Jeżeli tak wierzymy, jak jeździmy samochodem, to kiepsko z naszą wiarą...
Jeśli wierzymy tak jak jeździmy samochodami, to nasza wiara wystawiana jest naprawdę na wielką próbę. Polscy kierowcy albo pozostawiają ją na progu domów, albo po prostu adrenalina przesłania im cały świat. Chyba nawet św. Krzysztof gubi się w bogactwie prymitywnych gestów i zachowań obecnych w świecie komunikacji drogowej.
Na nic ABS-y, poduszki bezpieczeństwa, system wspomagania kierownicy, programy stabilizujące ESP, tempomaty. Na nic komputery pokładowe, immobilisery, halogeny ani nawet GPS-y.
Polscy kierowcy, półleżący w kubikowych fotelach i trzymający kierownicę „na pizzę”, sieją powszechny strach. Polskie szosy natomiast przypominają bardziej jedno wielkie wykopalisko archeologiczne niż drogi ekspresowe i autostrady rodem z XXI w. Pod tym względem bliżej nam do epoki Flinstonów.
Współczesny samochód naszpikowany jest elektroniką i wszelkiego rodzaju gadżetami upiększającymi jego wnętrze lub ułatwiającymi trudną sztukę poruszania się, a może lepiej, przebijania przez miejskie i podmiejskie korki. Dzisiaj królują na desce rozdzielczej: wazoniki na kwiatki, poruszające się pod wpływem promieni słonecznych plastikowe pamperki, podwieszane pod lusterkiem płyty lub pluszaki, zapachowe choinki czy flakoniki z pachnącą cieczą, uchwyty na okulary...
Niedługo bardziej wymagający kierowcy nie będą mogli obejść się bez cyfrowego nadajnika do słuchania MP3 z radia samochodowego, radia z odtwarzaczem DVD, mirrornavi (nawigacja w lusterku) czy urządzenia przypominającego Bluetooth, czuwającego nad sennym kierowcą.
To tylko niektóre atrybuty współczesnego mistrza kierownicy, a czym mogą poszczycić się katolicy prowadzący pojazdy?
Kiedyś na kółku obok kluczyka każdego szanującego się kierowcy wisiał breloczek ze św. Krzysztofem dźwigającym dziecko na ramieniu albo patron ten, o mniej lub bardziej udanej fizjonomii, pozłacany albo posrebrzany, sąsiadował z prymitywnym samochodowym nawiewem. A obecnie?
Owszem, wizerunków opiekuna kierowców nie brakuje, zresztą nadal należy on do najpopularniejszych świętych, co do których nie mamy wątpliwości, komu patronują; co roku przecież 25 lipca księża błogosławią pojazdy, ale czy wsiadając do samochodu, przyzywamy jego opieki? Co o nim wiemy?
W średniowieczu św. Krzysztof zaliczany był do grona 14 wspomożycieli, czyli do szczególnych patronów. Opiekuje się podróżnymi, pielgrzymami, przewodnikami, flisakami, marynarzami. Współcześnie uważany jest za patrona kierowców, ruchu i komunikacji. Wzywany jest także w przypadku niespodziewanej śmierci, zarazy i dżumy, zagrożenia ogniem, wodą, suszą, niepogodą, w przypadku chorób oczu, bólu zębów i ran. Ludzie nękani przez różne choroby, zarazy i wojny bali się śmierci, a ze św. Krzysztofem wiązali nadzieję, że pomoże im on pokonać spotykające ich trudności.
Krzysztof szczególną opieką otacza Wilno, które w swoim herbie umieściło właśnie jego wizerunek.
O życiu tego, którego imię w języku greckim oznacza „niosący Chrystusa”, nie ma wielu wiadomości. Miał się urodzić pod koniec II w. w Kanaanie (być może w Licji — dziś Turcja), w rodzinie pogańskiej, a ok. 250 r. poniósł śmierć męczeńską za panowania cesarza Decjusza. Wobec braku szczegółowych informacji jego historia obrosła w legendę. Podobno był bardzo brzydki, odznaczał się wysokim wzrostem, potężną posturą i niekształtną głową przypominającą głowę psa. Z tego powodu rodzice dali mu imię Reprobus — Odrażający. Odznaczał się ponadludzką siłą, którą postanowił wykorzystać. Zaciągnął się na służbę u władcy swojej krainy, który — jak się okazało — bardzo bał się szatana. Przyjął więc służbę u niego. Potem okazało się, że szatan boi się Chrystusa. Reprobus zainteresował się więc Mistrzem z Nazaretu, poznał Jego naukę i przyjął chrzest. Osiedlił się nad Jordanem i w ramach pokuty postanowił wykorzystać swoją niespotykaną siłę i służyć ludziom, przenosząc ich na swoich ramionach przez rzekę. Pewnej nocy usłyszał dziecięcy głos proszący go o tę przysługę. Wziął więc dziecko na ramiona i zaczął nieść. Dziecko stawało się coraz cięższe, tak że Reprobus stracił równowagę i groziło mu utonięcie. Gdy dotarł na drugi brzeg, zapytał, kim ono jest. Usłyszał: „Jam jest Jezus, twój Zbawiciel. Dźwigając Mnie, dźwigasz cały świat”. Na pamiątkę tego wydarzenia Reprobus otrzymał greckie imię Christophoros, co oznacza „niosący Chrystusa”, i został mu przywrócony normalny wygląd.
W średniowieczu wizerunek św. Krzysztofa zdobił wiele kościołów, malowano go na wieżach obronnych, na bramach miejskich, feretronach i sztandarach, a także na wielu kamienicach przy ruchliwych ulicach — takie kamienice nazywano Krzysztoforami. Spojrzenie na ten wizerunek miało chronić od niebezpieczeństw w ciągu dnia.
W ikonografii przedstawiany jest jako młodzieniec niosący na barkach Dzieciątko Jezus.
Mało kto wie, że jednym z jego atrybutów jest... ryba.
„Czy może mi ktoś wytłumaczyć, co oznacza symbol ryby na samochodzie...”. Na taką prośbę natknęłam się na kilku forach internetowych. Przeczytałam ją i... stwierdziłam, że internet chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Albo to jest jakiś żart, albo pogaństwo na nowo szerzy się wśród społeczeństwa.
Ryba to jeden z najstarszych symboli chrześcijaństwa. Dla pierwszych wierzących w Chrystusa była symbolem Założyciela Kościoła. Ichthýs (gr. ryba) to jeden z najsłynniejszych akronimów, czyli słów, z których liter można utworzyć ukryte w nich hasło — greckie: Iesous Christos Theu (H) Yios Soter — Jezus Chrystus Syn Boży Zbawiciel.
Ryba wyobrażała Chrystusa na niezliczonych ubiorach, wazach, rzeźbach, ornamentach, nagrobkach, zwłaszcza od początku II w. do połowy IV w.
O tym chrześcijańskim symbolu wspomina też Henryk Sienkiewicz w Quo vadis. Grecki filozof Chilon Chilonides w rozmowie z Winicjuszem i Petroniuszem nazywa ją „godłem chrześcijan”.
Obecnie taki symbol-naklejkę można kupić bodaj w każdej wielkości i w każdym kolorze. Jeśli ktoś ma ten znak umieszczony na samochodzie, to najprawdopodobniej jest chrześcijaninem i można się po nim spodziewać takich zachowań. Pokazuje tym samym, że jest osobą kierującą się zasadami wiary w życiu.
Zwyczaj naklejania rybki na bagażniku samochodu przywędrował do nas z Zachodu, chociaż ostatnio coraz rzadziej jest on praktykowany.
Może do tego swoistego dawania świadectwa swojej wierze zachęci dołączona w tym numerze gazety czerwona rybka?
opr. mg/mg