Dotknąć tajemnicy człowieka

Jan Paweł II tak ukochał ludzkość i każdego człowieka, że nie zawahał się wyniszczyć i oddać do ostatnich granic

Jan Paweł II tak ukochał ludzkość i każdego człowieka, że nie zawahał się wyniszczyć i oddać do ostatnich granic. Miłość do człowieka była obecna na wszystkich szlakach jego papieskiej posługi.

Czytając Jana Pawła II, możemy znaleźć odpowiedzi na wiele nurtujących nas pytań.

– Wasza Świątobliwość został wybrany papieżem jako biskup „z dalekiego kraju”. Czy doświadczenia i historia naszej Ojczyzny wpłynęły na życie i posługę Ojca Świętego?

Jan Paweł II: Jestem synem narodu, który przetrwał najstraszliwsze doświadczenia dziejów, którego wielokrotnie sąsiedzi skazywali na śmierć – a on pozostał przy życiu i pozostał sobą. Zachował własną tożsamość i zachował pośród rozbiorów i okupacji własną suwerenność jako naród (…).

W czasie tych podróży przekonałem się, że z moim doświadczeniem historii ojczyzny, z moim narastającym doświadczeniem wartości narodu nie byłem wcale obcy ludziom, których spotykałem. Wręcz przeciwnie, doświadczenie mojej ojczyzny bardzo mi ułatwiało spotykanie się z ludźmi i narodami na wszystkich kontynentach.

– A jak wydarzenia I połowy XX w. wpisały się w nauczanie Następcy św. Piotra?

– Dwa systemy totalitarne, a więc z jednej strony groza wojny, obozów koncentracyjnych nazizmu, z drugiej zaś ucisk i terror komunistyczny, które tak bardzo zaciążyły nad naszym stuleciem, dane mi było poznać niejako od wewnątrz. Łatwo więc zrozumieć moją wrażliwość na kwestię poszanowania godności każdej osoby ludzkiej i jej praw, a zwłaszcza prawa do życia. Kształtowała się ona już w pierwszych latach mojej kapłańskiej posługi (…). Łatwo zrozumieć także moje zatroskanie o rodzinę oraz o młodzież. Wszystko to wyrasta organicznie z tamtych właśnie dramatycznych doświadczeń.

– To zadziwiające, że II wojna światowa i komunizm nie wpłynęły negatywnie na uczenie się miłości do drugiego człowieka…

– Miłość nie jest do wyuczenia, a równocześnie nic nie jest tak bardzo do wyuczenia jak miłość! Jako młody kapłan nauczyłem się miłować ludzką miłość. To jest jedna z tych podstawowych treści, na której skupiłem swoje kapłaństwo, swoje posługiwanie na ambonie, w konfesjonale, a także używając słowa pisanego. Jeśli umiłuje się ludzką miłość, to wtedy rodzi się także żywa potrzeba zaangażowania wszystkich sił na rzecz „pięknej miłości”. Bo miłość jest piękna.

Kiedy pisałem studium Miłość i odpowiedzialność, to największe przykazanie Ewangelii ukazało mi się jako norma personalistyczna. Właśnie dlatego, że człowiek jest bytem osobowym, nie możemy oddać tego, co się mu należy, inaczej, jak tylko kochając go. Tak jak miłość jest największym przykazaniem w odniesieniu do Boga- -Osoby, tak też miłość jest fundamentalnym obowiązkiem w odniesieniu do osoby ludzkiej, stworzonej na obraz i podobieństwo Boga.

– Skąd u Waszej Świątobliwości tak wielkie zatroskanie o ludzi chorych i cierpiących?

– Wiem z własnego doświadczenia, przede wszystkim z okresu mojej młodości, że cierpienie ludzkie przede wszystkim mnie onieśmielało. Trudno mi było przez pewien czas zbliżać się do cierpiących, gdyż odczuwałem jakby wyrzut, że oni cierpią, podczas gdy ja jestem od tego cierpienia wolny. Prócz tego czułem się skrępowany, uważając, że wszystko, co mogłem im powiedzieć, nie ma pokrycia po prostu dlatego, że to oni cierpią a nie ja. Jest coś z prawdy w tym powiedzeniu „nie zrozumie zdrowy cierpiącego”, choć można by też odwrócić to twierdzenie, bo i chory jakoś może nie zrozumieć zdrowego; nie może zwłaszcza zrozumieć tego, że on także w inny sposób cierpi z powodu jego cierpienia.

Ale ten okres onieśmielenia przeszedł, gdy posługi duszpasterskie coraz częściej prowadziły do spotkania z cierpiącymi – i to na różne sposoby. Muszę tu dodać, że ów okres dominującego onieśmielenia przeszedł przede wszystkim dlatego, że dopomogli mi w tym sami cierpiący. Spotykając się z nimi, przekonywałem się stopniowo, a w końcu przekonałem się definitywnie, że pomiędzy ich cierpieniem jako faktem obiektywnym a ich własną osobistą świadomością tegoż cierpienia zachodzą relacje zupełnie nieoczekiwane. Szczytem moich doświadczeń w tej dziedzinie było, gdy raz usłyszałem z ust człowieka, którego stan obiektywnie był ogromnie ciężki, takie wyznanie: „Ksiądz nie wie, jak bardzo jestem szczęśliwy”…

Dobra Nowina zawiera się w przesłaniu, że cierpienie może mieć dla człowieka i dla samego społeczeństwa także znaczenie pozytywne, gdyż może się stać formą uczestniczenia w zbawczym cierpieniu Chrystusa i w radości Jego zmartwychwstania, a więc siłą, która uświęca i buduje Kościół.

– Patrząc na historię życia Ojca Świętego, widzimy, że zadziwiająco wielką rolę odegrali w nim ludzie świeccy.

– [Ludzie świeccy], których Pan Bóg postawił na drodze mego kapłańskiego i biskupiego posługiwania, stali się (…) dla mnie szczególnym darem, za który nie przestaję dziękować Bożej Opatrzności. Jest ich wielu i nie sposób wszystkich tutaj wspomnieć. Zachowuję ich jednak w sercu, bowiem mają oni także swój udział w moim kapłaństwie. W jakiś sposób wskazali mi drogę, pomagali mi lepiej zrozumieć moją kapłańską posługę i pełniej nią żyć. Z licznych kontaktów ze świeckimi wiele korzystałem, wiele się od nich uczyłem. Byli wśród nich prości robotnicy, ludzie sztuki i kultury, a także wielcy uczeni. Kontakty te zaowocowały licznymi przyjaźniami (…). Dzięki nim moje duszpasterstwo ulegało pomnożeniu, pokonując bariery i docierając do zwykle trudno dostępnych środowisk.

Muszę tutaj wyznać, że zawsze towarzyszyła mi głęboka świadomość naglącej potrzeby apostolstwa świeckich w Kościele. Dlatego, kiedy Sobór Watykański II mówił o powołaniu i misji ludzi świeckich w Kościele i świecie, przyjmowałem to z wielką radością: nauka Soboru stanowiła potwierdzenie tego wszystkiego, co kierowało mną od pierwszych lat kapłańskiej posługi.

– Jak Biskup Rzymu postrzega ludzi młodych? Czy współczesny świat mógłby się od nich czegoś nauczyć?

– Potrzeba nam tego młodzieżowego entuzjazmu. Potrzeba nam tej radości życia, którą mają młodzi. W tej radości życia jest coś z tej pierwotnej radości, jaką miał Bóg, stwarzając człowieka. Młodzi mają właśnie w sobie tę radość. Jest ona w każdym miejscu ta sama, a równocześnie inna, oryginalna. Potrafią ją po swojemu wypowiedzieć. To wcale nie jest tak, że Papież prowadzi młodych z jednego krańca globu ziemskiego na drugi. To oni go prowadzą. I choć mu przybywa lat, każą mu być młodym, nie pozwalają mu zapomnieć o jego własnym doświadczeniu, o jego własnym odkryciu młodości i jej wielkiego znaczenia dla życia każdego człowieka. Myślę, że to wiele tłumaczy.

– Dlaczego Wasza Świątobliwość zwraca tak wielką uwagę na rodziny, dlaczego tak często podkreśla, że to rodzina odgrywa najważniejszą rolę w wychowaniu młodego człowieka?

– Pierwszym miejscem, gdzie rozpoczyna się proces wychowawczy młodego człowieka, jest dom rodzinny. Każde dziecko ma naturalne i niezbywalne prawo do posiadania własnej rodziny: rodziców i rodzeństwa, wśród których rozpoznaje, iż jest osobą potrzebującą uczucia miłości i że tym uczuciem może obdarzyć i innych, a zwłaszcza najbliższych. (…) Ponieważ rodzice dają życie swoim dzieciom, dlatego przysługuje im prawo do tego, by byli uznani za pierwszych i głównych ich wychowawców. Oni też mają obowiązek stworzenia takiej atmosfery rodzinnej, przepojonej miłością i szacunkiem dla Boga i ludzi, która by sprzyjała osobistemu i społecznemu wychowaniu dzieci. Jakże wielką rolę ma tu do spełnienia matka. Dzięki szczególnie głębokiej więzi, jaka łączy ją z dzieckiem, może skutecznie zbliżać je do Chrystusa i do Kościoła. Zawsze jednak oczekuje na pomoc swego męża – ojca rodziny. (…)

By zachować życie ludzkie na ziemi, [Bóg] powołał do istnienia społeczność rodzinną. To wy [rodzice] jesteście pierwszymi stróżami i opiekunami życia jeszcze nienarodzonego, ale już poczętego. (…) Zwracam się do wszystkich ojców i matek mojej Ojczyzny i całego świata, do wszystkich ludzi bez wyjątku: każdy człowiek poczęty w łonie matki ma prawo do życia! (…) Bóg chroni życie zdecydowanym zakazem wypowiedzianym na Synaju: „Nie będziesz zabijał” (Wj 20, 13). Dochowajcie wierności temu przykazaniu.

– Co Ojciec Święty powiedziałby dziś rodzicom, którzy pragną po chrześcijańsku wychować swoje dzieci?

– Powiedziałby: Drodzy Rodzice, dobrze wiecie, że nie jest łatwo w dzisiejszych czasach stworzyć chrześcijańskie warunki potrzebne do wychowania dzieci. Musicie czynić wszystko, ażeby Bóg był obecny i czczony w waszych rodzinach. Nie zapominajcie o wspólnej modlitwie codziennej, zwłaszcza wieczornej; o świętowaniu niedzieli i uczestniczeniu we Mszy świętej niedzielnej. Jesteście dla swoich dzieci pierwszymi nauczycielami modlitwy i cnót chrześcijańskich i nikt was w tym nie może zastąpić. Zachowujcie religijne zwyczaje i pielęgnujcie tradycję chrześcijańską, uczcie wasze dzieci szacunku dla każdego człowieka. Niech waszym największym pragnieniem będzie wychowanie młodego pokolenia w łączności z Chrystusem i Kościołem. Tylko w ten sposób dochowacie wierności waszemu powołaniu rodzicielskiemu i potrzebom duchowym waszych dzieci.

Oprac. Magdalena Pobikrowska na podst. dzieł Jana Pawła II: „Przekroczyć próg nadziei”, „Dar i Tajemnica”, „Pamięć i tożsamość”, Adhortacji apostolskiej „Christifideles laici”, a także „Pielgrzymki do Ojczyzny. Przemówienia i homilie”.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama