Sto dni rządów lewicy

Pierwszych 100 dni to za mało, by w pełni ocenić rząd, ale wystarczająco długo, aby określić szanse spełnienia obietnic z kampanii wyborczej...

Pierwszych 100 dni to za mało, by w pełni ocenić rząd. Ale wystarczająco długo, aby określić szanse spełnienia obietnic z kampanii wyborczej. Można też — choć częściowo — poznać prawdziwe oblicze rządzącej ekipy.

Lewica szła do urn wyborczych z hasłem, że po rządach nieudaczników pojawia się ekipa niezwykle kompetentna. Przygotowana od dawna do sprawowania władzy, posiada konkretne programy, łącznie z projektami ustaw, w sposób zdecydowany zmieniające funkcjonowanie państwa.

Aby podkreślić nową jakość rządzenia, zapowiadano m.in., że ministrowie będą pełnić głównie rolę polityczną. O merytorycznej stronie pracy rządu będą natomiast decydować sekretarze stanu. Zapewni to szybkie i sprawne przygotowywanie projektów ustaw, a także ich wysoką jakość. Zakładano również bardzo wysoką dyscyplinę partyjną: to, co rząd przygotuje, sejm uchwali, prezydent podpisze i będzie bardzo dobrze. Gdzie w tym wszystkim senat? Ano, nie miało go być. Poprzednio, zdaniem lewicy, był wyłącznie ostatnią deską ratunkową do poprawiania bubli prawnych, produkowanych przez sejm. Jak tylko lewica zdobyła większość w senacie, to okazało się, że jest on jednak potrzebny.

Tak miało być. A co widać z perspektywy 100 dni?

Po pierwsze okazało się, że lewica (nawet po pominięciu PSL-u) nie jest jednolitą, spójną formacją, lecz zbiorem różnych grup, frakcji, orientacji i regionalnych struktur SLD. Mają one jedną wspólna cechę — pragną przechwycić maksimum dla siebie. Stąd pierwsze starcie: przy podziale stanowisk ministerialnych. Okazało się, że jest ich za mało. Nie tyle za sprawą reformy centrum administracyjnego, lecz z powodu gorszego wyniku osiągniętego w wyborach i wynikającej stąd konieczności podzielenia się nimi z PSL-em, a także z Unią Pracy. Wpływowi, a niezaspokojeni działacze SLD zostali więc sekretarzami stanu. Nie z racji ich wiedzy, ale wyłącznie z siły politycznej.

W kampanii wyborczej mówiono, że lewica będzie zatrudniać wyłącznie fachowców. Fachowiec to osoba znająca dziedzinę, którą jej powierzono, jasno widząca cel (w tym wypadku usprawnianie funkcjonowania struktur państwa). Sprowadza się to m.in. do bardzo efektywnego wykorzystania swojego czasu, identyfikowania i rozwiązywania najistotniejszych dla społeczeństwa problemów, tworzenia spójnej i jasnej wizji funkcjonowania władzy.

Tymczasem Barbara Piwnik, minister sprawiedliwości i prokurator generalny najpierw poświęciła swój niezwykle cenny czas na mianowanie, a później obronę prokuratora Kaucza. Obecnie pani minister jest zaaferowana tropieniem pana Leppera. Nie słychać natomiast o inicjatywach służących poprawie bezpieczeństwa obywateli. Chyba, że zaliczymy do nich działania ministra spraw wewnętrznych Krzysztofa Janika, który błyskawicznie, zapewne w trosce o bezpieczeństwo obywateli, wymienił wszystkich komendantów policji, w tym głównego i wojewódzkich, a także szefów innych urzędów centralnych. Premier Miller uzasadnił to w „Sygnałach dnia” w sposób zaskakujący, a mianowicie stwierdził, że ludzi po prostu trzeba zmieniać.

Była opozycja, a obecna koalicja rządowa, krytykowała AWS za zasadę eliminowania — głównie w gospodarce i służbie cywilnej — osób spoza swojego kręgu. Celował w tej krytyce ówczesny poseł opozycji, a dziś minister skarbu Wiesław Kaczmarek. Jakie są jego osiągnięcia w zakresie sprawowania przez niego urzędu w ciągu 100 dni? Nie widać polityki prywatyzacyjnej. Minister Kaczmarek mówi, że miał na to zbyt mało czasu. Nie widać również kreowania poprzez przemiany własnościowe przemian gospodarczych, czego brak zarzucał swoim poprzednikom. W tej materii odpowiada, że to nie jego sprawa, tylko ministra gospodarki. Trzeba natomiast odnotować olbrzymie osiągnięcia w dziedzinie wymiany zarządów spółek, w których menedżerowie są — w opinii ministra skarbu — proprawicowi.

Wszystko to oczywiście pod hasłem wymiany osób niekompetentnych na wybitnych fachowców, znających się na branży i zarządzaniu. Że często są to tylko puste frazesy świadczy jeden choćby tylko przykład: powołanie na stanowisko prezesa Polskich Sieci Energetycznych — jednej z największych firm w kraju — Stanisława Dobrzańskiego, który nigdy nie miał do czynienia ani z energetyką, ani z zarządzaniem większą firmą. Inną kontrowersyjną decyzją jest przywrócenie do zarządu KGHM Stanisława Siewierskiego. Dał się on poznać z dwuznacznych transakcji w Kongu, gdzie za pośrednictwem spółki o niejasnych powiązaniach stracił kilkadziesiąt milionów złotych, oraz tego, że w latach 1996—1997 wywindował płace zarządu KGHM do najwyższych w kraju. Czy ci panowie mają być „nową jakością” w kadrach zarządzających polską gospodarką.

Ciekawe ponadto, że wielu fachowców w zatrudnianych obecnie spółkach z udziałem skarbu państwa, to ludzie związani z Gudzowatym, prezesem Bartimpexu. Ekipa rządząca przywiązuje olbrzymią wagę do wprowadzenia swoich ludzi na wszystkie możliwe stanowiska. Podjęła nawet próbę mianowania na skróty pracowników centralnych urzędów państwowych (tzw. służby cywilnej) z pominięciem zasad określonych w ustawie o tej służbie.

Lista pozostałych dokonań rządu Millera to raczej zestaw życzeń aniżeli dokonań. Szczególnie niepoważnie brzmią słowa premiera przy omawianiu kwestii finansów publicznych.

Skąd u premiera Millera pewność, że państwo polskie nieuchronnie zmierzało do bankructwa, że czekał nas los Argentyny? Wypada żałować, że premier nie raczył się zapoznać przed wygłoszeniem tych tez z rzeczywistymi uwarunkowaniami i przyczynami kryzysu w Argentynie. Nawet pobieżna analiza wskazuje na diametralne różnice między Polską a Argentyną. Rzekome sukcesy Argentyny, zwłaszcza życie na kredyt, bardziej przypominały „sukcesy” Polski z epoki Gierka, gdy podobno byliśmy dziesiątą potęgą świata, również żyjąc na kredyt, aniżeli Polskę ostatniej dekady.

Naprawy finansów państwa nie da się zadekretować. Wypadałoby przynajmniej poczekać do zamknięcia roku 2002, aby się przekonać, czy nastąpiła zmiana tendencji w dynamice rozwoju gospodarczego i czy ma ona charakter trwały.

Jeśli chodzi o inne zamiary rządu, zwłaszcza wymagające zmian ustaw, to wypada poczekać do ich uchwalenia przez parlament, a następnie sprawdzić, jakie rzeczywiste skutki przynoszą. Wówczas możliwa będzie pełna ocena trafności wybranej przez rząd Leszka Millera strategii.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama