Raport na temat byłego kard. McCarricka pokazuje, jak nieadekwatne były procedury administracyjne w Watykanie, by stawić czoła nadużyciom cynicznego oszusta
Właśnie został opublikowany raport Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej na temat byłego kardynała Theodora McCarricka. Dokument ten ukazuje, jak bardzo nieadekwatne były procedury administracyjne Watykanu, by stawić czoła dysfunkcyjnej kulturze klerykalizmu i związanych z nią nadużyć.
Chciałbym na początku przytoczyć opinię Georga Weigla, który na łamach National Catholic Reporter zamieścił swoją refleksję na temat dokumentu Sekretariatu Stanu: „Długo oczekiwany „Raport McCarricka” - lub nadając mu pełny chwalebnie biurokratyczny tytuł, „Raport o wiedzy instytucjonalnej i podejmowaniu decyzji przez Stolicę Apostolską w kwestii byłego kardynała Theodora Edgara McCarricka (1930-2017)” - nie zawiera wystrzałowych rewelacji na temat awansów McCarricka w hierarchii i jego głośnej światowej kariery już po przejściu na emeryturę. Nie zawiera też żadnych dowodów na to, że sięgając po kolejne prestiżowe stanowiska w Kościele, Theodore McCarrick kogokolwiek przekupił”.
Dalej pisze Weigel tak: „Niektórzy niewątpliwie wyciągną z tego wniosek, że dwuletnie śledztwo prowadzone przez Sekretariat Stanu Stolicy Apostolskiej jest kolejnym działaniem Watykanu polegającym na kontrolowaniu szkód. Jednak ogromna ilość dokumentacji zawartej w raporcie, a także długi okres jego przygotowywania, przemawiają przeciwko takim podejrzeniom, bez względu na to, jak prawdopodobne mogą się one wydawać w świetle innych skandali w Watykanie. Co więcej, jeśli przeczytać go uważnie i bez uprzedzeń, raport McCarricka jest długim wyznaniem ogromnej porażki systemu instytucjonalnego, w którym dominującą rolę odegrała dysfunkcyjna kultura klerykalizmu. Być może jest to mniej satysfakcjonująca „odpowiedź” na zagadkę Theodore'a McCarricka niż by nią było dramatyczne i udokumentowane ujawnienie papieskiej perfidii lub dowód innego rodzaju skandalu finansowego na najwyższych poziomach Rzymskiej Kurii — de facto kupienia sobie godności kardynalskiej. Ale 40 lat doświadczenia mówi mi, że wyjaśnienie upadku systemu jest prawdopodobnie prawdziwe”.
George Weigel, jak widać w doskonałej publicystycznej formie, przypomniał nam między innymi to, że watykański raport nie jest raportem o pedofilii, ale bardzo skrupulatnym odtworzeniem całej dokumentacji, jaka jest w posiadaniu Stolicy Apostolskiej, w oparciu o którą podejmowane były decyzje dotyczące jednej tylko osoby, ale za to jak strasznej — chciałoby się dodać — byłego kard. Thedodre'a McCarricka. Podkreślam to, ponieważ w polskiej prasie można przeczytać o „watykańskim raporcie o pedofilii” i zaraz w kolejnych zdaniach, że potwierdza on, iż papież Jan Paweł II nominował McCarricka kardynałem wiedząc o zarzutach o pedofilię, co jest wierutną bzdurą. Raport, który do chwili w której piszę ten tekst, nie doczekał się polskiej wersji językowej, liczy sobie 449 stron, i tylko ignorant i kłamca, który go nie przeczytał może pisać takie kłamstwa.
Za chwilę wrócę do newralgicznej sytuacji nominacji McCarricka arcybiskupem Waszyngtonu i w konsekwencji powołania go do grona kardynalskiego, ale najpierw kilka refleksji po przeczytaniu raportu. Przyznam, że kiedy otworzyłem plik pdf i zobaczyłem jego rozmiary od razu przeszła mi ochota na jego lekturę, zwłaszcza że był wieczór. Postanowiłem jedynie rzucić okiem, aby mieć orientację o czym jest mowa, bo przecież komu by się chciało czytać ponad 400 stron raportu! Jednakże już pierwszych kilka stron wciągnęło mnie jak pasjonujący kryminał. Z dwóch powodów. Pierwszy to ten, o którym napisał George Weigel: z kart raportu wyłania się bardzo klarownie jak nieadekwatna była cała struktura Kościoła, właśnie poprzez ową kulturę klerykalizmu, do sprostania problemom, które pojawiły się również w Kościele (bo przecież nie tylko) w wyniku rewolucji seksualnej 1968 roku. Co się działo w latach 70. 80. i 90. w Kościele amerykańskim i w seminariach to temat na osobne opracowanie. Warto pamiętać słowa Benedykta XVI, że „byli — nie tylko w Stanach Zjednoczonych Ameryki — pojedynczy biskupi, którzy odrzucali tradycję katolicką jako całość i dążyli do zapoczątkowania nowej, nowoczesnej »katolickości« w swoich diecezjach. Być może warto wspomnieć, że w niejednym seminarium studenci przyłapani na czytaniu moich książek byli uważani za niezdolnych do kapłaństwa”.
Natomiast drugim powodem, który nie pozwolił mi oderwać się od lektury raportu, było ukazanie z jaką perfidią, przebiegłością i bezczelnością McCarrick od samego początku swojej „kariery” parł do przodu zarówno w swoim strasznym grzechu, jak i do góry po szczeblach kościelnej hierarchii. Raport szczegółowo pokazuje, jak zjednywał sobie rodziny, które potem odwiedzał obdarowując podarunkami dzieci. Interesowali go zawsze chłopcy, których z czasem zabierał na wycieczki jednodniowe, a potem dwudniowe. Kazał się nazywać „wujkiem Tedem”. Był na tyle przebiegły, że zawsze zabierał ze sobą grupę chłopców, a później kleryków czy księży. Nigdy pojedynczo. We wszystkich miejscach, gdzie pełnił posługę biskupią organizował raz w roku specjalne pikniki, na które zapraszał wszystkie swoje zaprzyjaźnione rodziny i kapłanów z diecezji. Były to zawsze bardzo radosne wydarzenia. Nawet jeśli krążyły jakieś plotki, a te krążyły zawsze, osoby postronne musiały je zdecydowanie odrzucać. Przecież wszyscy go uwielbiają! Nie zapraszałby przecież ofiar na publiczne spotkania w tak wielkim gronie.
A wracając do plotek i nielicznych anonimów, które pojawiły się na jego temat. Za każdym razem takie dokumenty McCarrick sam przesyłał do wiadomości innych biskupów i nuncjusza apostolskiego, pokazując jak jest niesłusznie napastowany i prosząc o modlitwę. A przechodząc w ten sposób do jego awansów w hierarchii nie sposób nie wspomnieć jego autentycznych sukcesów. Kiedy kilka miesięcy temu rozmawiałem z ks. biskupem Stanisławem Napierałą na temat zarzutów odnośnie księdza oskarżonego o pedofilię, zadałem też pytanie o opinię, jaką miał ten ksiądz u swoich wiernych. Ks. biskup Napierała powiedział wówczas o wielkiej ilości listów pochwalnych, dowodów uznania, nagród, które otrzymał ten ksiądz, wszędzie uważany za znakomitego księdza „z powołania”. Pamiętam, że wówczas jedna z redaktorek prasy katolickiej uznała te słowa za obrzydliwe i retorycznie pytała, co mają powiedzieć ofiary czytając je. Niestety, wszystko byłoby znacznie prostsze, gdyby księża dopuszczający się pedofilii byli „złymi księżmi” pod każdym względem. Ale tak nie jest. McCarrick gdzie nie poszedł odnosił wielkie sukcesy. Dogorywające seminaria doprowadzał do lat świetności, miał rekordowe liczby święconych księży w całych Stanach, doskonale sobie radził w kwestiach finansowych, był niezwykle skuteczny w zbiórkach pieniędzy na cele kościelne. Cieszył się zaufaniem polityków i prezydentów USA z obu stron politycznej szachownicy. Był przez nich wysyłany na misje, a przecież wydaje się, że takie osoby wysyłane na misje przez POTUS-a muszą być prześwietlone przez służby pod każdym względem. Nie wnikam teraz w motywacje jego ciężkiej pracy od rana do wieczora (jak twierdziły osoby znające go z kolejnych pełnionych przez niego urzędów), bo dopiero z raportu można się dowiedzieć, że w prywatnych rozmowach nie ukrywał swoich ambicji, ale były to obiektywnie wielkie dokonania i wielu biskupów, ważnych biskupów, zawsze uważało go za najlepszego kandydata na prestiżowe kardynalskie stolice biskupie (był brany pod uwagę najpierw do Chicago, potem do Nowego Jorku i wreszcie do Waszyngtonu). Jedynym kontrargumentem były właśnie plotki o jego nieroztropnych kontaktach z młodymi mężczyznami, nigdy nie udokumentowane konkretnymi wiarygodnymi zarzutami. A o anonimach, jak już wspomniałem, sam McCarrick chętnie mówił innym.
Z zebranej dokumentacji wynika, że sygnały, które dochodziły do biskupów amerykańskich i w części do Watykanu, choć rzeczywiście nie były poparte mocnymi faktami i konkrtenymi dokumentami (wiarygodnymi zeznaniami) powinny były zostać potraktowane znacznie poważniej, co jednak uniemożliwiała wspomniana wcześniej dysfunkcyjna kultura krlerykalizmu. McCarrick przez dziesiątki lat nie został tak naprawdę skonfrontowany z pojawiającymi się wątpliwościami co do jego prowadzenia się.
Przeanalizujmy teraz sytuację związaną z nominacją McCarricka na stolicę arcybiskupią w Waszyngtonie. Jak już wspomniałem zbierał on wówczas bardzo pochlebne opinie, ale pojawił się jednak też głos krytyczny, nowojorskiego metropolity kardynała Johna O'Connora. Niestety nie mamy tutaj miejsca, aby przytaczać ten list, ale jest on ze wszech miar godny uwagi. Pokazuje bowiem przenikliwość O'Connora, jego troskę o to, aby do grona kardynalskiego nie weszła osoba tego niegodna, a jednocześnie jego lęk, że być może krzywdzi niewinnego biskupa dając wiarę niepotwierdzonym podejrzeniom. W każdym razie ostatecznie O'Connor radził nie awansować McCarricka.
Jan Paweł II polecił zbadać sprawę nuncjuszowi, który jednak nie znalazł danych mogących potwierdzić zarzuty. Jan Paweł II, choć osobiście znał McCarricka, zgodził się z propozycją nuncjusza Gabriela Montalvo i kardynała Giovanniego Battisty Re, aby nie brać pod uwagę tej kandydatury. Kardynał Re w notatce dla papieża napisał: 1. Nie wykazano, że plotki i oskarżenia są zasadne. 2. Nie byłoby jednak rozsądne przenosić teraz McCarricka na wyższe stanowisko, ponieważ oskarżenia, nawet jeśli pozbawione fundamentu, mogłyby znowu się pojawić.
Jednak sam McCarrick, który swoimi kanałami dowiedział się o tym fakcie i zapewne o krytycznym liście kardynała O'Connora, przystępuje do kontrataku i 6 sierpnia pisze list do biskupa Dziwisza. Zapewnia w nim, że nie miał „nigdy stosunków seksualnych z żadną osobą, ani z mężczyzną, ani z kobietą, z młodą ani ze starszą, ani z duchownym, ani ze świeckim”. Jednocześnie zapewnia o swojej lojalności i gotowości przyjęcia każdej decyzji, którą podejmie Ojciec Święty. List trafia w ręce Jana Pawła II, który uwierzył gorącym zapewnieniom McCarricka. Warto pamiętać, że oskarżenia opierały się wówczas na pogłoskach i co najważniejsze: nie było wówczas żadnych oskarżeń o pedofilię. Te pojawią się dopiero w 2017 roku. McCarrick trafia do Waszyngtonu i otrzymuje kapelusz kardynalski.
Tutaj wrócę znowu do Georgea Weigla, który w polskiej telewizji powiedział: „Jan Paweł II z pewnością został oszukany przez Theodore'a McCarricka, Jan Paweł II popełnił błąd, mianując McCarricka na arcybiskupa Waszyngtonu i czyniąc go kardynałem. Jednak te błędy były wynikiem manipulacji, dokonanej przez mistrza oszustów, który okłamywał ludzi. Theodore McCarrick okłamał następcę Świętego Piotra. Taka jest ta historia. Jest to również historia ogromnych niepowodzeń systemowych w przywództwie Kościoła katolickiego sięgająca lat 70”.
Te niepowodzenia systemowe w przywództwie Kościoła będą jeszcze przez wiele lat pokutować. I nawet jeśli będą one wykorzystywane do uderzania w Kościół, do jego niszczenia, to musimy być gotowi, aby z wielką stanowczością rozprawić się z krzywdzicielami, bez względu na pełnioną przez nich funkcję i z wielką delikatnością i miłością przyjść z pomocą ofiarom. Nowe regulacje wprowadzone po kolei przez kolejnych papieży, począwszy od Jana Pawła II aż po Franciszka są na tyle jasne i zdecydowane, że dzisiaj przypadek McCarricka nie mógłby się wydarzyć, choć nigdy nie możemy być o to całkiem spokojni. Zło jest niesłychanie przebiegłe i nie da się go całkowicie wyeliminować. Pisze o tym na zakończenie również George Weigel: „Odwieczny paradoks Kościoła, co do którego sam Chrystus ostrzegł nas w Ewangelii Mateusza (13, 24-30), polega na tym, że chwasty i pszenica, straszni grzesznicy i szlachetni święci, współistnieją i mogą nawet współpracować. Nie powinno to umniejszyć wstydu, jaki katolicy odczuwają w związku ze sprawą McCarricka, ale nie powinno też wykluczać naszej modlitwy o ostateczną skruchę i nawrócenie tego człowieka. Z tego samego powodu porażający fakt związany z istnieniem chwastów nie powinien umniejszać naszej wdzięczności za pszenicę i za sposoby, w jakie pszenica nas odżywia”.
opr. mg/mg