Populizm

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (26/2000)

"Populizm" to słowo, które w codziennym obiegu rozpowszechniło się dopiero w ostatnich latach. W czasach mojej młodości każdy wiedział, co to jest popularność lub populacja (łącznie z "populacją gwiazd"), natomiast słowo "populizm" pojawiało się tylko w dyskusjach o literaturze: jako populistyczne określano powieści, które tzw. szarego człowieka kreowały na bohatera literackiego. Literatura populistyczna to była po prostu literatura ludowa. Stąd już tylko krok do przypisania temu słowu znaczenia politycznego: populizm oznaczał rządy objęte i sprawowane przez prostego, szarego człowieka, człowieka z tłumu. Do tych rządów dochodziło się dzięki poparciu mas, które trzeba było sobie zjednać. To zaś udawało się przez składanie obietnic: zaprowadzenia porządku, ułożenia sprawiedliwych stosunków społecznych, likwidacji biedy... Najbardziej perfekcyjni populiści to ci, którzy zawsze umieją powiedzieć to, co słuchający chcą słyszeć. Opanowali doskonale sztukę wmawiania ludziom, że reprezentują właśnie ich i ich interesy. Wiedzą, czego ludziom potrzeba i czego chcą, co więcej, udaje im się przekonać słuchaczy, że to oni "mówią im z serca". Wykorzystują zanik zaufania do urzędów czy autorytetów, szczególne pole do popisu znajdują w czasach przemian, gdyż wtedy ogarnia ludzi poczucie niepewności. Populiści prezentują się wówczas jako przywódcy o ustalonej, trwałej hierarchii wartości, zdolni odbudować fundamenty życia społecznego i przywrócić sprawdzoną tradycję. Umieją wskazać winnych i skierować gniew ludu w odpowiednią stronę. Do mobilizowania słuchaczy obficie posługują się terminologią wojskową i wojenną, wróg jest zawsze jasno zdefiniowany. Sprawdzony chwyt populistów to wmawianie ludziom, że reprezentują milczącą część społeczeństwa. Dawniej były to milczące mniejszości, ale w ten sposób zdobywało się poparcie jedynie owych mniejszości. Stąd najnowszy, demagogiczny chwyt propagandowy o obronie zagrożonych praw "milczącej większości". Histerycznym tonem opowiada się narodowi, że jacyś "oni" nim rządzą i wobec tego trzeba pójść za tymi, co poświęcają się dla ratowania "substancji narodowej". "Prawdziwe interesy narodowe" to popularne hasło populistów, przy czym interesy te pozostają nieokreślone, ale zawsze są zbieżne z marzeniami akurat tej grupy, do której się przemawia. Mowie o interesach towarzyszą obietnice rozdawanych w przyszłości dóbr i łask, a populista u władzy próbuje rozdawać co tylko może, hojną ręką, bo nie ze swojej kieszeni ani ze swego majątku. Populiści chętnie powołują się na demokrację, bo przecież liczą na wolę ludu, która ma ich doprowadzić do władzy (lub przy niej utrzymać). Faktycznie jednak populiści dorwawszy się do władzy, rozwinęli system rządów dyktatorskich (np. Peron). Była to naturalna konsekwencja założeń populizmu, gdyż władza uzyskana dzięki hasłom populistycznym ma dyktaturę zaprogramowaną. Dzieje się tak dlatego, że populiści prezentując się jako wybawiciele i ratownicy, nadają stosunkowi władzy do ludu charakter bardziej osobisty, są wodzami, przywódcami, nieraz wręcz ojcami duchownymi. Władza to już wtedy nie struktura prawna, lecz panowanie - łaskawe dla "swoich" i sympatyków, uciążliwsze dla innych. Liczy się lojalność wobec władzy, urzędy obsadza się wedle zaufania, formuje się hierarchia równoległa do urzędowej, decyzje zapadają na politycznym zapleczu. Z demokracją kłóci się to zasadniczo. Populizm kwitnie tam, gdzie panuje niezadowolenie (które zresztą wywołuje się i podnieca). Metody populistów są wszędzie jednakowe: polemiczno-prowokacyjne podejmowanie tematów i proponowanie prostych, jedynie i absolutnie słusznych rozwiązań. W myśl starego rzymskiego przysłowia: "ludzie chcą być oszukiwani, więc ich oszukujmy".

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama