec dowodził już plutonem kawalerii. Kiedy po zakończeniu wojny wrócił do domu, zdecydowanie odmówił rodzinie wypełnienia woli ojca, po prostu nie chciał zostać księdzem. Zrzekł się przypadającej mu części majątku i pełen żalu, bez pożegnania z rodziną, zaciągnął się do armii.
W wojsku znalazł najbardziej przyjazne sobie środowisko. Związał się tam z nacjonalistycznym środowiskiem i całkowicie odwrócił się od Kościoła katolickiego. W latach 1921/22 uczestniczył w tajnych spotkaniach różnych nacjonalistycznych organizacji wojskowych i paramilitarnych, w których magia i okultyzm cieszyły się dużym zainteresowaniem. Dokonywała się wtedy reorientacja cywilizacyjna niemieckich elit, przyjęcie neopogaństwa i odrzucenie chrześcijaństwa. Höss spotkał się wtedy po raz pierwszy z Heinrichem Himmlerem, późniejszym Reichsführerem SS, a także z Martinem Bormannem, późniejszym sekretarzem Hitlera. W listopadzie 1922 roku Höss po raz pierwszy wysłuchał przemówienia Hitlera i zapisał się do partii narodowosocjalistycznej. Kilka miesięcy wcześniej oficjalnie wystąpił z Kościoła katolickiego.
W 1923 roku, w nocy z 31 maja na 1 czerwca, towarzysze partyjni Hössa zamordowali nauczyciela Waltera Kadowa, którego podejrzewano o przynależność do partii komunistycznej. Höss był świadkiem tej zbrodni. Miesiąc później wszyscy zostali aresztowani. Aby ochronić Bormanna, który był głównym sprawcą morderstwa, Höss wziął całą winę na siebie. Został skazany na 10 lat więzienia. W więziennej celi dużo czytał, szczególnie książki o ideologii narodowosocjalistycznej i rasistowskiej. Właśnie wtedy przeczytał książkę Hitlera – Mein Kampf.
W lipcu 1928 roku Höss został przedterminowo zwolniony z więzienia. Kilka miesięcy później wstąpił do związku Artamanów, który wcielał w życie ideologię darwinizmu społecznego i „higieny rasowej”. Artamani twierdzili, że rasa nordycka jest twórcą kultury europejskiej, i że dlatego trzeba troszczyć się o zachowanie czystości aryjskiej rasy. Ludzie, którzy nie mieli aryjskiego pochodzenia, byli zaliczani do kategorii podludzi. Artamani uczyli zdrowego życia na wsi, praktykowali pogański kult germański i byli wrogami chrześcijaństwa. Ideologicznym spadkobiercą związku Artamanów była zbrodnicza hitlerowska policja SS, do której Höss wstąpił w 1933 roku. Podczas pobytu u Artamanów, Höss poznał Hedwig Hensel, z którą ożenił się 17 sierpnia 1929 roku.
30 stycznia 1933 roku Hitler zostaje kanclerzem Rzeszy. 5 marca tego samego roku narodowi socjaliści w wyborach do Reichstagu uzyskali 52% głosów. 24 marca 1933 roku uchwalono ustawę o nadzwyczajnych pełnomocnictwach dla rządu, która otworzyła drogę do państwa totalitarnego. Rozwiązano wszystkie partie polityczne z wyjątkiem hitlerowskiego NSDAP. Już w 1923 roku powstała formacja ochraniająca NSDAP, która w 1925 roku przyjęła nazwę SS. Miała ona pewne znamiona „zakonu” także o charakterze okultystycznym. „Zakon” SS posiadał wydział studiów Ahnenerbe – tzw. Dziedzictwa Przodków oraz wydział wykonawczy SS, czyli Czarny Zakon. Ahnenerbe prowadziła między innymi: „badania dotyczące różokrzyżowców, świętych liczb, psychicznych skutków jogi i zenu, skuteczności praktyk magicznych i alchemicznych, lokalizacji ośrodka Agarttha. Są to klasyczne tematy współczesnej literatury ezoterycznej” (J. Vernete, New Age – u progu ery wodnika, Warszawa 1998, s. 148).
Jest faktem, że magia i okultyzm cieszyły się dużym zainteresowaniem hitlerowskich elit. Wielu hitlerowców było adeptami tajemnych nauk lub satanistami. Ksiądz profesor A. Zwoliński pisze, że „większość autorów choć nie zaprzecza wpływom okultyzmu na Hitlera i jego najbliższe otoczenie, to jednak często je lekceważy. Trudno dzisiaj ocenić stopień zależności, jaki istniał między zagładą milionów ludzi i niemal całkowitym zniszczeniem Europy a okultyzmem. Pewne jest natomiast to, że w porządek świata na pewien czas wprowadzona została bezsprzecznie demoniczna siła” (Tajemne niemoce, Warszawa 2001, s. 59).
W książce Francois Ribadeau-Dumasa Tajemne zapiski magów Hitlera czytamy, jak wielki wpływ na Hitlera miał generał Karl Haushofer, który był magiem i propagował supremację rasy aryjskiej. Powołał on do życia ezoteryczną organizację Thule, zajmującą się tybetańską magią i wróżbiarstwem. Haushofer przekonał Hitlera o ważności obrzędów magicznych w mutacji aryjskiej rasy, która miała doprowadzić do narodzin nadczłowieka i wprowadził go za pośrednictwem tajemnych magicznych obrzędów na drogę satanizmu. Wódz III Rzeszy podejmował najważniejsze decyzje, konsultując się przy pomocy tajemniczych tybetańskich kart magicznego tarota. Hitler, Rudolf Höss i inni czołowi przywódcy III Rzeszy byli gorliwymi działaczami w Thule. Przez całe swe życie Hitler uprawiał jogę „Nieznanych Mistrzów”. „Taki był jedyny początek programu nazi. I takie siły umacniały Hitlera podczas jego walki o władzę” (tamże, s. 120-121).
Höss – po ostatecznym zerwaniu wszelkich związków z Chrystusem i z Kościołem katolickim – całym sercem, fanatycznie uwierzył w ideę narodowego socjalizmu i w Adolfa Hitlera, „którego rozkazy i wypowiedzi były – jak pisał – dla mnie ewangelią”(Autobiografia, s. 169). Absolutna wierność Führerowi była najważniejszym prawem życiowym SS. Brak wierności, choćby tylko w myśli, był uważany za największą zbrodnię. SS-man musiał być zdolny zgładzić nawet członków najbliższej rodziny, gdyby popełnili wykroczenie przeciwko państwu lub ideologii Hitlera. Obowiązywało ich ślepe i bezwzględne posłuszeństwo, całkowite podporządkowanie własnej woli światopoglądowi narodowosocjalistycznemu. Jeden z twórców III Rzeszy, H. Göring mówił: „Nie mam sumienia. Moje sumienie zwie się Adolf Hitler”. Nie chrześcijańskie Objawienie, lecz „głos naszej germańskiej krwi, siły moralne w naszym niemieckim narodzie, życie i prawa natury w nas i wokół nas dają nam pewność, że istnieje Bóg”. Ale to był plemienny „bóg niemiecki” (der Deutsche Gott), który nie był bogiem innych ludów. W taką ideologię wierzył Rudolf Höss i takiej służył całym swoim sercem.
Według Hitlera, narodowy socjalizm był czymś więcej niż religia, miał bowiem doprowadzić do wytworzenia „nowego człowieka”. Była to rasistowska koncepcja hodowli ludzi oraz oczyszczania niemieckiej rasy z elementów słabych i chorych. Z tego powodu uchwalono ustawę o „zapobieganiu potomstwu obciążonemu chorobami dziedzicznymi”. Rozpoczęły się mordy upośledzonych, umysłowo chorych, niepełnosprawnych, w celu oczyszczenia narodu niemieckiego z „bezwartościowego życia”. Przygotowywano grunt do holokaustu Żydów, ludobójstwa Polaków i innych niearyjskich narodów. Najważniejsza była wspólnota narodowa, a pojedyncze osoby ludzkie nie miały żadnego znaczenia. W życiu Hössa miejsce Jezusa Chrystusa zajęła ideologia rasizmu oparta na idei „krwi i ziemi”, która redukuje człowieczeństwo do biologii. Największą świętością dla Hössa stała się biologiczna wspólnota narodu niemieckiego, „zdrowy” styl życia rozumiany jako więź z ziemią i „czystość krwi”.
Hitler nienawidził chrześcijaństwa, a szczególnie Kościoła katolickiego. Twierdził, że „najcięższym ciosem, jaki kiedykolwiek spadł na ludzkość, było chrześcijaństwo. Jest ono wynalazkiem chorych umysłowo, plagą podobną do syfilisu”. Jedno z haseł hitlerowskiej propagandy głosiło: „Kościół musi upaść, aby Niemcy mogły żyć”. Oddziały szturmowe SA śpiewały pieśń z refrenem: „Towarzysze z oddziałów szturmowych, wieszajcie Żydów, stawiajcie księży pod ścianę.” (J. R. Nowak, Walka z Kościołem wczoraj i dziś, Szczecinek 1999, s. 97). Ostatecznym celem nazistów, obok eksterminacji całych narodów, było zniszczenie Kościoła katolickiego. Ideolodzy SS mówili: „To, co chrześcijańskie, nie jest germańskie! Germańskimi są duma męska, odwaga i wierność – nie zaś łagodność, skrucha, poczucie grzechu i zaświaty z modlitwą i psalmami”. Katolickie duchowieństwo oraz Żydzi w pierwszej kolejności byli przeznaczeni do całkowitej eksterminacji.
Höss otrzymał zadanie zorganizowania obozów koncentracyjnych na polskich terenach, okupowanych przez Niemcy. Decyzja o eksterminacji polskiej inteligencji zapadła już przed rozpoczęciem II wojny światowej. Polacy wysyłani do obozów koncentracyjnych traktowani byli jako podludzie, przeznaczeni do likwidacji. Höss na swoim procesie zeznał: „W sztabie Himmlera, w Berlinie, ułożono plan, aby narody słowiańskie, najpierw polski, a potem czeski, biologicznie wytępić w Oświęcimiu II”. Czytając pisma Hitlera, Goebbelsa, Rosenberga, Rudolf Höss doszedł do absolutnego przekonania, że Żydzi i Słowianie są największymi wrogami narodu niemieckiego i dlatego muszą zostać wytępieni.
30 kwietnia 1940 roku Höss przybył do Oświęcimia. Został mianowany komendantem obozu koncentracyjnego i dowódcą garnizonu SS w Auschwitz, który liczył 2000 esesmanów. Niemiecki obóz zagłady Auschwitz stał się największą w dziejach ludzkości fabryką uśmiercania ludzi – wytworem nazistowskiej ideologii. W Auschwitz najpierw zaczęto uśmiercać polską inteligencję, później Żydów i ludzi innych narodowości. Warunki życia i pracy oraz traktowanie więźniów były tak straszne, porcje żywnościowe tak znikome, że średnia długość przeżycia w obozie wynosiła 7 miesięcy. Kiedy Hitler podjął ostateczną decyzję całkowitej zagłady narodu żydowskiego, Höss stał się jego głównym pełnomocnikiem w realizacji tego planu. Pisał: „Żelazna konsekwencja, z jaką wykonujemy rozkaz Führera, powoduje, iż muszą zniknąć wszelkie ludzkie odruchy”. Höss zabrał się do wykonania tego rozkazu z fanatycznym zapałem. Miał polecenie, aby po przyjeździe do obozu transportów z ludnością żydowską natychmiast ich uśmiercać w komorach gazowych. Trzy czwarte ludzi z każdego transportu było kierowane do komór gazowych. Auschwitz stał się wzorcową maszyną ludobójstwa.
Höss bez skrupułów wydawał rozkazy masowego mordu niewinnych ludzi, a z drugiej strony był przykładnym ojcem rodziny i dobrym mężem. Napisał: „Miałem dwie gwiazdy przewodnie, które nadawały kierunek memu życiu: moją ojczyznę, a później moją rodzinę”. Dwóch synów i trzy córki Hössa wiedziały, że w obozowych komorach gazowych morduje się ludzi na gigantyczną skalę, a ich ciała pali się w krematoriach. Dzieci Hössa wzrastały w atmosferze antyludzkiej ideologii i naśmiewały się z wiary w Boga. Już jego pięcioletni syn bluźnierczo wyrażał się o Bogu i o ludziach wierzących, a jego mama cieszyła się z tego.
Po klęsce III Rzeszy, po samobójstwie Hitlera, Himmlera i Goebbelsa, Rudolf Höss i jego żona stracili sens życia. Chcieli zażyć truciznę, ale ze względu na swoje dzieci nie uczynili tego. Höss wiedział, że czeka go kara śmierci. Ukrywał się jako robotnik w gospodarstwie rolnym obok Flensburga. 11 marca 1946 roku został aresztowany przez angielską policję i brutalnie potraktowany. Po kilku dniach przekazano go Międzynarodowemu Trybunałowi Wojskowemu w Norymberdze.
Höss składał zeznania, przyznając się do odpowiedzialności za wymordowanie około 3 milionów Żydów oraz 2,5 miliona Polaków i obywateli innych narodowości. Amerykański psychiatra Martin Gilbert tak scharakteryzował Hössa: „W tym apatycznym niskim mężczyźnie nie było nic, co pozwalałoby przypuszczać, że ma się do czynienia z największym mordercą, jaki kiedykolwiek żył na świecie” (Psychology, s. 231). 25 maja 1946 roku Höss zostaje przekazany władzom polskim. Podczas pobytu w polskim więzieniu zaczyna się duchowa przemiana Hössa. Tak pisał w liście do swojej żony: „Czym jest człowieczeństwo, dowiedziałem się dopiero tutaj, w polskich więzieniach. Mnie, który jako komendant Oświęcimia wyrządziłem polskiemu narodowi tyle szkód i bólu […] okazywano ludzkie zrozumienie, co mnie bardzo często głęboko zawstydzało. Nie tylko ze strony wyższych funkcjonariuszy, ale również ze strony najprostszych strażników. Wielu z nich to byli więźniowie Oświęcimia i innych obozów. Właśnie teraz w ostatnich dniach życia, doznaję ludzkiego traktowania, jakiego się nigdy nie spodziewałem. Mimo wszystkiego, co się stało, widzi się jeszcze we mnie zawsze człowieka” (Autobiografia, s. 180). Na początku głównej rozprawy w Warszawie 3 marca 1947 roku przewodniczący składu sędziowskiego mówił: „Pomni wielkiej odpowiedzialności naszej wobec zmarłych i żywych, nie traćmy z oczu tego, o co się toczył bój miłujących wolność narodów. Poszanowanie godności człowieka stanowiło ten wielki cel, niechże będzie ono również udziałem oskarżonego, bowiem przed sądem staje przede wszystkim człowiek”. Tak uczy Chrystus, który każe widzieć w każdym człowieku, także w największym grzeszniku i zbrodniarzu, najwyższą wartość i godność dziecka Bożego.
Miłość nieprzyjaciół, to nie jest teoria oderwana od rzeczywistości. Chrystus miłował tych, którzy skazali Go na śmierć, i modlił się za nich. Przez Ducha Świętego uzdalnia On każdego z nas do miłości nieprzyjaciół i uświadamia nam, że zło zwycięża się tylko dobrem, kłamstwo prawdą, a nienawiść miłością. Głęboko chrześcijański sposób, w jaki traktowano Hössa w polskich więzieniach sprawił, że na nowo odkrył on najpierw wartość i godność człowieczeństwa, a później ufnie oddał się w ręce nieskończonego Miłosierdzia Boga. Höss uznał swoją winę i współodpowiedzialność za zbrodnie dokonane w Auschwitz: „Winą moją jest, że mimo wszystko ze służbistą gorliwością w obozie tym pracowałem, nie znalazłem w ciągu swej służby drogi ludzkiego, a nie służbowego podejścia do ludzi więzionych w obozie […] byłem jako komendant obozu za wszystko to, co w obozie się działo, wyłącznie i w pełni odpowiedzialny”. Autobiografia Hössa ukazuje prawdę o śmiertelnym niebezpieczeństwie dla całej ludzkości, jakie niesie ze sobą odejście od Chrystusa i zastąpienie Jego nauczania jakąkolwiek ideologią kwestionującą Dekalog i wartość życia ludzkiego, wynikającą z faktu, że każdy człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boże i posiada najwyższą godność, wartość dziecka Bożego.
2 kwietnia 1947 roku ogłoszony został wyrok śmierci. Höss przyjął go ze spokojem, podziękował obrońcom i zrezygnował z prośby o ułaskawienie. Został przeniesiony do więzienia w Wadowicach i tam oczekiwał wykonania wyroku.
Prokurator Jan Mazurkiewicz tak relacjonuje rozmowę z Hössem, którą przeprowadził 4 kwietnia 1947 roku w wadowickim więzieniu: „W czasie tej rozmowy Höss wyraził się, że doszedł do przekonania, że popełnił ciężkie zbrodnie wobec ludzkości, a specjalnie wobec narodu polskiego, i że wprawdzie jest to za późno, jednak dopiero w polskim więzieniu odnalazł w sobie człowieka, którego na skutek służby w partii zatracił”. W więzieniu Höss odkrył wartość i skarb swojego człowieczeństwa, a to doprowadziło go do odnalezienia wiary w Boga. W liście do żony pisał: „wyrosły we mnie duże wątpliwości, czy również moje odwrócenie się od Boga nie pochodziło z fałszywych przesłanek. Było to ciężkie zmaganie się. Odnalazłem jednak swoją wiarę w Boga” (Autobiografia, s. 182).
4 kwietnia 1947 roku w więzieniu w Wadowicach Höss poprosił o spotkanie z katolickim księdzem. 10 kwietnia 1947 r. przyjechał do niego z Krakowa jezuita o. Władysław Lohn, który był profesorem dogmatyki na uniwersytecie Gregorianum w Rzymie i biegle mówił po niemiecku. Odbył on z Hössem wielogodzinną rozmowę. Po jej zakończeniu Höss złożył katolickie wyznanie wiary i oficjalnie powrócił do Kościoła katolickiego. Pełen skruchy i wielkiego żalu za popełnione zbrodnie wyznał wszystkie swoje grzechy w sakramencie pokuty. Kiedy następnego dnia przyjmował Chrystusa w Komunii św., płakał, klęcząc na środku więziennej celi. 11 kwietnia 1947 roku w liście pożegnalnym do swojej żony prosił ją: „Moje chybione życie nakłada na Ciebie, Najukochańsza, święty obowiązek wychowania naszych dzieci w duchu prawdziwego, płynącego z serca człowieczeństwa” (Autobiografia, s. 180).
Rudolf Höss stanął w prawdzie, zaufał Bożemu Miłosierdziu i uznał swoją odpowiedzialność za to wszystko, co działo się w Oświęcimiu. 12 kwietnia 1947 roku, trzy dni przed egzekucją, napisał: „Sumienie zmusza mnie do złożenia jeszcze następującego oświadczenia: w osamotnieniu więziennym doszedłem do gorzkiego zrozumienia, jak ciężkie popełniłem na ludzkości zbrodnie. Jako komendant obozu zagłady w Oświęcimiu urzeczywistniłem część straszliwych planów Trzeciej Rzeszy – ludobójstwa. W ten sposób wyrządziłem ludzkości i człowieczeństwu najcięższe szkody. Szczególnie narodowi polskiemu wyrządziłem niewysłowione cierpienia. Za odpowiedzialność moją płacę życiem. Oby mi Bóg wybaczył kiedyś moje czyny. Naród polski proszę o przebaczenie. Dopiero w polskich więzieniach poznałem, co to jest człowieczeństwo. Mimo wszystko, co się stało, traktowano mnie po ludzku, czego nigdy bym się nie spodziewał i co mnie najgłębiej zawstydzało. Oby obecne ujawnienia i stwierdzenia tych potwornych zbrodni przeciwko człowieczeństwu i ludzkości doprowadziły do zapobieżenia na całą przyszłość powstawaniu założeń, mogących stać się podłożem tego rodzaju okropności”.
W przeddzień egzekucji Rudolf Höss jeszcze raz wyspowiadał się u o. Lohna. Pojednany z Bogiem ze spokojem oczekiwał swojej śmierci. Wyrok został wykonany 16 kwietnia na terenie obozu Auschwitz. Rudolf Höss został powieszony między starym krematorium, a swoją willą. Świadkowie potwierdzają, że umierał z godnością.
Wejście na drogę, która doprowadziła Hössa do zbrodni ludobójstwa, rozpoczęło się w chwili, kiedy odrzucił Chrystusa i Kościół katolicki. Dopiero w polskich więzieniach Höss na nowo odkrył i poznał, czym jest człowieczeństwo. Doprowadziło go to do odkrycia prawdy o Bożym Miłosierdziu. Jest to wstrząsająca prawda o Bogu, który do tego stopnia ukochał nas, grzeszników, że stał się prawdziwym człowiekiem i wziął na siebie wszystkie nasze grzechy i cierpienia. W swojej męce i śmierci krzyżowej doświadczył wszystkich konsekwencji ludzkich grzechów, łącznie z prawdziwą ludzką śmiercią. W swoim zmartwychwstaniu Jezus Chrystus przebaczył wszystkie grzechy i definitywnie zwyciężył szatana i śmierć. A teraz w swoim Kościele zaprasza wszystkich grzeszników, aby w sakramencie pokuty otrzymywali od Niego dar przebaczenia wszystkich grzechów.
Pan Jezus mówi: „Rozkosz mi sprawiają̨ dusze, które się̨ odwołują̨ do Mojego miłosierdzia. Takim duszom udzielam łask ponad ich życzenia. Nie mogę karać, choćby ktoś był największym grzesznikiem, jeżeli on się odwołuje do Mej litości, ale usprawiedliwiam go w niezgłębionym i niezbadanym miłosierdziu Swoim. Napisz: nim przyjdę jako Sędzia sprawiedliwy, otwieram wpierw na oścież drzwi miłosierdzia Mojego. Kto nie chce przejść przez drzwi miłosierdzia, ten musi przejść przez drzwi sprawiedliwości Mojej” (Dz. 1146). Rudolf Höss nie wzgardził i nie odrzucił Bożego Miłosierdzia. W ostatnich dniach swego życia na ziemi poszedł do spowiedzi i otrzymał dar przebaczenia wszystkich grzechów. Bóg przebaczył mu, ponieważ w torturowanych i zabijanych więźniach Auschwitz cierpiał i umierał sam Chrystus, ale Jego męka uobecniała się także w sercach i sumieniach oświęcimskich oprawców, którzy deprawowali i zabijali swoje człowieczeństwo. „Bardziej należy opłakiwać tego, kto dopuszcza się zła, niż tego, kto je znosi, albowiem złość ściąga na bezbożnego karę, podczas gdy cierpliwość prowadzi sprawiedliwego do chwały” – pisał św. Leon Wielki. Rudolf Höss w sakramencie pokuty przyjął dar przebaczenia wszystkich swoich grzechów, ale nie zdjęło to z niego odpowiedzialności za cierpienia ludzi. W rzeczywistości czyśćca Höss musi współcierpieć z kolejnymi pokoleniami ludzi, którzy cierpią z powodu konsekwencji jego grzechów i będzie tak długo współcierpiał, aż konsekwencje jego grzechów zostaną całkowicie przezwyciężone. Dopiero wtedy będzie mógł osiągnąć radość zbawionych w niebie.
Teksty z Autobiografii i procesu R. Hössa za: ks. Manfred Deselaers, Bóg a Zło, Warszawa 1999.
Więcej ciekawych artykułów w numerze 4/2014 "Miłujcie się!"opr. aś/aś