Czego Polacy powinni nauczyć się od Irlandczyków, jeśli nie chcą, by wystąpił u nas kryzys podobny do irlandzkiego
Narody polski irlandzki łączy wiele, m.in. to, że obydwa są do tego stopnia katolickie, iż ludzie często kojarzą przynależność do Kościoła katolickiego z przynależnością do narodu. Obecnie Irlandia radykalnie się zmienia, a jedną z konsekwencji tych zmian jest sekularyzacja społeczeństwa i odejście wielu Irlandczyków od Kościoła. Oczywiście nie można stawiać znaku równości między tym, co dzieje się w Irlandii, a tym, co stanie się w Polsce. Sądzę jednak - znając sytuację w obu krajach - że coś podobnego do naszego, irlandzkiego, kryzysu może w niedalekiej przyszłości nastąpić i tutaj. Dlatego uważam, że warto, by Polacy poznali sytuację w Irlandii i wyciągnęli wnioski dla własnego Kościoła.
Z racji mojego powołania misyjnego mieszkam poza Irlandią od kilkudziesięciu lat. Za każdym razem gdy wracam na urlop, dostrzegam wiele zmian w życiu religijnym Irlandczyków, zmian na ogół niekorzystnych dla Kościoła. Coraz mniej wiernych uczestniczy w niedzielnej mszy św. Bardzo mało ludzi korzysta z sakramentu pokuty, odczuwalny jest wielki brak nowych powołań1 . Ludzie coraz częściej ignorują nauczanie Kościoła - szczególnie w dziedzinie moralności małżeńskiej i seksualnej. Zgromadzenia zakonne rezygnują z prowadzenia instytucji, w których działały przez wiele dziesięcioleci: ze szpitali, szkół, domów dziecka itd. To, co najmocniej mnie uderza, gdy odwiedzam Irlandię, to negatywna atmosfera panująca wokół Kościoła. Duchowieństwo i osoby zakonne, które do lat siedemdziesiątych cieszyły się wielkim autorytetem i szacunkiem, stały się teraz przedmiotem ostrej krytyki. Wielu ludzi, nieraz głęboko wierzących, z różnych powodów jest agresywnie nastawionych wobec Kościoła instytucjonalnego. Biskupi, którzy do niedawna stanowili najwyższy autorytet moralny, teraz z wielką pokorą przyznają się do poważnych błędów2 . Od 1992 r. do dziś wychodzą na jaw różne skandale, wstrząsające fundamentami Kościoła irlandzkiego. Okazało się m.in., że niektórzy księża molestowali dzieci.
Tak rzeczywiście było, nie zostało to wymyślone przez dziennikarzy. Najgwałtowniejszą negatywną reakcję społeczeństwa wywołała jednak nie sama fala skandali, lecz odpowiedź na nią ze strony episkopatu i wyższych przełożonych zakonnych. Ludzie uważali, że przez długi czas biskupi i przełożeni bronili swoich księży, oraz własności i reputacji Kościoła, a lekceważyli świeckie ofiary molestowania, przemilczając te trudne sprawy. Zareagowali na ten problem dopiero wtedy, gdy zdali sobie sprawę, że nie można go już dalej tuszować. Widząc to, wielu ludzi uznało, że Kościół jako instytucja jest dwulicowy i obłudny. Towarzyszyło temu wielkie rozczarowanie wiernych. Wielu ludzi zraziło się i zobojętniało wobec Kościoła.
Przyczyn kryzysu jest wiele3 . Głównym powodem jest fakt, iż sama Irlandia gwałtownie się zmieniła - i to prawie we wszystkich dziedzinach życia. Dzisiejsza Irlandia przestała być biedną zacofaną wyspą, położoną na skraju Europy; minął okres walki o niepodległość - jesteśmy równymi partnerami z Wielką Brytanią w Unii Europejskiej; panuje nowa kultura modernistyczna i postmodernistyczna. W nowej Irlandii Kościół jeszcze nie odnalazł swojego miejsca. Wybuchające skandale osłabiają autorytet Kościoła (mimo że nie są główną przyczyną kryzysu) i odwracają uwagę duszpasterzy od tego, co najważniejsze: od ewangelizacji nowej Irlandii. Chciałbym podzielić się swoimi osobistymi refleksjami na temat tego kryzysu i zastanowić się nad możliwymi wnioskami dla naszego Kościoła - a może także dla innych Kościołów, z polskim włącznie. Gdy czytam różne artykuły na temat sytuacji w Irlandii i rozmawiam na ten temat, tak w Irlandii jak i w Polsce, widzę, że ludzie różnie reagują na obecną sytuację. Widać, że niektórzy przyjmują postawę strusia, który chowa głowę w piasek, albo postawę ostrygi, zamykającej swoją skorupę, gdy pojawia się jakieś zagrożenie. Taka była reakcja Kościoła instytucjonalnego w Irlandii, dopóki media nie zaczęły nagłaśniać skandali. Okazuje się, iż wielu biskupów, wiedząc o tym, że nie którzy księża wykorzystywali nieletnich, przenosili ich z jednej parafii do drugiej zamiast stanowczo reagować. Milczeli, bojąc się utraty autorytetu, skandalu oraz negatywnej reakcji społeczeństwa. Z moich rozmów z różnymi ludźmi odnoszę wrażenie, że niektórzy nie przyjmują do wiadomości tego, że Kościół przeżywa prawdziwy kryzys. Uważają, że to tylko sprawa kilku księży pedofilów, że jest to zjawisko przejściowe i krótkotrwałe. A więc nie trzeba się zbytnio przejmować. Inni - na początku przynajmniej - nie widzieli kryzysu w Kościele i nie zdawali sobie sprawy ze zmian w społeczeństwie i w kulturze. (Teraz, wobec pogłębiania się kryzysu, nie można temu zaprzeczać.) Można powiedzieć z całą pewnością, iż pewien okres w historii Irlandii, gdy wszyscy Irlandczycy byli wierni Kościołowi, ostatecznie minął.
Gdy rozmawiam o tych problemach w kręgach kościelnych w Polsce, widzę, że wielu uważa skandale za atak na Kościół; że wywołali je wrogowie Kościoła, którzy w ten sposób starają się niszczyć jego autorytet w oczach wiernych.
Uważa się, że zarzuty zostały albo wymyślone, albo przynajmniej przesadzone. Najczęściej krytykuje się media, które wprawdzie nagłaśniały skandale w Kościele, ale ich nie wymyśliły. Niestety, gdyby mediów nie było, prawdopodobnie władze kościelne do dziś nie stawiłyby czoła strasznemu problemowi molestowania seksualnego dzieci przez duchownych4 .
Inni uważają, że Kościół sam da sobie radę, i to według własnych zasad, z grzechami księży i biskupów (media i prawo świeckie nie powinny mieć nic do powiedzenia w tej sprawie). Niestety, doświadczenie ostatnich lat pokazuje, że niektóre osoby w Kościele mają wielką skłonność do tuszowania nieprzyjemnych spraw! Zapominają o tym, że molestowanie jest nie tylko grzechem; nie tylko sprawą kościelną, jest - używając słownictwa papieża - zbrodnią, a więc podlega prawu karnemu. Porada, jakiej udzielili prawnicy - ale nie tylko - brzmiała: Nie mówić nic. (Usłyszałem podobne komentarze tutaj, w Polsce, gdy światło dzienne ujrzała sprawa abp. Paetza.) Ale w Irlandii okazało się, że milczenie to klęska. Nie pomogło ono ani ofiarom, ani wiernym. W umysłach ludzi milczenie rodzi wątpliwości i pytania. Jeśli biskupi są niewinni, to czemu nic nie mówią? Czy milczenie nie wskazuje na ich winę? Jeżeli z dziennikarzami nie będą rozmawiali mądrzy ludzie Kościoła, dziennikarze będą rozmawiali z mniej przychylnie nastawionymi wobec Kościoła. Żyjemy w świecie, w którym media odgrywają coraz ważniejsza rolę. Kościół potrzebuje dobrych, doświadczonych rzeczników, którzy potrafią rozmawiać z mediami5 . Kościół musi się uczyć, jak działać w tym świecie - to będzie wymagało zastanowienia się nad nowymi sposobami reagowania na problemy. Nowa sytuacja czasami wymaga, żeby przedstawiciele Kościoła potrafili mówić otwarcie i jasno o tym, co się stało, i żeby Kościół potrafił reagować szybciej niż do tej pory.
Uważam, iż przedstawione wyżej podejścia są motywowane lękiem, który wywołuje postawę obronną. Nasze podejście do kryzysu i do skandali powinno być bardziej ewangeliczne. W Ewangelii Jezus często mówi uczniom, żeby się nie bać nawet w najtrudniejszych momentach. Z wielką miłością do Kościoła i wiernością Ewangelii należy stanąć w prawdzie i przyglądać się trzeźwo wszystkim faktom. (To znaczy, że należy sprawdzić, czy zarzuty mają podstawy w rzeczywistości.) Musimy przyznawać się do błędów, gdy popełniono jakiś błąd. Nowe podejście wymaga od nas wielkiej odwagi, lojalności, pokory i rozeznania. Zamiast szukać wrogów zewnętrznych, Kościół najpierw musi szukać tych wewnętrznych. Nie zaprzeczam, że mogą istnieć wrogowie Kościoła - ale narzekanie na nich i zrzucanie na nich odpowiedzialność za obecny kryzys w niczym nie pomaga. Świat oczekuje od nas, żebyśmy sami wprowadzili w czyn to, czego wymagamy od naszych wiernych. Jeżeli oni muszą wyznawać swoje grzechy i prosić o przebaczenie, duchowieństwo irlandzkie powinno również przyznać się do swoich grzechów oraz odważnie i pokornie przeprosić. Jestem przekonany, że tak czyniąc Kościół odzyska autorytet, a nie straci go. Wydaje się, iż większość biskupów zdaje sobie sprawę, że cały Kościół musi stanąć w prawdzie, nie bacząc, jaka będzie reakcja. Już się rozpoczęło pod kierownictwem świeckiej sędziny śledztwo, by zbadać, jak każda diecezja postępowała w sprawach molestowania nieletnich przez księży. Taka otwartość jest bolesna, bo nieco upokarzająca, ale nie ma innego wyjścia.
Na skandale należy reagować w sposób stanowczy i przejrzysty. Kościół mógłby się tego uczyć od innych dużych instytucji. Najlepszym i najszybszym sposobem na kryzys jest powiedzieć wszystko - i powiedzieć to szybko6 . Kościół niszczy powolne, po kropelce, stopniowe odsłanianie potwornych skandali seksualnej przemocy.
Dopóki nie powie się wszystkiego, nigdy nie można być pewnym, czy następnego dnia nie wybuchnie kolejna afera. Będzie można uporać się z problemami dopiero wtedy, gdy zostaną one wyjaśnione do końca i wyciągnie się wszystkie wnioski. Ludziom natomiast wydaje się, iż Kościół podejmuje inicjatywę, by wyjaśnić sytuację tylko wtedy, kiedy zmusza do tego sytuacja zewnętrzna. Ostrożność i obrona status quo są mocno zakorzenione w mentalności Kościoła instytucjonalnego. To obronne i powolne podejście sprawia, że rodzi się coraz więcej sceptycyzmu i podejrzenia wobec Kościoła i jego inicjatyw. Z tej racji coraz więcej ludzi odnosi się teraz nieufnie do śledztwa pani sędziny Hussey, mimo że - moim zdaniem - jest to bardzo dobra inicjatywa.
Kilka miesięcy temu arcybiskup lubelski Józef Życiński, mówiąc na temat kryzysu w Kościele amerykańskim7 , powiedział m.in. że jednym z najważniejszych czynników jest tzw. irlandzka duma. Irlandzka, bo wielu hierarchów odpowiedzialnych za diecezje, w których jest najwięcej problemów, jest irlandzkiego pochodzenia. Niestety, taka niezdrowa duma istnieje również na Zielonej Wyspie, a nie tylko w Stanach. Ta duma polega na samozadowoleniu kapłańskim i kościelnym.
Przez wiele lat hierarchowie irlandzcy uważali, że w naszym Kościele wszystko jest w porządku, że nie potrzebujemy cudzej pomocy i rady. Na zewnątrz tak wyglądało. Inne kraje mogły nam zazdrościć, że u nas kościoły i seminaria były pełne. Ale samozadowolenie jest bardzo niebezpieczne, bo usypia, tworzy inercję i przekonanie, że obecna sytuacja jest zadowalająca. Nie czuje się potrzeby odczytywania nowych znaków czasu i słuchania krytycznych głosów tych, którzy myślą inaczej.
Teraz Kościół w Irlandii budzi się i ku swojemu zdziwieniu zdaje sobie sprawę, że spora część wiernych jakby wyparowała. Przez tyle lat w Irlandii Kościół cieszył się wielkim autorytetem, znajdował się na szczycie społeczeństwa. Teraz upadł - z wysoka. Upadek jest bolesny i upokarzający. Ale takie są skutki samozadowolenia! Prawdopodobnie, przez obecny kryzys, Bóg uczy nas pokory. Bolesna nauka, ale bardzo potrzebna! Dopiero gdy zniknie niezdrowa duma, duchowieństwo irlandzkie będzie w stanie rozeznać to, co Duch Święty chce czynić w obecnej sytuacji. Chcę na marginesie dodać jedną małą uwagę: niezdrowa duma i usypiające samozadowolenie nie są wyłączną własnością Irlandczyków! Mogą istnieć też i w innych Kościołach!
Solidarność wśród księży jest ważna, ale pod warunkiem że jest zdrowa. Tak jest, kiedy księża wspierają się nawzajem, jeżeli dodają sobie otuchy oraz zachęcają w wierności powołaniu. Solidarność jednak może być niezdrowa, jeżeli tworzy chorą mentalność klerykalną, która zaistniała, i być może jeszcze istnieje, wśród duchowieństwa irlandzkiego8 . Klerykalizm w najgorszym wydaniu polega na tym, że duchowieństwo uważa, że jest wyższe i lepsze od świeckich, że ma władzę nad ludźmi w Kościele - w kraju też - i robi wszystko, by tę władzę utrzymać. Biskupi i księża stanowią wtedy zamkniętą grupę, która jest odpowiedzialna wyłącznie za Kościół i nie odpowiada przed władzą świecką. Klerykalizm prowadzi do przemilczania pewnych przykrych i karygodnych rzeczy, których duchowieństwo nie chce ujawnić, by nie stracić swojej pozycji w społeczeństwie. Tworzy się atmosferę tajemniczości i braku przejrzystości w działaniu. Klerykalizm przyczynił się do zbudowania dwupoziomowego Kościoła: rządzące duchowieństwo oraz bierny i posłuszny laikat. Musi istnieć solidarność wśród duchowieństwa, ale niech będzie ona otwarta na współpracę ze świeckimi, odpowiedzialna, wspierająca księży w tych trudnych czasach w ich wierności wartościom Ewangelii.
Do tej pory Kościół w Irlandii był Kościołem nauczającym, miał odpowiedzi na wszystkie ważne pytania. W chwili obecnej musi się stać coraz bardziej Kościołem słuchającym - i to we wszystkich dziedzinach. Bardzo szybko mija stara kultura przedmodernistyczna, w której Kościół miał uprzywilejowane miejsce. Gdy wracam do ojczyzny, ciągle uderza mnie to, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat mentalność ludzi radykalnie się zmieniła, podchodzą oni całkiem inaczej do spraw wiary i wartości. Coraz częściej panuje nowa kultura, odnosząca się inaczej do wielu spraw. Gdy św. Paweł dotarł do Aten, znalazł się w obszarze nowej dla niego kultury greckiej. Najpierw chodził po mieście i poznawał mieszkańców i ich kulturę; dopiero później przemówił do nich, używając nowego i dostępnego dla nich słownictwa i sposobu myślenia. W podobny sposób Kościół musi wsłuchiwać się w nową kulturę irlandzką, by móc jasno i odważnie głosić Ewangelię Jezusa. Kościół musi słuchać bólu ofiar przemocy seksualnej ze strony księży, gniewu wiernych, frustracji tych, którzy starają się poprawić sytuację, niezadowolenia kobiet wobec patriarchalnych struktur kościelnych. Kościół musi koniecznie wsłuchiwać się w to, co ludzie nowego pokolenia mają do powiedzenia, i starać się ich zrozumieć - to nie znaczy, że trzeba wszystko zaakceptować. Dopóki Kościół był silny, wierni nie wyrażali niezadowolenia, ale teraz, kiedy wychodzi na jaw tyle skandali i Kościół przeżywa kryzys, wielu ludzi wyraża, dotychczas stłumione, pretensje i niezadowolenie. Wydaje się jednak, że Kościół instytucjonalny nie umie słuchać9 , co budzi wśród wiernych jeszcze większy gniew i frustrację. Słuchanie jest trudne, bo wymaga schodzenia z piedestału, wyzbycia się bezpieczeństwa własnej funkcji, wejścia w ból cierpiących, rozumienia go. Wsłuchiwanie się w opinie ludzi wiąże się z ryzykiem, bo nie wiadomo, do czego doprowadzi dialog - dlatego wielu w Kościele boi się tego dialogu. Wiadomo natomiast, jakie są skutki, do których doprowadził brak słuchania i dialogu: cierpienie ofiar przemocy seksualnej, bezradność biskupów i przełożonych zakonnych, rozczarowanie wiernych, obojętność młodzieży, puste kościoły itd. A więc w takiej sytuacji warto zaryzykować wsłuchiwanie się! Wierząc w Ewangelię i przewodnictwo Ducha mądrości i rozeznania, należy przeciwstawiać się wszelkiej zmowie milczenia, która nie pozwala dyskutować o niektórych istotnych sprawach, dotyczących życia Kościoła. Trzeba ufać Duchowi Świętemu, który ciągle żyje w sercach wszystkich członków ludu Bożego. Kościół w Irlandii przeżywa kryzys, problemy same nie znikną. Potrzebni są odważni ludzie, kochający głęboko Kościół Jezusa i będący wierni Ewangelii, szukający nowych, twórczych rozwiązań i podejść, które pozwolą nam być wiernymi uczniami Jezusa w nowej Irlandii. Po 1500 latach istnienia Kościoła na naszej wyspie Bóg nie wycofa swej miłości do naszego narodu. Ten czas jest kairos, wsłuchujmy się więc odważnie w to, co Duch Święty mówi do Kościoła. W sytuacji kryzysowej Kościół najbardziej potrzebuje odwagi10 .
W Kościele irlandzkim niektórzy członkowie duchowieństwa mają na sumieniu poważne grzechy seksualne. Jakie wnioski powinniśmy z tego wyciągnąć? Każdy z nas powinien być świadomy tego, że ksiądz jest człowiekiem, który ma zwykłe ludzkie uczucia, namiętności i popędy seksualne! W celibacie człowiek wyrzeka się życia małżeńskiego, ale nie wyrzeka się swojej seksualności, wyrzeka się tylko jej realizowania. Ksiądz nie jest aniołem, jest istotą cielesną! Biada temu, kto o tym zapomina! Obecny kryzys pokazuje, jak wszystkim - także księżom - potrzebna jest dojrzałość osobista i seksualna. Pedofilia jest przede wszystkim objawem braku integracji i dojrzałości, a niekoniecznie orientacji homoseksualnej11 . Czystość kapłańska nie jest stanem, który ksiądz osiąga raz na zawsze. Stanowi ona cel, do którego trzeba ciągle dążyć. Ksiądz powinien nieustannie pracować nad sobą w dziedzinie dojrzałości seksualnej. Jest ważne, aby zaistniała w Kościele atmosfera otwartości wobec tych, którzy przeżywają trudności, i możliwość rozmowy z kompetentnymi osobami.
Obowiązują nas pewne jasne zasady. Pierwszą z nich jest odpowiedzialność za siebie. Popędami seksualnymi należy kierować odpowiedzialnie. Każdy potrzebuje solidnej i zdrowej dyscypliny w życiu seksualnym, każdy boryka się z własnymi popędami seksualnymi i prawdopodobnie tak będzie do końca życia. Jeśli ma się jakąś specjalną trudność czy problem w tej dziedzinie, należy stawić mu czoło i szukać rady i pomocy. Nie wolno chować głowy w piasek, uważając, że problem jest nieistotny, albo że wystarczy się modlić. Jeśli ksiądz nie dba o własną dojrzałość seksualną i będzie postępował nieodpowiedzialnie, to on jest tym wrogiem, który niszczy Kościół. Z racji kapłaństwa ludzie obdarzają nas zaufaniem, którego nie wolno w żadnym wypadku niszczyć!
Jesteśmy odpowiedzialni również za innych i za cały Kościół. Wspólnota kościelna powinna być wspólnotą, w której dobry duch pomaga wszystkim wzrastać i kształtować swe powołanie. Jeden drugiego brzemiona noście - powiada Pismo Święte. Dlatego też nie można tylko przypatrywać się problemom innych, ale powinno się próbować pomóc wyjść z kryzysu. Zdarza się, że wiemy, iż ksiądz postępuje nieodpowiedzialnie w dziedzinie seksualnej. Co czynić? Można nic nie robić, mówiąc sobie, że to nie moja sprawa, że nie wypada, że nie chcę być donosicielem itd. W dzisiejszym Kościele, kto milczy w obliczu grzechów seksualnych w imię jakieś chorej solidarności kapłańskiej, ponosi odpowiedzialność za ten grzech. W Irlandii wielu odpowiedziało milczeniem na molestowanie dzieci i inne rodzaje nieodpowiedzialności seksualnej. I teraz cały Kościół płacze nad swoją głupotą i płaci słono za grzechy tej stosunkowo nielicznej grupy nieodpowiedzialnych księży i zakonników. Odpowiedzialność w tej dziedzinie wymaga od biskupów i przełożonych stanowczego i odważnego stanowiska. Patrząc na to, co się stało w Irlandii, uważam, że potrzebujemy prorockiej odwagi, żebyśmy jasno mówili, że pewne zachowania są nie do przyjęcia i nie przemilczali tych spraw w imię jakieś chorej solidarności. Wielka odpowiedzialność i odwaga są tu potrzebne. Bo jeżeli biskupi i księża nie mówią o tej sprawie i nie wyjaśniają jej - w sposób lojalny i odpowiedzialny, uczciwy i stanowczy - to prędzej czy później media zaczną o tym pisać, i wtedy nie będzie wesoło!
Kościół w Irlandii stoi przed wielkim wyzwaniem. W duchu Ewangelii i z pomocą Ducha Świętego musi wyciągać wnioski, by się oczyścić i w nowej sytuacji i nowej kulturze głosić Ewangelię Jezusową. Na końcu pojawia się pytanie, czy to wszystko ma jakieś znaczenie dla Polski. Czynniki ogólnoeuropejskie, które są główną przyczyną irlandzkiego kryzysu, działają również w Polsce. Księża polscy są, tak jak irlandzcy, ludźmi i być może mają podobne problemy!
Uważam, że Kościół w Polsce powinien przyjrzeć się dokładnie temu, co się stało u nas. Powiedzenie mówi, że uczymy się na błędach. Niech Kościół w Polsce uczy się na naszych błędach, aby ich nie powtarzać! Inne powiedzenie mówi: Mądry Polak po szkodzie. Życzę, abyście byli mądrzy po NASZEJ szkodzie!
DAVID SULLIVAN PA, ur. 1946, absolwent University College Dublin (lit. francuska i historia), uczelni w Strasburgu (teologia), St Luis University oraz KUL-u. Misjonarz w Ugandzie, ojciec duchowy w nowicjacie Ojców Białych (Patres Albi) w Zambii, rektor seminarium w Dublinie. Obecnie rektor seminarium w Lublinie.
Przypisy:
1. W ostatnich 15 latach zamknięto wszystkie seminaria diecezjalne oprócz seminarium narodowego w Maynooth. W 2001 r. do seminarium wstąpiło 30 mężczyzn, w porównaniu ze 164 w 1970 r. A w czasach rozkwitu katolickiej Irlandii było ponad 400 powołań kapłańskich (1964 r)
2. W 2002 r. arcybiskup Dublina, kard. Desmond Conell napisał dwa listy duszpasterskie (14 IV 2002 i 6 X 2002) do swoich wiernych, w których przyznaje, że popełnił błędy i prosi o przebaczenie. Bp Brendan Comiskey z Ferns podał się do dymisji w marcu 2002 r., bo, jak przyznał, źle sobie radził z problemem księży pedofilów w diecezji.
3. Więcej na ten temat zob. D. Sullivan, Kościół stracił więcej niż Pan Bóg, —Więź marzec 2002, s. 10-22; tenże, Kryzys w Kościele Irlandzkim, —Brama Trzeciego Tysiąclecia, 2002; tenże, Sekularyzacja w Irlandii szansą dla Kościoła, —Wiadomości KAI, 2 XII 2001.
4. Można mieć zastrzeżenia do niektórych mediów, ale ogólnie rzecz biorąc media szukały prawdy; zob. M. Breen, The Good, the Bad and the Ugly, —Studieslh, Winter 2002, s. 332-338.
5. Większość biskupów irlandzkich okazała się bardzo nieudolna i niekompetentna w kontaktach z mediami; zob. E. Conway, Touching our Wounds, —Furrow, May 2002, s. 264-265
6. Pan Dilenschneider, który przyczynił się do opanowania kryzysu związanego z przeciekiem nuklearnym na Three Mile Island; cyt. za P. Agnew, Kościół w obliczu kryzysu spowodowanego przez przypływ skandali związanych z przemocą seksualną, —The Irish Times 8 IV 2002.
7. Podczas spotkania Rady Pedagogicznej w WSD w Lublinie 21 VI 2002. 8 S. O'Conaill, The real scandal in Irish Catholicism, —Furrow, May 2002, s. 271-275.
9. Ludzie na uprzywilejowanych stanowiskach, jak biskupi, księża i wielu im podobnych, mają trudności, żeby zarówno osobiście jak i w ramach swoich struktur słuchać i dzielić cierpienie ofiar, ich poczucie prawdziwej rozpaczy; E. Mc Donagh, A Shared Despair, tamże, s. 261.
10. Biskupi irlandzcy złożyli Ojcu Świętemu wizytę ad limina w 1998 r. Wychodząc z sali, papież odwrócił się do biskupów, podniósł swoją laskę i powiedział: —Corraggio! (—Odwagil!).
11. B. Mc Millan, Scapegoating in a time of crisis, —Furrow, May 2000, s. 281.
opr. mg/mg