Peter Seewald, "Jezus Chrystus. Biografia" - recenzja

Biografia Jezusa Chrystusa napisana przez dziennikarza, szukającego czegoś więcej niż zbieranina niepowiązanych faktów - recenzja książki Petera Seewalda

Dlaczego Peter Seewald, świadomy tego, że Jezus Chrystus wymyka się z wszelkich ram, że mamy do czynienia z kimś, kto nie pozwala się całkowicie objąć, kto zadziwia, fascynuje, a czasem nawet przeraża (s. 7), jednak decyduje się napisać Jego biografię? Czy nie należałoby przyznać się do ograniczenia, że z powodu ogromu przestrzeni prawdziwości Jezusa Chrystusa udało nam się poznać jedynie skąpy fragment (s. 256—257)? I że po dwóch tysiącach lat nie jest możliwe nie narzucać tamtemu objawieniu współczesnych kategorii rozumienia rzeczywistości? Świadomy tego, że jeśli bohater jego biografii jest rzeczywiście Synem Bożym, nie powinno się ograniczać do znalezienia jednej szlachetnej lub wielkiej czy też religijnogenialnej osobowości, lecz czegoś, co przekroczy naszą ludzką miarę (s. 51), podejmuje się Seewald trudnego wyzwania. Jeśli prawdą jest to, co Ewangelie głoszą o Jezusie, prawdą musi być również ludzki opór w przyjęciu Bożego objawienia — to, co spotyka Jezusa przez wszystkie stulecia aż po nagłówki z pierwszych stron gazet w naszych czasach: nie wierzy się Mu (s. 254). Siłą rzeczy niewierzący nie może napisać biografii Tego, do którego bez wiary nie ma przystępu. Ale i dla wierzącego Seewalda nie będzie łatwe zrealizować zamiar spisania biografii Jezusa: Nocami prześladowały mnie demony, w dzień brak weny twórczej (s. 13).

Jeśli mimo świadomości tego, że Pan nie daje się zamknąć w żadnych ramach, proponuje się czytelnikowi ramy biografii, i to tak dokładnej, że kolejne rozdziały tytułuje się wydarzeniami z Ewangelii z podaniem ich daty (z dokładnością do miesiąca!), znaczyć to musi, że Autor stawia się w opozycji do współczesnej nauki i przedstawia tę biografię jako swoistą prowokację i wyznanie wiary w prawdziwość i historyczną wiarygodność Ewangelii. Czy rzeczywiście — jak to utrzymywali teologowie — nie było możliwe sporządzenie kroniki Jego życia zgodnie z przekazem Biblii? Odkąd Jezusem zajęli się eksperci, po ówczesnym ciele i życiu Chrystusa pozostało niewiele. [...] Gdy na końcu całej procedury na stole operacyjnym pozostała jedynie głowa, pojawiło się uzasadnione pytanie, czy ten człowiek mógł w ogóle tak żyć (s. 13). Oczywiście niemiecki pisarz ma świadomość tego, że zgodnie ze zrozumieniem Biblii biografia Jezusa nie jest ani wyłącznie ludzka, ani też nie może być biografią Boga (wykraczającą daleko poza wszelką ziemską zjawiskowość) (s. 193), ale musi odpowiadać tajemnicy Wcielenia: jeśli w Jezusie mamy do czynienia z Synem Bożym, musimy poważnie traktować zarówno fakty historyczne, jak i wiarę, która stanowi hermeneutykę właściwą dla zrozumienia tego przekazu, bo przecież zrodził się on w jej kontekście.

Seewald boleje nad „okrojeniem” Jezusa przez naukowców, który z osoby mającej wpływ na miliardy ludzi nagle okazuje się nie być nikim wyjątkowym. Przez całe dziesiątki lat zadowalaliśmy się wyszukiwaniem wszystkiego, co z Mężem z Nazaretu może być nie w porządku. Badano Go kawałek po kawałku. To, co pozostało, zmieści się dziś na spodeczku pod filiżankę. Natomiast zgubił się nam Jezus, który uformował i przemienił dziesiątki generacji, a także zainspirował największych geniuszy ludzkości. Przez całe dziesiątki lat pytaliśmy, co mogłoby przemawiać przeciwko Jezusowi. Czy to nie dziwne, że zapomnieliśmy zadać pytanie o to, co przemawiałoby za Nim? Za prawdą Jego historii? Za prawdą Jego przesłania, że jest posłańcem Boga, Jego Synem, jednym z Ojcem? (s. 7). To tyleż plastyczne, co drastyczne przedstawienie procesu badania Biblii współczesnymi metodami interpretacji (zwłaszcza metodą historyczno-krytyczną) przewija się przez książkę jak refren — z tego właśnie „miejsca bólu” pisze Seewald swoją biografię: współcześni porzucili kontemplację Chrystusa, aby przybiwszy Go do drzewa poznania, stopniowo przeprowadzać sekcję, tnąc Go mniejszymi i większymi skalpelami (s. 24). Oddzielenie wiary od badań doprowadziło do tego, że pojawili się „Jezus historii” i „Chrystus wiary”, dokładnie od siebie oddzieleni, jak gdyby miało się do czynienia z białkiem i żółtkiem (s. 109).

Jeden z rozdziałów (Podejrzenia) jest poświęcony właśnie egzegezie i krytyce biblijnej, jej historii (Seewald jest zorientowany w temacie, podaje nazwiska, cytuje uczonych), przedstawieniu procesu oddzielania nauki od religii, faktów od prawd wiary. W efekcie rozwoju nauki pojawia się wokół dotychczasowego Jezusa ludu mur ciężkiej jak beton literatury fachowej, zwieńczony drutem kolczastym skomplikowanych teorii i akademickich podejrzeń (s. 136). Tutaj też cytuje Seewald słynne stwierdzenie Rudolfa Bultmanna, według którego Ewangelie to nie biografie, lecz świadectwa wiary (s. 139). Podobnie jak Joseph Ratzinger krytykował kiedyś Bultmanna za to tyleż beztroskie, co bezpodstawne zlekceważenie prawdziwości wydarzeń na rzecz idei jedynie, teraz czyni to Seewald: Czy tak trudno wyobrazić sobie, że autorzy Nowego Testamentu byli na tyle wstrząśnięci spotkaniem z oczekiwanym Mesjaszem, iż nie odważyli się na to, aby przekazać własne fantazje i intrepretacje? (s. 141).

Autor książki traktuje ewangelistów poważnie, ufa ich relacjom, i na tym dopiero fundamencie korzysta z osiągnięć metody historyczno-krytycznej. Dziś na temat Chrystusa możemy się dowiedzieć znacznie więcej niż wszystkie pokolenia przed nami. Refleksje teologiczne, rezultaty badań historyczno-krytycznych, a szczególnie odkrycia archeologiczne z ostatnich lat dostarczają nam bogactwa źródeł, do których wcześniejsi analitycy nie mogli sięgać (s. 19). Korzysta z tego garściami całych stronic, przekazując w dziennikarskim skrócie tajemnice historyczne, kulturowe i cywilizacyjne. Razem z archeologami cieszy się i płacze nad znaleziskami potwierdzającymi dane znane jedynie z Ewangelii (np. zlokalizowanie domu Piotra). Krytycy Ewangelii nadmuchali gorącym powietrzem ogromny historyczny balon, natomiast parę znalezionych przez archeologów gwoździ z czasów Chrystusa wystarczyło, aby doprowadzić do rozerwania go na tysiące kawałków (s. 144). Nie jest więc Seewald jakimś ignorantem w gabinetach naukowych, ma za to świadomość, że nie zza biurka da się napisać biografię Jezusa. Trzeba udać się w drogę, albo lepiej: iść tą Drogą, którą On jest. Służyć temu ma zarówna wędrówka egzystencjalna (życie wiary), jak i podróż do Ziemi Świętej, by tam zapoznać się z „piątą Ewangelią”, iść po śladach historii. Z każdym kolejnym kilometrem przemierzonym wraz z Jezusem próbowałem coraz bardziej postrzegać Jego historię z punktu widzenia wiary (s. 259).

Charakterystyczne dla Autora jest zarówno współczesne odczytywanie historii sprzed dwudziestu wieków (np. analogie między uzdrowieniami Jezusa a dzisiejszym stanem wiedzy np. psychologicznej, paralelizm chorób duchowych naszych czasów do tych opisanych w Ewangelii), jak i wskazywanie, że prawdy Ewangelii realizują się na naszych oczach (nowożytne przykłady zjawisk cudownych). Jak u Zachariasza, niewiara i dziś prowadzi do zaślepienia, a słowa Jezusa działają tak samo prowokująco jak kiedyś. Ewangelie potwierdzają się w ludzkiej egzystencji, ale również na tle innych dzieł starożytnych okazują się wyjątkowe. Cały rozdział (Ewangelia — dokumentacja) poświęca Seewald temu tematowi, a wnioski tam zawarte mogą łatwo posłużyć w celach apologetycznych w duszpasterstwie. Zresztą cała książka może się przydać odpowiedzialnym Kościoła, tyle że z tych ponad pięciuset stron trzeba by wyławiać poszczególne przydatne informacje.

Widać, że książkę Jezus Chrystus. Biografia pisał dziennikarz. Wskazują na to: dynamiczny styl reporterski, publicystyczna retoryka, dziennikarska pasja pozwalająca mu łączyć fakty, snuć hipotezy (sięga także do apokryfów), mnożyć poetyckie (o Jezusie na s. 16: Był niczym zjawisko przyrody. Był nawałnicą, ale — to już s. 215 — każde słowo płynące z Jego ust zdaje się być niczym piórko unoszące się delikatnie nad trawami i kłosami, ścieżkami i chatami, zanim opadnie na kolana pastuszka, który weźmie je pieszczotliwie w dłoń) i odważne, nowoczesne metafory (np. o proroctwach Starego Testamentu zapowiadających Mesjasza: ...jak gdyby ktoś za pomocą Google Earth z innej galaktyki przybliżył określony punkt Ziemi, aby dojrzeć na niej postać, która już u początku czasu została wyprawiona w drogę; s. 24). Pamiętnik podróży (wiemy, jakiej piosenkarki słucha i że pije kawę smolistą jak czarne dziury) przeplata się tu z dialogami prowadzonymi z opatrznościowo spotkanymi osobami żyjącymi Ewangelią, medytacjami mocno opartymi, jak u Ignacego z Loyoli, na wyobraźni oraz z migawkami reportażowymi nie pozbawionymi humoru (Kierowcy dzielnie sprawdzali działanie klaksonów, s. 159). Jedno przeskakuje w drugie, medytacja kończy się wypiciem z kimś kawy, reportaż kontemplacją rzeczywistości, gdy Seewald siedzi w małej pieczarze na stoku góry, spoglądając na świat niczym z wielkiej źrenicy (s. 295). Wszystko to tworzy specyficzny klimat i sprawia, że lektura jest bardzo interesująca, co ma znaczenie w przypadku tej „cegłówy”. I jeszcze to — Seewald lubi sobie pofilozofować, nie boi się wielkich pytań (Czy w obecnych czasach nie paraliżuje nas strach przed rzeczywiście otwartym i wielkim sposobem myślenia?, s. 178), na tradycyjne problemy teologiczne spogląda od własnej strony. Charakterystyczne upodobanie ma w symbolizmie, proponuje jakiś nieomalże „kabalizm” liczb, bo to, co ewangeliści opowiedzieli, wymagało własnej gramatyki, aby w stosownej krótkości przedstawić tę wielowarstwowość, jaka jest właściwa dla spraw duchowych (s. 228).

Kto zna wcześniejsze wywiady prowadzone przez byłego dziennikarza „Sterna” i „Spiegla” z Josephem Ratzingerem, kto czytał Jezusa z Nazaretu Benedykta XVI, ten z łatwością zauważy, jak wiele z mądrości obecnego papieża czerpie ten, kto właśnie dzięki wcześniejszym z nim rozmowom narodził się na nowo w Kościele. Seewald jest duchowym synem Ratzingera, i choć swoje dzieło pisze nie naukowym (choć przecież nie stroni od teologii!) językiem, znać w nim te same tematy ważne dla nich obu. Dla przykładu wymieńmy kilka z nich: obrona wiarygodności Biblii, korzystanie z naukowej egzegezy w powiązaniu z zasadami teologicznymi jej interpretacji („hermeneutyka wiary”), stosowanie egzegezy kanonicznej (czytanie Ewangelii w perspektywie całości Pisma Świętego, które stanowi coś więcej niż sumę swoich części), zdumienie, że nie przez wielkość i hałas, ale przez skromność i ciszę objawia się Bóg, relacja Jezusa do Ojca przedstawiona przez Ewangelię jako największe objawienie Jego Boskiej tożsamości: Nie ogląda Boga, lecz jest z Bogiem, gdyż najgłębsza więź z Ojcem to podstawa Jego egzystencji życiowej, najświętsze w Jego wnętrzu, do którego nikt nie miał dostępu, nawet Jego Matka (s. 300).

Benedykt XVI miał powiedzieć o dziele Seewalda (zostało to przywołane na okładce): Świetna książka o Jezusie Chrystusie. I należy się z tym zgodzić. Szkoda, że wydawca utrudnił czytelnikowi lekturę mnóstwem literówek (i „wyrazówek”), błędów stylistycznych i związanych z formatowaniem. Nie ustrzeżono się też nawet błędów merytorycznych.

Tekst ukazał się w Homo Dei nr 4 (305)/2012.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama