Mówi się, że młodzi są głupi, a starzy są mądrzy - nie zawsze
Ostatnio zastanawiałem się nad kwestią Objawienia Bożego, czemu Bóg nie mógł tak jaśniej objawić nam siebie, ale w pewien sposób ukrył się w Piśmie Świętym. Pewna kobieta wzięła się za lekturę Biblii i im więcej czytała, tym więcej miała pytań i w pewnym momencie przestała i powiedziała, że ona woli wierzyć tak jak wierzy, bez tych wszystkich pytań i wątpliwości, niż zastanawiając się nad dzieciństwem, uczuciami Maryi, zachowaniem uczniów i wieloma innymi sprawami.
A jednak ważne jest i poszukiwanie i zadawanie pytań. To tak, jak z osobami szukającymi pracy, ciągle rozpytują, zaglądają w wiele miejsc – byle tylko znaleźć. Ci, którzy ją mają, mówią – jakie bezrobocie, przecież brakuje pracowników, tylko się robić nie chce, a wciąż jest tyle rzeczy do zrobienia. Kto chce, szuka, znajduje i dalej szuka. Podobnie jest w Kościele. Ten, kto znajdzie, potrafi przekazać zdobytą wiedzę z wielką radością i swoją postawą wprost zaraża ludzi. Babcia ojca Karola Meissnera, z pochodzenia Hiszpanka, mawiała: „Wojtek, ty masz dobra aura”.
Taką dobrą aurę miał Karol Wojtyła. Pamiętacie Państwo, gdy już jako papież był w Polsce, to wszyscy – to znaczy ci, którym to było w smak! – byli w dobrym nastroju i mówili: Ojciec Święty jest z nami! Podobnie gdy jeszcze jako kardynał bywał w Tyńcu, kiedy siedział przy stole, wszyscy byli tacy, jakby dostali po milion złotych. To była dopiero dobra aura człowieka, która wpływała na całe otoczenie! Są ludzie, z którymi się z chęcią rozmawia, z chęcią się do nich przychodzi, drzwi się do nich nie zamykają, są niezwykle serdeczni i mili i to się czuje, że święci są wśród nas. Ilu ludzi nam pomaga, dzięki ilu wiemy, że jesteśmy potrzebni.
A są tacy, którzy są ciągle niezadowoleni, mają wszystko, wspaniałą pracę, mieszkanie, rodziny – a mimo to są niezadowoleni i zarażają tym niezadowoleniem wszystkich w około. To jest postawa całkowicie przeciwna dzieleniu się i poszukiwaniu prawdy. W zdrowych rodzinach łatwiej jest o dobro, o tę dobrą aurę. Dlatego tak ważna jest walka o rodzinę, aby w każdej rodzinie obecny był zdrowy archetyp Boga. Tak więc jeśli w rodzinie jest zdrowa atmosfera, wówczas i relacja z Bogiem przebiega bardziej naturalnie. Spotkałem jednak taką babcię, która ciągle powtarzała wnuczkowi, że jak będzie niegrzeczny to Bóg go pokarze. Wówczas na miejscu wiary pojawiają się lęki a ostatecznie zwątpienie i brak wiary. Bóg nie karze natychmiast, to my sami często siebie karzemy, robiąc na przekór innym i sobie i na przekór Bogu. Kiedyś pewna babcia przechodziła z wnuczkiem przy czerwonym świetle. Ostro powiedziałem jej, co o tym myślę, a ona na to, że jest mały i nie rozumie. Ja jej na to, że jak dorośnie i się nie zastanowi, i go auto przejedzie, to będzie babci wina.
Mówi się, że młodzi są głupi, a starzy są mądrzy – nie zawsze. Nasi bliscy i w ogóle całe otoczenie może nam pomóc zbliżać się do Niego, a może też być powodem do oddalania się. Moja religijność może się wypaczać, gdy nie postępuję naprzód, ponieważ coś mnie blokuje lub sam ulegam pewnym złudzeniom Na przykład – w małych miejscowościach szczególnie – jeszcze dzisiaj często chodzi się do kościoła, bo „co ludzie powiedzą”. Po latach może to się stać jedynie pustym nawykiem, nic więcej.
W druga stronę – kiedy widzimy żywych świadków wiary, wówczas nasza wiara wzrasta i staje się silniejsza. Wojtyła i Ratzinger widzieli swoich ojców modlących się, co było dla nich wzorem na drodze ich wiary. Pomyślmy sobie – taki żandarm i antyhitlerowiec jak Ratzinger, zginający kolana Bawarczyk, który uczył swojego syna modlitwy! Musiało to być dla młodego Josepha silnym bodźcem do rozwijania religijności. Sam pamiętam, że i mój ojciec, choć nigdy nie widziałem go podczas modlitwy, to jednak naszej modlitwy, dzieci, pilnował. Z mamą się negocjowało, z ojcem się nie dało, nie było żadnej dyskusji. Pamiętam, że zawsze starał się mówić tylko to, co było dla nas najlepsze i w żadnym jego poleceniu czy nauce skierowanej do mnie czy mojego rodzeństwa nie było nic głupiego czy śmiesznego. Jak sobie teraz nad tym myślę, to za nic w świecie nie podałbym go do rzecznika praw dziecka, choć jak mi się należało, to potrafił wymierzyć porządną karę.
Tak więc niezmiernie ważny jest ten klimat religijności domowej, który jednak nie może być za duszny. Czasem jest tak pobożnie, że aż duszno, wszystko takie piękne i świątobliwe, przesłodzone. I jeżeli się nie ma właściwie zorientowanego poczucia religijności, to wówczas mamy albo bunt albo kreujemy sobie własne wyobrażenia o Bogu, o świecie i o drugim człowieku. Czasem postępowanie jakiegoś człowieka jest takie, iż skłania do przypuszczenia, że w nim nie ma Boga.
Niezmiernie ważne jest, aby Jedyny i prawdziwy Bóg w Trzech Osobach, Ojciec, Syn i Duch Święty, był rzeczywiście obecny w moim życiu i stał się niejako moją rzeczywistością. Św. Paweł powiedział w swoim liście, że w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. W jakim Bogu ja żyję, poruszam się i jestem? Czy w Jezusie Chrystusie czy w moim własnym? Ważne jest, abyśmy ciągle starali się odnajdywać drogę do Boga i nie istotne tutaj jest, czy to będzie droga pallotyńska, dominikańska, franciszkańska, jezuicka czy benedyktyńska. Ważne jest, abyśmy szli drogą, na której nam jest najłatwiej odnaleźć Boga aby przysłowiowo dostroić swoją duchowość do tej już sprawdzonej przez Kościół drogi poszukiwania Jedynego Boga.
Nie bójmy się czytać i szukać odpowiedzi w Piśmie Świętym; możliwe, że od razu nie znajdziemy wszystkich odpowiedzi, może to będzie tylko fragment, zdanie, słowo skierowane wprost dla mnie. Wystarczy. Bóg sobie poradzi nawet przy pomocy tego jednego słowa. Ktoś żartobliwie kiedyś powiedział, że w każdym, nawet najgłupszym kazaniu jest jedno zdanie dla ciebie – o ile więc bardziej w Biblii, która jest samą mądrością. Słyszałem od pewnego biskupa, że siedział w konfesjonale w parafii, którą właśnie wizytował. W tym czasie kazanie głosił młody kapłan. Ględził nieznośnie. Zżymałem się, mówi biskup – wewnętrznie i cały czas powtarzałem sobie, niech się tylko ta Msza skończy to ja ci w zakrystii nagadam do rozumu, kto to takie kazania głosi. Zanim w zakrystii wykonałem swój zamiar, przychodzi młody człowiek i… dziękuje mi z całego serca, że wychowuję takich dobrych księży. „Księże biskupie jakie wspaniałe kazanie wygłosił ten młody kapłan, ono mnie całkowicie odmieniło!” I co? Od tej pory przestałem krytykować cudze kazania. W myśl powiedzenia: rzuć kamieniem w tłum, zawsze kogoś trafisz. To kazanie nie było do biskupa, tylko właśnie do kogoś z tłumu.
Niekiedy zdarza się, że w jakichś rekolekcjach czujemy się, jakby konkretny rekolekcjonista do mnie właśnie mówił. Czasem jest wręcz przeciwnie i na tym polega całe poszukiwanie i nie zniechęcanie się. Najważniejsze jest to, abym był otwarty na Boga, na prawdę, na piękno, chociaż w świecie tyle jest zła, krzywdy, kłamstwa i brzydoty – jednak ja powinienem być nastawiony na to, co jest naprawdę ważne i nie poddawać się. Niekiedy Bóg posługuje się najdziwniejszymi sposobami, aby przyprowadzić nas do siebie. Kiedyś czytałem historię pewnego francuskiego myśliciela, który nawrócił się wchodząc do pustej katedry gotyckiej: został w jednej chwili przytłoczony majestatem Boga i uwierzył, bez kazań, bez Mszy, bez ludzi. Innym razem potrzebne jest świadectwo, innym modlitwa, innym jeszcze co innego.
Z kim przestajesz, takim się stajesz. To też jest niezmiernie ważne, bowiem im częściej przebywamy w towarzystwie ludzi dobrych, sami stajemy się w jakiś sposób lepsi, łatwiej udaje się nam świadectwo wierze i prawdzie. I na odwrót: im częściej przebywamy w towarzystwie złych i zagubionych ludzi, wówczas my sami gubimy się i słabniemy. To tak jak z dziećmi, kiedy mama mówi: nie baw się z tymi dziećmi, bo źle robią, nie słuchają swoich rodziców, psocą i są krnąbrne. Nie mówi: idź, pobaw się z nimi, spraw, aby stały się dobre. Zło jest niestety bardziej nachalne i krzykliwe niż dobro.
Ta historia sięga swymi początkami grzechu pierworodnego, którego skutki odczuwamy po dziś dzień. Nasi pierwsi rodzice zgrzeszyli, chcieli bowiem być jak Bóg. Wąż, który nienawidził człowieka, skusił Ewę a ona nakłoniła do grzechu Adama i od tej pory mamy skłonność do grzechu, jednak to nie oznacza, że mamy być bierni, wręcz przeciwnie, musimy wciąż na nowo podejmować walkę i starać się odzyskać utraconą ojczyznę niebieską. Mówiąc po ludzku – i choć Bóg zraził się do pierwszego małżeństwa, nie poddał się. Powiedział: ja się nie dam, więc – można to tak nazwać – wcielił w życie plan awaryjny. Dzieło odkupienia, którego dokonał poprzez Matkę-Maryję i jej Dziecko, Jezusa Chrystusa.
Wykorzystał najpiękniejszą miłość, jaka jest na świecie, miłość macierzyńską. Matka bowiem nigdy nie przestanie kochać swego dziecka, za nic w świecie, małżonkowie mogą się rozejść, miłość może wyblaknąć, natomiast matka zawsze kocha swoje dziecko. Nigdy nie będziemy w stanie oddać matce takiej miłości, jaką ona pierwsza nas obdarzyła. W planie odkupienia, ziemia przyjęła nowego Adama poprzez najpiękniejszą miłość, jaka może być, a mianowicie miłość macierzyńską. Pokora Maryi znajduje wypełnienie w miłości Boga do człowieka, w najczystszej miłości Ducha Świętego, odwieczne Słowo staje się Ciałem za przyczyną Niepokalanie Poczętej Matki-Dziewicy. I tak również Jej Syn, Jezus Chrystus, aż do ostatniej chwili jest posłuszny woli Ojca, Jego planowi zbawienia i odkupienia grzesznego człowieka. „Nie moja wola, ale Twoja niech się stanie…” Człowiek oddaje się Bogu całkowicie i to wygrało ze złem, z grzechem i szatanem.
My już jesteśmy z Chrystusem osadzeni w niebie, mamy już bilet do nieba, teraz tylko trzeba wsiąść do dobrego pociągu. Zdarza się, że się pomylimy i wsiadamy do niewłaściwego pociągu, ale póki żyjemy, wszystko można naprawić. Bóg mówi: nie bój się, jestem z Tobą, zawsze możesz wysiąść i wsiąść do właściwego, wszystko jest cenne w Twojej podróży, nawet zagubienie i jazda w niewłaściwym kierunku. Jedno nie podlega wątpliwości: niebo jest już otwarte i czeka na ciebie. Dzięki życiu, nauczaniu a w ostateczności męce i śmierci Jezusa Chrystusa, który też był Synem, zbawienie stało się nie tylko możliwe, ale stało się ono również realne dla każdego człowieka, dzieło odkupienia jest niepodważalne. Miłość rodzicielska Maryi i Józefa, który choć był tylko przybranym ojcem, to jednak szczerze kochał Jezusa, stała się fundamentem na Jego drodze ku zbawieniu każdego i każdej z nas. My możemy natomiast łączyć nasze cierpienia i niepowodzenia z najświętszą Męką Jezusa i coraz bardziej jednoczyć się z Nim. To nam wystarczy. Możemy również zwracać się do naszej przybranej Matki, Maryi, która jest nią dla nas w porządku stworzenia i stwarza niezwykły klimat duchowy w Kościele, aby uczyła nas łączyć nasze życie z ofiarą Jej syna, który całkowicie niewinnie i darmo postanowił ponieść nasze wszystkie grzechy i nieprawości aż na drzewo krzyża. Wybór należy do nas.
Papież Jan Paweł II w swojej Mszy na Błoniach Krakowskich 10 czerwca 1979 roku poruszył ten temat, czy wolno powiedzieć Bogu „nie”? Człowiek jest wolny, więc teoretycznie może to zrobić, pytanie jednak, jak to wpłynie na jego życie, czy to mu przyniesie korzyść. Sam pozbawia się szczęścia i w konsekwencji życia wiecznego. Jak my się wówczas zachowamy, gdy przez całe nasze życie będziemy konsekwentnie mówili Bogu „nie!”, jak my wówczas staniemy na sądzie przed Jego miłością i Jego dobrocią dla nas, jak odpowiemy na Jego spojrzenie? Zastanówmy się nad tym. Jak przykry i smutny jest los tych, którzy żyją tak, jakby Boga nie było.
Ważny jest ten mój klimat Boga, moje pojęcie Boga, nawet jeśli o nim mówię bardzo szeroko. Wiele dzisiaj jest spraw i problemów, które mogą być rozwiązane na płaszczyźnie rozmów i kierownictwa duchowego, a zamiast tego wychodzi się z nimi przysłowiowo na ulicę i te najbardziej delikatne i istotne dla wielu ludzi sprawy, są deptane i w żaden sposób nie rozwiązywane. Ja mogę jedynie powiedzieć, że im dłużej żyję, im dłużej jestem mnichem, tym bardziej i wyraźniej dostrzegam harmonię Bożego działania, którą niestrudzenie objawia On w swoim słowie, w Piśmie Świętym. Choć nadal jest dla mnie wiele rzeczy niejasnych i niezrozumiałych – idę naprzód. Najbardziej boję się księży, którzy chcą znać – lub nawet mówią, że znają – odpowiedzi na wszystkie pytania.
Nawet papież Benedykt XVI, największy współczesny teolog, nie bał się na niektóre pytania odpowiadać: nie wiem. Jedno dziecko z Japonii zaraz po tsunami napisało do niego, dlaczego się tak stało, że tak wiele osób zginęło, papież odpisał, że nie wie, dlaczego się tak stało. Modli się o miłosierdzie Boże dla zmarłych. Lepsza jest taka odpowiedź niż pewne siebie tłumaczenie, że właśnie w ten sposób objawiło się Boże miłosierdzie, iż tak wiele osób naraz poszło do nieba (Oby!). Niemniej jednak nie zawsze znamy odpowiedź, nie zawsze znajdziemy ją w Piśmie Świętym, nieraz umrzemy nie znajdując odpowiedzi.
Jednak wciąż dla Boga wszystko ma głęboki i niepodważalny sens. Niekiedy w formie objawień udzielanym szczególnym osobom jak Świętej Faustynie. Bóg zwraca się do człowieka w sposób bezpośredni. I choć nie mamy obowiązku w objawienia wierzyć tak, jak w Pismo Święte, to jednak nie możemy powiedzieć, że ci ludzie byli wariatami. Zdecydowanie, św. Faustyna nie była wariatką. Często za sprawą objawień wielu ludzi człowiek dochodzi do poznania Boga, nawraca się i odtąd stara się całym sercem szukać Boga. Nie możemy zdawać się wyłącznie na własne siły czy własne wyobrażenia. Potrzebny do tego jest autorytet Kościoła, aby nie tworzyć sobie własnej religii z własnymi objawieniami, bo wówczas nie kieruje nami Bóg, ale szatan. Tworząc sobie własne bożki, nigdy nie odkryjemy całej prawdy i nigdy nie będziemy szczęśliwi, będziemy tylko w półprawdach lub w ogóle poza prawdą. Nie bójmy się powiedzieć „nie”, nie musimy się na wszystko zgadzać. Gdyby Jezus się na wszystko zgadzał, to by go nie zabili. Często spotykamy ludzi, którzy się na wszystko zgadzają, ale wówczas okazuje się, że sami nie mają wiele do powiedzenia.
Leon Knabit OSB, „Rekolekcje z Ojcem Leonem”, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
opr. ac/ac