Więcej, a nawet mniej

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (18/2000)

Moim znajomym, którzy uporali się z wypełnieniem PIT-u, po podliczeniu wszystkich kolumn „wyszło”, że Skarb Państwa powinien im zwrócić parę złotych. Jakkolwiek każdy świadomy obywatel z silnie rozwiniętym instynktem państwowotwórczym cieszy się, gdy jego pieniądze wspomagają budżet (nawet wtedy, gdy płaci za niedozwolone parkowanie), to przecież silny instynkt przywiązania do zarobionych przez siebie złotówek nie pozwala się smucić, jeśli zostają one w kieszeni. Pogratulowałem więc sukcesu, który będą mogli całą rodziną skonsumować w pobliskiej lodziarni. Jednak ich miny były takie „sześć na dziewięć”, jak się niegdyś mówiło w slangu młodzieżowym. „Wiesz, to dobrze, że teraz mamy na lody, chociaż nie odliczaliśmy żadnych ulg. W zeszłym roku mimo odliczeń musieliśmy dopłacić kilkaset złotych”. „A więc czym się martwicie?”. „Jak się nie martwić, skoro wymowa liczb jest okrutna: w zeszłym roku zarobiliśmy znacznie więcej!”.

Niestety, nie jest to chyba przypadek jednostkowy. Wiele rodzin, jeszcze niedawno aspirujących do tzw. klasy średniej, musi urealnić swoje marzenia. Ich dochody nie rosną tak szybko, jak jeszcze parę lat temu mogły się spodziewać. Mierząc siły na zamiary — a czyż jest inny sposób budowania przyszłości? — niektóre rodziny zadłużyły się w bankach i teraz spłacają kredyty. Tymczasem koszty utrzymania — czynsze, prąd, gaz, benzyna — stale rosną, i w domowych budżetach rozwierają się nożyce między dochodami a wydatkami. Oczywiście problemy potencjalnej klasy średniej bledną przy kłopotach rosnącej klasy „wykluczonych”: bezrobotnych, rolników, rencistów. Niemniej to właśnie stabilna klasa średnia decyduje o równowadze i sile państwa, tak przynajmniej uczy doświadczenie „starych demokracji”. To właśnie ona (jeśli ma pieniądze) zamawia usługi, które dają szansę pracy sierotom po przodujących kombinatach socjalizmu. W dodatku wiele osób, które frustrują się wypełniając zeznania, ma nieproporcjonalny do swoich dochodów wpływ na opinię publiczną i autorytet w środowisku. Jeśli oni będą niezadowoleni, to ogólny poziom zaufania do przemian spadnie jeszcze bardziej.

„Z góry” nie otrzymujemy informacji, dlaczego tak się dzieje. Tylko opozycja ma proste wytłumaczenie: wszystkiemu jest winna AWS. Przynajmniej nie jest to wyjaśnienie antysemickie, choć brzmi podobnie. Rząd mówi półgębkiem. A obywatelowi z rozwartymi nożycami zaciskają się pięści, gdy słyszy o kolejnych inwestycjach różnokolorowych kas chorych. Może są one niezbędne, ale na pewno wyjątkowo drażniące. Poza tym, skoro ceny w stolicy są wysokie, to dlaczego nie rozważyć osadzenia Mazowieckiej Kasy w Płocku, a krajowego związku w Sieradzu? Tam jest taniej, zaś wpływ dużej instytucji na miejscowy rynek pracy mógłby być błogosławiony. Przy okazji może wreszcie coś by się zaczęło decentralizować. Tymczasem tęsknota za peerelem rośnie. Gdyby naród był konsekwentny, to SLD powinno drżeć. Z coraz to nowych wypowiedzi lewicy wynika bowiem, iż tak naprawdę peerel został obalony przez PZPR.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama