Subtelna wielkość

To nie jego nazwisko umieszczamy w pierwszym szeregu biskupów znanych ze swego publicznego zaangażowania, zarówno w PRL, jak również po jej upadku. Gdzie można zatem dostrzec wielkość kard. Franciszka Macharskiego?

To nie jego nazwisko umieszczamy w pierwszym szeregu biskupów znanych ze swego publicznego zaangażowania, zarówno w PRL, jak również po jej upadku. Gdzie można zatem dostrzec wielkość kard. Franciszka Macharskiego?

Subtelna wielkość

Tylko raz miałem okazję zetknąć się osobiście ze zmarłym niedawno ks. kard. Franciszkiem Macharskim. Było to w 2001 r., w krakowskim kościele pod wezwaniem św. Anny, odprawiał tam Mszę św. za duszę zmarłego rok wcześniej ks. Józefa Tischnera. Zapamiętałem wysoką, hieratyczną postać Kardynała, cichy i skupiony głos, którym wygłaszał homilię, długie przerwy, tak jakby myślał nad każdym wypowiadanym słowem. Muszę się przyznać, że nie zapamiętałem wiele z jej treści, ale pozostało jedno wrażenie: mówił o Zmarłym poprzez subtelne odwołania do Ewangelii, bez wkraczania w ocenę jego poglądów i działań, co wtedy czyniono ze sporą zażartością. Trochę mi nawet wówczas tego zabrakło, sądziłem, że wobec szkalowania Tischnera, które pomimo jego cierpienia i śmierci trwało w najlepsze, powinien wziąć go w obronę, w sposób bardziej konkretny i zdecydowany. Taki był jednak krakowski Kardynał – subtelny, pełen kultury w słowach i gestach, stojący jakby nieco obok naszych chwilowych emocji i politycznych zaangażowań. Pokazał, że dorobek ks. Tischnera winien być oceniany w innej niż doraźna perspektywie i może to był najlepszy sposób jego obrony, przynajmniej dla ludzi obdarzonych emocjonalną inteligencją. Sam, przyznam się, zrozumiałem to znacznie później.

Sapieha, Wojtyła, Macharski

Właśnie takie cechy zdecydowały o roli, jaką odegrał kard. Macharski w dziejach Kościoła i Polski na przestrzeni ostatnich lat bez mała czterdziestu, od momentu gdy został następcą Karola Wojtyły na krakowskiej stolicy arcybiskupiej. To one wyznaczyły szlak jego powodzeń i niepowodzeń. Kraków jest dla każdego swego biskupa miejscem szczególnym, często niełatwym. Takim był dla nowego arcybiskupa, który przychodził tam w pierwszych dniach roku 1979 i było tak wcale nie ze względu na to, że przyszło mu kontynuować dzieło człowieka, który zasiadł niedawno na Stolicy Piotrowej. Trudność ta wynikała przede wszystkim z tego, że zostawał on dziedzicem św. Stanisława w konkretnej dziejowej chwili i musiał temu dziedzictwu sprostać. Św. Stanisław ze Szczepanowa, biskup krakowski sprzed niemal tysiąca lat, jest bowiem w polskiej tradycji historycznej symbolem bezkompromisowego moralnego sprzeciwu wobec nadużyć władzy świeckiej, za co miał ponieść męczeńską śmierć z rąk króla Bolesława Śmiałego. Od tamtych dni każdy z jego następców musi skonfrontować się z tym mitem, szczególnie ci, którym przyszło żyć w czasach gdy władza naruszała prawa i godność osoby ludzkiej. Właśnie taka próba nadała wielkość i wyznaczyła miejsce w historii poprzednikom kard. Macharskiego: Adamowi Stefanowi Sapiesze i Karolowi Wojtyle. Ludzkie reakcje na wieść o jego śmierci pokazują, iż w powszechnym przekonaniu tej próbie sprostał, że był ich godnym następcą. Wszelako niektórych może to dziwić, trudno byłoby bowiem odnaleźć w tym, co powiedział i uczynił, przejawy jakiegokolwiek radykalizmu, jawnego oporu i twardej opozycji wobec działań komunistycznej władzy. To nie jego nazwisko umieszczamy w pierwszym szeregu biskupów i księży znanych ze swego publicznego zaangażowania, zarówno w dobie PRL, jak również po jej upadku. Gdzie można zatem dostrzec to, co wielu dziś intuicyjnie zauważa: wielkość Kardynała zapewniającą mu ważne miejsce w szeregu jego poprzedników?

Kościół i drogi wolności

Moment, w którym ks. Franciszek Macharski obejmował stolicę św. Stanisława o półtora roku zaledwie poprzedzał wybuch wielkiego kryzysu systemu komunistycznego, który zaczął się od sierpniowych strajków w 1980 r. i zakończył dekadę później przemianami lat 1989–1990. Kościół stał się jednym z najważniejszych aktorów ówczesnego dramatu. Był siłą tworzącą „przestrzeń wolności”, dzięki której po wprowadzeniu stanu wojennego przetrwać mogły struktury opozycji i społecznego oporu, a jednocześnie dla władzy pozostawał ważnym, być może jedynym, kanałem kontaktu z większością społeczeństwa. Hierarchowie Kościoła stanęli wówczas przed niełatwym wyzwaniem, przed koniecznością znalezienia odpowiedniej drogi pomiędzy radykalnymi, opozycyjnymi nastrojami dużej części Polaków, także wielu duchownych, a potrzebą chronienia życia ludzkiego oraz substancji materialnej i prawnej zapewniającej Kościołowi możliwość funkcjonowania. Ówczesną działalność kard. Macharskiego uznać można za symbol odpowiedzialnego podążania tą drogą. We wrześniu 1980 r. stanął na czele reaktywowanej Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu. Uczestnicząc we wszystkich jej posiedzeniach, poruszał wiele problemów trapiących wówczas nie tylko Kościół. Walczył o przywrócenie statusu prawnego Kościoła (stało się to dopiero w 1989 r.), obronę szkolnictwa katolickiego, ochronę procedury obsadzania stanowisk kościelnych przed zbyt daleko idącymi ingerencjami władz, opiekę duszpasterską w więzieniach, szpitalach i w wojsku, o swobodę działalności Caritasu.

Na szczególna uwagę zasługują starania Kardynała o sferę kultury i szeroko rozumianej wolności słowa. Podpisany przez niego list wyrażający stanowisko Episkopatu wobec ustawy o cenzurze z października 1980 r. pozostaje, czytany także dziś, jednym z najbardziej wymownych dokumentów ukazujących rolę Kościoła jako obrońcy praw człowieka w wymiarze powszechnym, nie tylko wyznaniowym. Po wprowadzeniu stanu wojennego zorganizował Arcybiskupi Komitet Pomocy Więźniom i Internowanym, wielokrotnie odwiedzał więzienia i obozy internowanych, interweniował u władz w ich obronie. Zawsze czynił to z myślą o pojednaniu, stronił zatem od deklaracji jednoznacznie politycznych i przestrzegał przed nimi duchownych swojej diecezji. Nie zawsze to rozumiano, choćby wówczas, gdy ostrożnie oceniał działalność księży mocno zaangażowanych w działania opozycyjne, tak było np. w sprawie nowohuckiego duszpasterza ks. Kazimierza Jancarza. W decydującym okresie przemian lat 1988–1989 znajdziemy jego nazwisko podczas najważniejszych spotkań przygotowujących obrady Okrągłego Stołu. Jego zaangażowanie także i tutaj nosi jednak znamię szczególnego spojrzenia, naznaczonego subtelnością i głębią. Polityka nie fascynowała Kardynała, nie miał temperamentu bp. Gocłowskiego czy ks. Orszulika, mówił niewiele, raczej o zasadach, normach, które winny kierować życiem publicznym.

Pojednanie i dialog

W wolnej Polsce szedł tą samą drogą. Widać to szczególnie w okresie polityczno-kościelnych napięć początku lat 90., gdy wielu ludzi Kościoła nie ustrzegło się przed zbyt daleko idącym zaangażowaniem politycznym. Zawsze od tego stronił, mocno opierając swoje słowa i działania na fundamencie religijnym i duszpasterskim. Symbolem takiej postawy może być fakt, że w znanej książce J. Gowina Kościół w czasach wolności ukazującej rozmaite publiczne zaangażowania Kościoła i debaty z nimi związane w pierwszej dekadzie III RP, nazwisko kard. Macharskiego w ogóle się nie pojawia. Jego postawa w tamtych latach pokazuje pewien alternatywny model obecności Kościoła w życiu publicznym, model który niestety nie został powszechnie zaakceptowany, choć przecież mógł ustrzec nas przed wieloma kosztownymi błędami.

Droga pojednania, subtelnej kultury bycia i słowa, dialogu, którą szedł metropolita krakowski nie zawsze dawała mu doraźny sukces, niekiedy przynosiła gorycz i poczucie porażki. Tak było w kwestii oświęcimskiego Karmelu. Jego istnienie zostało pod koniec lat 80. uznane przez niektóre środowiska żydowskie za próbę „chrystianizacji Holokaustu”. Kard. Macharski doprowadził wówczas do podpisania w Genewie katolicko-żydowskiego porozumienia przewidującego przeniesienie klasztoru do wybudowanego w tym celu Centrum Informacji Wychowania Spotkań i Modlitwy. Jego dążenie do zgody, próba uszanowania odmiennej wrażliwości religijnej wyznawców judaizmu rozbiły się o niechęć obu stron sporu. Zapewne najboleśniejsze było dlań to, że ostra i niesprawiedliwa krytyka spadła na niego także z wewnątrz własnego Kościoła, a nawet własnej diecezji, porozumienie było zaś sabotowane. Dopiero osobista interwencja Jana Pawła II spowodowała, że siostry opuściły dotychczasową siedzibę, a konflikt został zażegnany, niestety tylko na chwilę.

I jeszcze jedno. Kard. Franciszek Macharski pozostanie symbolem tego, co dawał Polsce Kraków. Miasto i ludzie, kultura, obyczaj, najlepsza część spuścizny Rzeczpospolitej wielu narodów. Jagiellońska tradycja „wielości i pluralizmu, a nie ciasnoty i zamknięcia”, jak o niej napisał Jan Paweł II. Tradycja Sapiehy, Wojtyły, Turowicza i Miłosza, której częścią stał się teraz także i on.

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama