Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (43/99)
Rzadko informacja o ludziach czyniących dobro, przebija się poprzez zgiełk światowych mediów, koncentrujących naszą uwagę na tragediach, dramatach i konfliktach. Jednak przynajmniej raz do roku ludzie czyniący wokół siebie coś dobrego, stają się bohaterami opinii publicznej. Wiąże się to z dorocznym werdyktem Komitetu Noblowskiego w kategorii nagrody pokojowej. Tym razem laureatami została międzynarodowa organizacja "Lekarze bez granic". W komunikacie Komitetu podkreślono, że nagroda została przyznana za " pionierską pracę humanitarną na wielu kontynentach". Organizacja pomocy "Medecins sans frontieres" (Lekarze bez granic) została założona w 1971 roku przez grupę francuskich lekarzy, wstrząśniętych wojną domową w Nigerii i klęską powodzi w Pakistanie. Zostali oni zaangażowani przez Czerwony Krzyż do pomocy w tych regionach. Szybko jednak oficjalne organizacje zrezygnowały z ich usług, nie chcieli bowiem milczeć wobec tragedii, których byli świadkami. Mówili o represjach, prześladowaniach, torturach. Jednocześnie słynęli z tego, że potrafili organizować pomoc medyczną w najtrudniejszych warunkach, nawet wówczas, gdy wyspecjalizowane organizacje międzynarodowe wolały poczekać, aż sytuacja stanie się bardziej bezpieczna. Obecnie organizacja jest już instytucją wielonarodową. Jej budżet w 1998 r. wyniósł 231 mln dolarów, co umożliwiło wysłanie na tereny kryzysowe 2 tys. ochotników. "Lekarze bez granic", której fundusze pochodzą w dwóch trzecich ze źródeł prywatnych, pozostaje wierna swym ideałom. Zgodnie ze statutem, dotacje z funduszy publicznych nie mogą wynosić więcej niż 20 proc. całego funduszu, co gwarantuje niezależność działania. Wśród osób, które z ramienia organizacji spieszą z pomocą medyczną w regionach ziemi ogarniętych wojną, jedną trzecią stanowią lekarze, głównie chirurdzy i anestezjolodzy. Kolejne dwie trzecie stanowi średni personel medyczny, w tym pielęgniarki, laboranci i farmaceuci. Ocenia się, że w ramach akcji "Lekarze bez granic" świadczyli pomoc w ponad 60 krajach dotkniętych wojnami lub innymi klęskami. W ostatnim czasie byli aktywni zarówno w górzystych regionach Afganistanu, zniszczonych przez tragiczne w skutkach trzęsienie ziemi, jak i w czasie dramatycznych wydarzeń w Timorze Wschodnim. Wcześniej niż inne organizacje zaczęli organizować obozy dla Albańczyków wyganianych z Kosowa, a później z równą ofiarnością zajmowali się represjonowanymi Serbami w tym regionie. Ci wszyscy wspaniali, ofiarni ludzie są przykładem, że można przełamać krąg obojętności i milczenia wobec tragedii, których tak wiele ciągle doświadcza świat u schyłku tego stulecia.
Andrzej Grajewski