Katolicy w "protestanckim" USA to nie margines. Jest ich ponad 70 milionów, czyli około 22 procent
Na świecie żyje ponad 1 miliard 250 milionów katolików. Stanowimy zatem prawie 18 proc. populacji globu. W roku 2011 w USA mieszkało około 70 milionów członków Kościoła rzymskokatolickiego. Ich liczba cały czas rośnie. Skąd jednak wzięli się katolicy za oceanem?
Waszyngton D.C. — stolica Stanów Zjednoczonych, serce amerykańskiej polityki, jedyne miasto leżące w trzech różnych stanach jednocześnie. To tutaj znajduje się największa katolicka świątynia w całej Ameryce — bazylika Niepokalanego Poczęcia. Mieszczący się przy Michigan Avenue kościół budowany był przez ponad 100 lat. Dziś jest nie tylko celem licznych pielgrzymek, lecz również ważnym zabytkiem historycznym odwiedzanym przez rzesze turystów z całego świata. W roku 1792, a więc wkrótce po uzyskaniu niepodległości, naród amerykański został zawierzony opiece Najświętszej Maryi Panny. Dokonał tego John Carroll, pierwszy katolicki biskup w USA. Pół wieku później papież Pius IX formalnie potwierdził ten akt i uznał Najświętszą Maryję Pannę za opiekunkę Stanów Zjednoczonych. Początki katolicyzmu na amerykańskiej ziemi sięgają XVI wieku. Trwała wtedy epoka kolonialna. Floryda oraz południowo-zachodnie rejony USA należały do Hiszpanii i to właśnie hiszpańscy osadnicy jako pierwsi przywieźli katolicyzm za ocean. Na kontrolowanych przez Madryt terenach zaczęto zakładać pierwsze misje. Na przełomie XVIII i XIX stulecia hiszpańscy członkowie Zakonu Franciszkanów popularyzowali wiarę katolicką wśród Indian z terenów dzisiejszej Kalifornii. Katolików przybywało na kontynencie amerykańskim również za sprawą Francuzów, którzy mieli swoje kolonie m.in. w Luizjanie — na północy dzisiejszych Stanów Zjednoczonych — oraz na terytorium Kanady.
Trudno pisać o amerykańskim katolicyzmie, nie wspominając o podejściu Amerykanów do tematu wiary. Dzisiaj Stany Zjednoczone to najbardziej religijne państwo cywilizacji zachodniej: ateiści stanowią tam zaledwie ok. 3 proc. populacji, chrześcijanie natomiast — ponad 70 proc. społeczeństwa, podczas gdy inne religie łącznie nie przekraczają progu 5 proc. Gdzie zatem plasują się pozostali Amerykanie? Należą do grupy tzw. bezwyznaniowców. Choć nie są związani z żadną konkretną religią, prawie wszyscy deklarują wiarę w Boga lub bliżej niesprecyzowaną siłę wyższą. Za oceanem większość chrześcijan stanowią protestanci. Są oni jednak mocno podzieleni, dlatego to katolicy tworzą najliczniejszą grupę wyznaniową w Ameryce.
Na Starym Kontynencie wielu ludzi stara się wmówić innym, że znakiem postępu i nowoczesności jest laicyzacja społeczeństw, narastający ateizm. Tymczasem Stany Zjednoczone są dowodem przeczącym tej tezie, tamtejsze społeczeństwo wiedzie bowiem prym w nowoczesności i kreowaniu światowych trendów. Jako jedno z najbardziej rozwiniętych i nowoczesnych państw na świecie USA wyznaczają standardy w wielu dziedzinach.
Francuski dziennikarz i publicysta polityczny Guy Sorman w swojej książce z roku 2005 pt. „Made in USA” napisał: „Nasze własne doświadczenie słabo przygotowało nas, Europejczyków, na to, że można być nowoczesnym i jednocześnie coraz silniej wierzyć. Bo pobożność w Ameryce nie maleje, przeciwnie, wciąż jest większa; skoro więc nie potrafimy tego zrozumieć, zastanówmy się raczej, w co wierzą Amerykanie, kiedy Europejczycy wierzą już w tak niewiele”. Warto pochylić się nad tymi słowami. Chrześcijanie w Europie mają trudne zadanie do wykonania — musimy przerwać fatalny trend ateizacji. W tym celu dobrze byłoby rzucić okiem za ocean, znajdziemy tam bowiem wzór godny naśladowania. Amerykanie bardzo często odwołują się do swojej wiary w Boga. Jest On obecny nie tylko w sferze prywatnej, lecz również w przestrzeni publicznej. Prezydenci kończą swoje przemówienia słowami: „Niech Bóg błogosławi Amerykę” (ang. „God bless America”), a na amerykańskich dolarach widnieje napis: „In God We Trust”, czyli „Bogu ufamy”. Od roku 1956 jest to również oficjalna dewiza Stanów Zjednoczonych. W rządzonej obecnie przez socjalistów Francji kontrowersje wzbudzają nawet plakaty na przystankach komunikacji miejskiej, informujące o zbliżającym się koncercie zespołu tworzonego przez księży. Pod koniec maja br. usłyszeliśmy kolejną szokującą informację znad Loary. Dla nas, Polaków, była to wiadomość zarówno smutna, jak i niepokojąca — francuski sąd nakazał zburzenie pomnika św. Jana Pawła II! Zdaniem Francuzów, istnienie monumentu naszego ukochanego Papieża Polaka jest sprzeczne z zasadą laickości państwa. Chciałoby się rzec: Quo vadis, Francjo? Tymczasem zza wielkiej wody amerykański korespondent Faktów TVN Marcin Wrona pisał w swojej książce: „Tak jak staliśmy, uklęknęliśmy na parkingu w centrum Falls Church i zaczęliśmy się modlić. (...) Nikogo nie dziwiło to, co robimy, wszyscy wyszli z prostego założenia, że najwyraźniej ci faceci mają taką duchową potrzebę, żeby się pomodlić”.
Wśród milionów imigrantów, którzy przez lata napływali do Stanów Zjednoczonych, było wielu katolików. Kiedy w połowie XIX wieku Irlandię dotknęła olbrzymia klęska głodu, rzesze Irlandczyków decydowały się na ucieczkę za ocean. Dzisiaj ich potomkowie tworzą bardzo silną diasporę w USA. Wpływ irlandzkiej kultury na Amerykę jest trudny do przeoczenia. Najlepszym tego przykładem jest Dzień Świętego Patryka, który w USA obchodzony jest bardzo hucznie. W miastach odbywają się parady, ludzie udają się do barów i na liczne imprezy. Na ten jeden dzień Ameryka zmienia swoje narodowe barwy, staje się zielona, tak jak zielone są serca Irlandczyków. Na zielono barwione jest piwo, a nawet niektóre rzeki. Amerykanów ogarnia bardzo pozytywna zielona gorączka. W połowie XIX stulecia Irlandczycy stanowili niemal połowę wszystkich imigrantów i tym samym w ogromnej mierze przyczynili się do wzrostu populacji amerykańskich katolików. Do Ameryki napływali też imigranci z Niemiec, a zatem w dużej mierze również katolicy. Ich potomkowie liczą obecnie ponad 40 milionów ludzi. Tym samym to oni stanowią najliczniejszą grupę etniczną w Stanach Zjednoczonych. Wpływ Niemców na kulturę i historię USA jest ogromny. To oni przywieźli do Ameryki tradycję ubierania choinki na Boże Narodzenie. Niemiecka imigracja napędzała gospodarkę, nie tylko poprzez zapewnienie rąk do pracy w wielu amerykańskich fabrykach — przybysze z Niemiec zakładali również swoje własne przedsiębiorstwa. Wiele z nich zdobyło światowy zasięg i do dziś stymuluje amerykańską gospodarkę. Napływ Niemców wiązał się również z rozwojem technologii i nauki. W latach międzywojennych za ocean przybywało wielu niemieckich Żydów, którzy uciekali przed prześladowaniami w ojczyźnie. Mówiąc o wpływie niemieckiej emigracji na Amerykę, trudno nie wspomnieć o germańskiej kuchni, która za oceanem przyjęła się znakomicie i wywarła duży wpływ na jadłospis Amerykanów; m.in. na sztandarowy przysmak USA — hamburgery — który jest wytworem właśnie tej kuchni. Smakoszy piwa zainteresuje dodatkowo fakt, że od połowy XIX wieku Niemcy zdominowali amerykański przemysł piwowarski, który obecnie cieszy się ogromnym uznaniem. Imigranci z kraju położonego nad Renem mogą pochwalić się również wpływem na amerykańską politykę. Do niemieckich korzeni przyznawali się prezydenci Herbert Hoover oraz Dwight Eisenhower.
Byłoby niewybaczalnym grzechem nie wspomnieć o emigrantach z Włoch, którzy również w ogromnej mierze przyczynili się do powiększenia katolickiej rodziny w USA. Podobnie jak inni przybysze, również Włosi emigrowali do Ameryki głównie w celach ekonomicznych. Największy odsetek imigrantów stanowili ludzie z południa Italii oraz z Sycylii. Te rejony do dzisiaj pozostają uboższe względem reszty kraju. Włoscy imigranci osiedlali się w tej samej okolicy, tworząc całe dzielnice-enklawy, zwane za oceanem „Małymi Włochami” (ang. Little Italy). Taka polityka pozwalała w łatwy sposób zachować poczucie wspólnoty etniczno-kulturowej. Włosi wzajemnie się wspierali, dbając o kultywowanie swoich tradycji w nowej ojczyźnie. W enklawach mieszczących się głównie w dużych metropoliach zaczęły rozwijać się włoskie restauracje, które z czasem zyskiwały ogromną popularność wśród innych Amerykanów. Jak grzyby po deszczu wyrastały sklepiki oferujące regionalne produkty. Z początku głównymi odbiorcami byli Włosi. W miarę upływu lat ich narodowe specjały podbijały również serca rdzennych Amerykanów. Dzisiaj włoska kuchnia — bardzo ceniona za oceanem — jest wizytówką amerykańskich Włochów. Obywatele USA mający korzenie w gorącej Italii stanowią ok. 6 proc. populacji. Są tym samym 6. największą grupą etniczną za oceanem. Imigranci z Włoch na stałe wpisali się w amerykański krajobraz. Wpływ ich kultury i tradycji ukształtował kulturę amerykańską. Stawiając wiele kościołów, w dużej mierze przyczynili się do rozbudowy katolickiej infrastruktury w Ameryce.
Miliony katolików przybywały do Ameryki również zza jej południowej granicy — z Meksyku. Imigranci z kraju kapeluszy sombrero stanowią największy procent wśród współczesnych imigrantów przybywających do USA. Dzisiaj w tym kraju coraz więcej parafii oferuje Msze św. w języku hiszpańskim, Latynosi są bowiem za oceanem drugą największą grupą etniczną.
Stany Zjednoczone to państwo, w którym mieszka najliczniejsza na świecie Polonia. Chicagowskie Jackowo, nowojorski Greenpoint czy Milwaukee w stanie Wisconsin to największe polskie enklawy za oceanem. To w nich kwitnie polskie życie kulturalne, to tam można usłyszeć polską mowę na co dzień i wreszcie to tam serwowane są przysmaki polskiej kuchni. Choć amerykańska Polonia coraz częściej opuszcza dzielnice zwane w USA „Polish Village”, to wciąż mają one polskiego ducha. Polacy mieszkający w Ameryce to w dużej mierze praktykujący katolicy. Wielu z nich co niedzielę spotyka się w licznych polskich parafiach. Z tego powodu to właśnie polonijne kościoły pełnią często funkcję ośrodków życia polonijnego za oceanem. — Spotkania przy okazji Mszy św. w kościołach polonijnych w Ameryce są sposobnością dla wielu osób, żeby porozmawiać w ojczystym języku — mówi ks. Leszek Więcaszek, który przez wiele lat pracował w polskiej parafii w USA. W Ameryce mieszka obecnie ok. 10 milionów osób przyznających się do polskich korzeni. Ponad 600 tys. z nich na co dzień używa polskiej mowy. Imigracja znad Wisły w ogromnym stopniu zasiliła szeregi amerykańskich katolików. Był rok 1854, w małym miasteczku w Teksasie o nazwie „Panna Maria” powstała pierwsza polonijna parafia. Założył ją ks. Leopold Moczygemba. Drugim pionierem polskiego katolicyzmu za oceanem był ks. Franciszek Chałupka, który zainicjował stworzenie polonijnych kościołów w Nowej Anglii. Dzisiaj w niemal wszystkich amerykańskich stanach znajdziemy świątynie, w których odprawiane są nabożeństwa w języku polskim.
„In God we still trust, here in America” — to słowa pięknej piosenki amerykańskiego zespołu „Diamond Rio”. Znaczą one: „W Ameryce wciąż wierzymy w Boga”. Dlatego wydają się idealnym zakończeniem tego artykułu.
* * *
Tomasz Winiarski. Student dziennikarstwa, amerykanista zafascynowany kulturą, polityką i historią USA. Dziennikarz dla Polonii w Stanach Zjednoczonych. W życiu stara się kierować mottem: Nie ma rzeczy niemożliwych!
opr. mg/mg