Jesień wielu osób nie nastraja zbytnim optymizmem - może to być jednak dobry czas do refleksji i lepszego poukładania swego życia
Jesień wielu osób nie nastraja zbytnim optymizmem. Cóż poradzić. Jest to dość tragiczny czas. Za oknem panuje nieprzyjemna szaruga i zewsząd osacza nas przenikliwe zimno.
Wśród podmuchów nieprzyjemnego wiatru i jeszcze nieprzyjemniejszego deszczu można smętnie zanucić piosenkę „Mam znowu doła...” zespołu Kury. Żeby tego jeszcze było mało, obchodzimy w listopadzie święta dość przygnębiające. Bo z czego się cieszyć 1 czy 11 listopada? Wszystkich Świętych - nie oszukujmy się - to taka wigilia Dnia Zadusznego. Takie „prawie” Zaduszki.
Wszystko się przecież zgadza — groby, znicze, kwiaty, modlitwa za zmarłych i ich wspominanie. Jaka radość? Jakie świętowanie? Wprawdzie Kościół oddziela charakter obu tych dni, wprawdzie księża w kazaniach przypominają, że 1 listopada możemy cieszyć się wraz z tymi, którzy już przebywają w wieczności z Panem. Nie w domysłach, nie w pobożnych życzeniach, ale zupełnie na serio. Cóż z tego, skoro i tak wszyscy kończymy na cmentarzu. Nie ma nadziei. 2 listopada tylko nas w tym utwierdza. Przy okazji można jeszcze skonfliktować się z rodziną z powodu wielkości zniczy czy koloru kwiatków oraz ogólnej scenografii grobowca. O tym w razie czego przypomną nam ironiczne obrazki w sieci. Tak zaczynamy ten fatalny miesiąc. Tutaj następuje chwila oddechu i już mamy Święto Niepodległości dające sporo możliwości do narzekań — od poczucia, że nie jesteśmy krajem wolnym, przez ubolewanie, że wolność jednak źle wykorzystaliśmy, po śledzenie czy włączanie się w wirtualną (gdziekolwiek by ona nie była prowadzona) dyskusję na temat Marszu Niepodległości. Kolejne cysterny pomyj przeleją się przez media i Internet. W górę serca.
Listopad zatem aż nadto zachęca, by zamknąć laptopa i otworzyć Biblię. Skoro nadziei nie znajdziemy w sieci, cała nadzieja w Piśmie Świętym. A Słowo Boże jest pełne nadziei, słowo daję. Zacznijmy od początku. Nawet jeśli bardzo się uparliśmy i wspominać bliskich zmarłych zechcieliśmy już 1 listopada, a nawet tydzień wcześniej, szorując na gładko groby, wyrywając wokół chwasty i wybierając znicze, sytuacja nie jest totalnie beznadziejna. W Pierwszym Liście do Tesaloniczan św. Paweł pisze: „Nie chcemy, bracia, żebyście pozostawali bez wiedzy na temat umierających i żebyście się smucili, jak ci inni, którzy nie mają nadziei. Otóż jak wierzymy, że Jezus umarł i zmartwychwstał, to tak samo tych, którzy umarli, Bóg dzięki Jezusowi poprowadzi wraz z Nim” (1 Tes 4, 13-14). W ostateczności „już zawsze będziemy z Panem” (1 Tes 4, 17). To już powinno z lekka nas pocieszyć. Nasi bliscy nie przepadli w nicość, nawet jeśli byli niesamowicie przekonani, iż taki będzie ich koniec. Nasza osobista egzystencja też nie rozpłynie się w niebycie. Nadal będziemy żyli. Na całego. Ale to jeszcze nie koniec Dobrej Nowiny. Gdy na uroczystość Wszystkich Świętych spojrzymy jak na wspaniałą okazję do świętowania, okaże się, że Kościół daje nam co roku piękne słowo. Między innymi w Pierwszym Liście św. Jana czytamy: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: że dziećmi Boga zostaliśmy nazwani i nimi jesteśmy” (1 J 3, 1). Święci to ci, którzy radują się niebem, ale ich świętość zaczęła się na ziemi, bo zaufali Bogu i powierzyli Mu swoje życie. Od tego należy zacząć. Jeśli w taki sposób przeżywamy kolejne dni, miesiące i lata - już możemy doświadczać tego, że Bóg troszczy się o wszystko w naszym życiu, dostrzegać Jego działanie i cuda. To przedsmak nieba. Natomiast Ewangelia z tego dnia mówi o tym, że możemy być szczęśliwi nawet wśród problemów i trudności. Błogosławieni są ubodzy, płaczący, łagodni, miłosierni i poniżani (Mt 5, 1-12a). Osiem błogosławieństw pozostaje niezmiennie niemodne w świecie, gdzie trzeba walczyć o swoje i dążyć do sukcesu. Życie wbrew temu, co proponuje świat nie musi być jednak jednym wielkim uciemiężeniem, które należy znosić z cierpieniem na twarzy. Gdy wybieramy życie w łasce, nawet jeśli wokół wielu postępuje inaczej, nie nakładamy na siebie jarzma, ale już teraz jesteśmy szczęśliwi. O ile spojrzymy na to oczami Boga, chociaż w niewielkiej części. Mnie dzisiaj do tego zachęca ta Ewangelia. Próbując patrzeć na nasze życie tak, jak patrzy Bóg, dostrzeżemy błogosławieństwo tam, gdzie świat na pewno go nie zobaczy. Warto więc wrócić do tego słowa.
Dzięki temu, że Bóg jest naszym Ojcem, możemy być ludźmi wolnymi bez względu na okoliczności. Św. Paweł w Liście do Galatów pisze: „Ku wolności wyzwolił nas Chrystus”. W najtrudniejszych czasach historycznych wielu ludzi nie traciło wewnętrznej wolności, jaką daje wiara. To ona sprawiła, że Jan Paweł II, kard. Stefan Wyszyński czy ks. Jerzy Popiełuszko byli ludźmi niesamowicie wolnymi. Myśląc o Janie Pawle II koncentrujemy się przede wszystkim na jego pontyfikacie, ale jako ksiądz i biskup pracował w kraju zniewolonym. Łatwiej jednak zniewolić kraj niż mieszkających w nim ludzi. Jednocześnie wiemy, że nasze życie na krótko wpisuje się w dzieje. Nasza Ojczyzna jest w niebie i za chwilę się w niej znajdziemy, bez względu na to, jak potoczą się losy naszego kraju i świata. Nie zwalnia nas to oczywiście z odpowiedzialności - każdy według jego miary. Jesteśmy wolni i mamy szansę, by podejmować wiele małych decyzji. Możemy nie brać udziału w wyborach, możemy wywozić śmieci do lasu, okupować się w rzeczy zupełnie niepotrzebne, czy marnować kilogramy jedzenia, itp. Nie chodzi tu o modę na bycie eko i przeczucie rychłej zagłady globu, ale o elementarną przyzwoitość. Kto z nas skacze z radości na widok wysypiska śmieci w środku lasu? Skoro już jesteśmy wolni, korzystajmy z tego w mądry sposób. Tym bardziej jako chrześcijanie, którzy wiedzą, iż świat, który nas otacza, został stworzony przez Boga i dany nam w dzierżawę. Wiemy także, co czeka złych robotników. Wolność okazuje się więc wymagająca, bo pozwala nam na kiepskie wybory. Ale daje również szansę na dobre decyzje, nawet jeśli wydają nam się śmiesznie małe.
Listopad jest taki, jak nasze spojrzenie. Gdy nic w życiu nam się nie podoba i na wszystko narzekamy, będzie depresyjnotwórczym czasem przeżytym w podłym nastroju. Z drugiej strony przypomina nam, za co możemy być wdzięczni. Sporo zatem zależy od nas.
opr. mg/mg