Sakramenty jeśli zostały przyjęte lekkomyślnie i bezowocnie, z chwilą kiedy się człowiek nawróci, odzyskują swój duchowy sens i nadprzyrodzoną moc. Dzisiaj dotyczy to zwłaszcza sakramentów bierzmowania oraz małżeństwa – pisze w felietonie o. Jacek Salij OP.
To, że szafarze sakramentów są szczególnie zobowiązani do osobistej świętości, zawsze było w Kościele czymś oczywistym. „Aż mi się w głowie kręci – powiedziała kuzynka w dniu moich święceń kapłańskich – kiedy sobie pomyślę, że ty będziesz codziennie przystępował do ołtarza i trzymał Ci ało Pańskie w swoich rękach”. A z drugiej strony, zapewne my wszyscy, dla których wiara jest czymś w życiu bardzo ważnym, wiemy coś o tym bólu serca, jaki się odczuwa na samą myśl, że jakiś ksiądz mógłby odprawiać mszę świętą albo udzielać rozgrzeszenia, będąc w stanie grzechu śmiertelnego.
Skoro oczekiwanie świętości od szafarzy sakramentów jest dla wiary czymś oczywistym i bezdyskusyjnym, to wobec tego jak się zachować w sytuacji, kiedy sakramentów udziela notoryczny grzesznik? Kiedyś zapytano świętego Franciszka, „co byś zrobił, gdybyś wiedział, że ksiądz odprawiający mszę ma trzy konkubiny?” Franciszek podobno odpowiedział: „Podczas komunii świętej przyjąłbym święte Ciało mojego Pana z namaszczonych rąk kapłana”.
Rzecz jasna, Franciszek z Asyżu serdecznie pragnął tego, żeby święte posługi sprawowali ludzie święci. Jednak zgodnie z nauką Kościoła stanowczo i bez wahań wierzył w ważność posługi sakramentalnej sprawowanej przez kapłana znajdującego się w stanie grzechu. Bo przyjmując sakramenty, pokładamy ufność nie w świętości ich szafarza, ale w świętości samego Chrystusa. Szafarz jest tylko sługą, w rzeczywistości to sam Chrystus – w trakcie obrzędów sakramentalnych – udziela chrztu, odpuszcza grzechy, uobecnia swoją jedyną Ofiarę. Niegodność szafarza sakramentów jest obrazą Boską i krzywdą wyrządzoną Kościołowi, ale nie ma ona aż tak wielkiej mocy, ażeby unicestwić zbawczy dar Chrystusa.
Zasady te dotyczą również sakramentu małżeństwa. Bo warto przypomnieć, że jego szafarzami są sami nowożeńcy; to oni udzielają sobie wzajemnie tego sakramentu. Oczywiście, rola celebransa podczas uroczystości ślubnej jest ogromnie ważna. Przecież śluby małżeńskie nie byłyby sakramentem, gdyby nie zostały złożone w Kościele i wobec Kościoła. Kapłan jest urzędowym, przez Kościół wyznaczonym świadkiem tego, że ci dwoje, którzy zakładają rodzinę, są małżeństwem sakramentalnym. Jednak sakramentu udzielają sobie wzajemnie ci, którzy się pobierają.
Zatem przystępujący do ślubu nowożeńcy powinni – podobnie jak szafarze wszystkich innych sakramentów – być ludźmi rzetelnej wiary. To powinno się rozumieć samo przez się. Toteż wielka to radość być świadkiem takiej uroczystości, kiedy tych dwoje, których znamy jako ludzi głęboko wierzących, ślubuje sobie wzajemnie miłość i wierność aż do śmierci. Ich małżeństwo staje się w ten sposób przymierzem tych dwojga osób, którzy się wiążą wzajemnie ze sobą niejako pod okiem samego Pana Jezusa, aby On sam raczył ich miłość umacniać i chronić.
Wiadomo jednak, że z duchowym nastawieniem ludzi przystępujących do sakramentu małżeństwa bywa różnie. Niektórzy przystępujący do ślubu kościelnego są ludźmi wiary byle jakiej, powierzchownej, może nawet obumarłej. Niektórzy – ufajmy jednak, że nieliczni – przystępują wtedy do ołtarza wręcz w stanie grzechu śmiertelnego. Otóż nigdy nie wolno nam zapominać o tym, że jakby Go człowiek nie obraził, Bóg zawsze czeka na niego jak miłosierny Ojciec, gotów grzesznika ogarnąć swoim ojcowskim przebaczeniem.
Na szczęście każdy z nas jest zdolny do nawrócenia. Kościół już od wieków głosi prawdę o odżywaniu sakramentów. Sakramenty – dzisiaj dotyczy to zwłaszcza sakramentów bierzmowania oraz małżeństwa – jeśli zostały przyjęte lekkomyślnie i bezowocnie, z chwilą kiedy się człowiek nawróci, odzyskują swój duchowy sens i nadprzyrodzoną moc. Katechizm Kościoła Katolickiego uzasadnia to krótko: „Sakrament urzeczywistnia się nie przez sprawiedliwość człowieka, który go udziela lub przyjmuje, lecz przez moc Bożą” (nr 1128).
Pan Bóg jest hojny w udzielaniu daru nawrócenia, toteż nie jest to sytuacja wyjątkowa, że ktoś zwraca się do Kościoła z problemem następującym: „Do ślubu przystąpiłem jak ostatni lekkoduch, nawet do spowiedzi przedtem nie poszedłem, komunię świętą podczas mszy ślubnej przyjąłem świętokradczo; nie wiem nawet, czy tak depcząc sakrament małżeństwa, go nie unieważniłem. Teraz nie wiem, czy można jeszcze to wszystko naprawić”.
Trudno byłoby nie zgodzić się z tym człowiekiem, że takim zachowaniem okropnie narozrabiał i ciężko Pana Boga obraził, jednak dar Boży na szczęście jest mocniejszy niż jego grzech. Nawet takie postępowanie nie odebrało przecież ważności sakramentowi małżeństwa, toteż teraz wystarczy pójść do spowiedzi (jeśli to możliwe, to wspólnie z żoną) i zacząć cieszyć się swoim powrotem do Kościoła.
Zwróciłbym tylko temu człowiekowi uwagę na to, że może nie będzie mu łatwo posłuchać tej prostej rady. Genialnie ujął to Frejend w akcie pierwszym trzeciej części Dziadów: Pytał raz Litwin, nie wiem, diabła czy Pińczuka: «Dlaczego siedzisz w błocie?» – «Siedzę, bom przywyknął».
Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.