Spróbujmy zastanowić się nad tym, skąd się bierze ta zawziętość, z jaką wiele współczesnych środowisk domaga się legalnej aborcji, włącznie z prawem do aborcji na życzenie. Bo przecież chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że to, co działo się u nas w dniach czarnego marszu, to był jedynie odprysk pewnych tendencji ogólnoświatowych – zauważa w felietonie o. Jacek Salij, dominikanin.
Cenzura nie dopuściła tego przemówienia do mass mediów, ale dzięki temu poznałem je podczas spotkania „Gaudium vitae”, grupy Bożych szaleńców, naprawdę intensywnie zaangażowanych w okazywanie pomocy dziewczynom i kobietom kuszonym do aborcji. Wszyscy mieliśmy dużo praktycznej wiedzy o tym, ile krzywd spotyka te matki, często pozostawione samym sobie przez ich chłopców, przymuszane do aborcji przez mężów, rodziców, teściowe, przekonywane przez lekarzy. A jednak przemówienie matki Teresy zabrzmiało w naszych uszach jak głos takiej prawdy, o którym Cyprian Norwid pisał, że „ludzie prawdą żyjący i dla prawdy mogą znowu powołać go do życia”.
„Czuję – mówiła matka Teresa z Kalkuty, odbierając 10 grudnia 1979 r. pokojową nagrodę Nobla – że dziś największym zagrożeniem dla pokoju jest aborcja, ponieważ to wojna bezpośrednia, to zabójstwo, mord dokonany rękami matki”. „Wielu ludzi – kontynuowała święta Noblistka – bardzo martwi się o dzieci z Indii, dzieci z Afryki, gdzie wiele ich umiera wskutek niedożywienia, głodu i tak dalej, ale miliony dzieci umierają zabijane celowo, z woli matek. Dlatego właśnie aborcja jest największym niszczycielem pokoju. Bo przecież jeśli matka może zabić własne dziecko, czymże jest dla mnie zabić ciebie, a dla ciebie – zabić mnie? Nic już nie stoi nam na przeszkodzie”.
I to jest, niestety, prawda: Matka – również taka, która sama została ciężko skrzywdzona – kiedy zabija, to po prostu zabija. Niestety.
Etymologicznie, „aborcja” znaczy niedopuszczenie do urodzin – wprawdzie to eufemizm, ale przynajmniej bez ukrywania, że chodzi tu o dziecko. Dzisiaj – bez wspominania o słabszym, którego silniejszy zamierza zabić – mówi się o „prawie reprodukcyjnym kobiety”. To jeden z konkretnych przykładów tego, w jaki sposób „demokracja bez wartości przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”.
Spróbujmy zastanowić się nad tym, skąd się bierze ta zawziętość, z jaką wiele współczesnych środowisk domaga się legalnej aborcji, włącznie z prawem do aborcji na życzenie. Bo przecież chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że to, co działo się u nas w dniach czarnego marszu, to był jedynie odprysk pewnych tendencji ogólnoświatowych. Jan Paweł II pisał nawet o „zorganizowanym sprzysiężeniu, ogarniającym także instytucje międzynarodowe, fundacje i stowarzyszenia, które prowadzą programową walkę o legalizację i rozpowszechnienie aborcji na świecie”. Twierdzenie to znajduje się w encyklice „Evangelium vitae” (nr 59) i żadne międzynarodowe autorytety nawet nie próbowały go dezawuować.
Zresztą nawet całkiem niedawno, 24 czerwca 2021 roku, Parlament Europejski uchwalił rezolucję, zawierającą stwierdzenie, że „legalny i bezpieczny dostęp do aborcji, nowoczesnej antykoncepcji, leczenia bezpłodności i opieki położniczej są prawami człowieka, których nie można naruszać”. Aż trudno uwierzyć, że są tacy ludzie, którym się wydaje, iż dziecko poczęte nie ma prawa do życia, dopóki my mu tego nie przyznamy. Brutalność tego stanowiska trafnie demaskuje Mirosław Dzień, w swojej znakomitej książce poświęconej covidowi: Moje prawo do zabicia drugiego człowieka stawiam ponad jego prawo do życia.
Osobiście zgadzam się z profesorem Dzieniem, iż rzecz dotyczy czegoś głębszego jeszcze, niż sporu o aborcję. Przedmiotem tego wielkiego sporu jest prawda o człowieku. Żądać prawa do zabijania niewinnych to chcieć takiego świata, w którym nie ma Pana Boga. A w takim świecie nie tylko życie nienarodzonych dzieci, ale w ogóle życie nas wszystkich nie ma sensu ostatecznego. Maximum, co człowiek może w takim świecie osiągnąć, to zapisanie się w pamięci paru najbliższych pokoleń, albo zdobycie jakiegoś naprawdę prestiżowego stanowiska, może nawet nagrody Nobla. Przeciętnym ludziom powinno wystarczyć poczucie spełnienia różnych swoich marzeń, ogólnie zaś – poczucie „zrealizowania siebie”.
Jeżeli Boga nie ma – a w każdym razie jeżeli zdecydowaliśmy się żyć, tak jakby Go nie było – to traci sens sama podstawa ludzkiej godności: to, żeśmy stworzeni na Jego obraz. Wobec tego człowiek jest równy wysoko rozwiniętym zwierzętom, a spodziewanie się życia wiecznego to zwyczajna ułuda i przejaw bezpodstawnego antropocentryzmu. Wtedy ułudą są także jakieś tam przeświadczenia o świętości życia ludzkiego. Jednym słowem, rację miała święta matka Teresa z Kalkuty, że jeśli matce wolno zabić własne dziecko, to czymże będzie dla mnie zabić ciebie, a dla ciebie – zabić mnie?