„Bóg chrześcijan to nie jest wyłącznie twórca prawd geometrycznych i ładu żywiołów; to wiara pogan i epikurejczyków. Nie jest to tylko Bóg ogarniający swą opatrznością życie i mienie człowieka, aby dać szczęśliwy ciąg lat tym, którzy Go uwielbią; to wiara żydów. Ale Bóg chrześcijan to Bóg miłości i pociechy” – ta myśl Pascala w celny sposób oddaje prawdę o Bogu, w którego wierzymy.
Francuscy filozofowie mają w „Gościu” swoje pięć minut. Po Chantal Delsol przychodzi pora na Pascala, autora słynnego powiedzenia: „Serce ma swoje racje, których rozum nie pojmuje” (Le cœur a ses raisons que la raison ne connaît point). Po polsku trudno oddać tę grę słów, w oryginale bowiem „racje” i „rozum” brzmią tak samo. Przywołuję Blaisa Pascala przy okazji jego 400. urodzin nie tylko dlatego, że w jakiejś prywatnej rozmowie z udziałem papieża pojawiła się myśl wyniesienia go na ołtarze (pomimo pewnych związków z jansenistami). Bardziej dlatego, że w epoce, w której rozum zdaje się zbiorowo uśpiony czy sprowadzony do jakiejś wirtualnej maszyny mielącej internetowe dane, warto jego rolę uwypuklić, choć bez przeceniania jej. Pascal we wstępie do zbioru „Myśli” podkreślił, że należy unikać skrajności: albo wykluczenie rozumu, albo uznawanie tylko rozumu, co w bieżącym numerze „Gościa” przywołane zostało przez Szymona Babuchowskiego („Między sercem a rozumem”). Umiar złotego środka, gdzieś w przestrzeni pomiędzy sercem a rozumem, jest jak najbardziej polecany. A najlepiej byłoby – i to jest zapewne domena ludzi określanych jako jednostki dojrzałe – umieć nie tylko odróżniać jedno od drugiego, lecz i godzić jedno z drugim w codziennych wyborach.
Czytajcie Pascala, chciałoby się dodać. Wielki, wybitny ścisły umysł – zdawać by się mogło – powinien unikać wszystkiego, co subiektywne i niepoliczalne. A jednak na tym właśnie polegała jego wielkość. Liczył i mierzył w każdej przestrzeni z właściwym dystansem i odpowiednią miarą. Biorę do ręki jego „Myśli”. Od razu rzuca się w oczy fragment: „Bóg chrześcijan to nie jest wyłącznie twórca prawd geometrycznych i ładu żywiołów; to wiara pogan i epikurejczyków. Nie jest to tylko Bóg ogarniający swą opatrznością życie i mienie człowieka, aby dać szczęśliwy ciąg lat tym, którzy Go uwielbią; to wiara żydów. Ale Bóg Abrahama, Bóg Izaaka, Bóg Jakuba, Bóg chrześcijan to Bóg miłości i pociechy; to Bóg, który napełnia duszę i serce tych, których posiada; to Bóg, który daje im czuć ich nędzę i swoje nieskończone miłosierdzie, który zespala się z treścią ich duszy; który napełnia ją pokorą, weselem, ufnością, miłością; który czyni ich niezdolnymi do innego celu prócz Niego samego” (posłużyłem się przekładem Tadeusza Boya-Żeleńskiego).
Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa jest świetną okazją do przemyślenia nie tylko tego fragmentu i słów o Bogu, który napełnia serca wierzących w Niego, ale i do tego, by odpowiedzieć sobie na pytanie o stan zaśmiecenia własnego rozumu i serca. W cytowanym przez Babuchowskiego leksykonie teologii zauważono, że Pascal żył „w ciągłym konflikcie pomiędzy dumą i pokorą, skłonnością do nauki i odrzuceniem wszelkiej wiedzy, duchem badacza i miłością do Boga. Wraz z narastającym przez ostatnie piętnaście lat cierpieniem coraz bardziej wzrastał w miłości. Nie jest teoretykiem, lecz świadkiem”. A czy to nie świadków właśnie nasza epoka potrzebuje najbardziej? Nie serca i nie rozumu. Raczej tego, że odpowiednio je ze sobą godząc, można żyć lepiej.