Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (11/2000)
Wydarzenia ostatnich tygodni wskazują wyraźnie, że nasze życie polityczne wkroczyło w okres przedwyborczej retoryki i działań nastawionych na zjednanie sobie wyborców. W następnych miesiącach właśnie przez taki pryzmat powinniśmy oceniać postępowanie rządzących i opozycyjnych polityków. Ci ostatni na przykład publicznie, przed kamerami telewizyjnymi obarczają rząd AWS—UW winą za brak polityki prorodzinnej i wzrost przypadków porzucania dzieci przez matki (mimo że statystyki wskazują na tendencję zupełnie przeciwną). Mówią też o prawicowej nagonce w sprawie nieudanej komputeryzacji ZUS, o sposobie której przecież przesądził na odchodnym lewicowy rząd.
Samobójczego gola do bramki rządzącej koalicji wbił minister Jacek Dębski, szef Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki. Historia, opowiedziana przez niego jednemu z dzienników, o tym, że pół roku temu ktoś groził mu i żądał znalezienia dokumentów kompromitujących prezydenta Kwaśniewskiego, wygląda na bardzo niskie, osobiste porachunki ministra. Pogorszyły one tylko i tak nie za dobrą atmosferę wokół AWS.
Kandydat prawicy na prezydenta musi mieć autorytet, kompetencje, a przede wszystkim zdobyć na tyle duże zaufanie społeczne, by wyborcy wybaczyli wszystkie potknięcia koalicyjnych ugrupowań. Kłopoty z ZUS, trudne i niepopularne reformy społeczne, przy których wprowadzaniu nie uniknięto poważnych błędów, chwiejność koalicji rządzącej, która ujawniła się chociażby przy głosowaniu nad wotum zaufania dla ministra Emila Wąsacza i utrzymaniem stanowiska przez prezydenta Warszawy Pawła Piskorskiego...
Odważnych należałoby raczej poszukać wśród polityków niezaangażowanych bezpośrednio w rządzenie. Na kandydowanie nie zgodził się Tadeusz Mazowiecki, proponowany przez członków Unii Wolności. AWS odmówiła poparcia Andrzejowi Olechowskiemu, którego na wspólnego kandydata prawicy zaproponowało 25 intelektualistów. Już najwyższy czas rozmawiać o nazwiskach. Z nazwiskiem kandydata musi się jednak wiązać nieposzlakowana przeszłość, autorytet i poparcie całej prawicy. Ten ostatni warunek będzie chyba najtrudniejszy do osiągnięcia. Dlatego ugrupowania prawicowe powinny rozmawiać wreszcie o konkretnych osobach, a one same zdeklarować się, czy chcą startować w wyborach prezydenckich.